Aśka! Takie małe dziecko chcesz obcej kobiecie oddać? Przecież on ma niecały roczek! Mama powinna jak najwięcej czasu spędzać z takim maluszkiem, on cię teraz najbardziej potrzebuje! – napisała mi czytelniczka, kiedy przyznałam się, że korzystam z pomocy sąsiadki przy opiece nad młodszym. – Co ona gada, że jest zmęczona, przecież siedzi w domu, a dwa razy w tygodniu jej dziecko jest u babci. – usłyszałam dyskusję w sklepie. – Takiego małego synka chcesz do przedszkola oddać? Do 3 roku życia matka powinna z dzieckiem siedzieć w domu! – przeczytałam pod statusem, w którym przyznałam się, że planuję młodszego wysłać na cztery godziny do przedszkola od września.
Szczerze nie rozumiem tej histerii w temacie „pozbywania” się dziecka na chwilę, jak określają to przeciwnicy. O co chodzi? O to, że nie daj borze, matka odpocznie przez godzinę lub dwie od całodziennej, męczącej opieki nad maluchem? Że popełni grzech ciepłej kawy? Że odkurzy spokojnie? Że na moment jej życie przestanie być ułożone pod wymagającą małą istotkę? Że na kilka chwil będzie mogła skupić się wyłącznie na sobie, odpocząć i przywitać dziecko zupełnie odmieniona i z uśmiechem na buzi?
I nie wiem, skąd się wzięło bzdurne przeświadczenie, że co jak co, ale dzieckiem to ty się musisz sama zajmować. Nie wiem, skąd się bierze ten wstyd, że boimy się przyznać, że potrzebujemy czyjejś pomocy. Nigdy, ale to nigdy tak nie było, że opieka nad dziećmi w całości przypadała na jedną osobę, to głupie czasy perfekcjonizmu wypracowały taki system, w którym cała odpowiedzialność zawsze spada na matkę. 24 godziny na dobę, przez tydzień, miesiąc, rok cały, non stop ty sama, jak w więzieniu, którego rytm przerywają wyjścia na plac zabaw i pory drzemek. Ciągle w tych samych ścianach, z tą samą osobą, ciągle to samo, bez zmian, w rutynie, słuchając jak zegar odlicza kolejne godziny i dziwiąc się, że to tylko minuty mijają.
Kurde – każdy by zwariował, każdy może mieć tego dość. A jeśli w tym wszystkim usiłujesz do tego pracować, dorobić coś do domowego budżetu, to ja ci wprost powiem, że w ciemnej jesteś pupie. Ciemnej i głębokiej. Ja to wiem, bo to przeżyłam, pisząc na kolanie teksty z dzieckiem u piersi, bujając nogą wózek i ustalając warunki jakiejś współpracy, odpisując w samochodzie do lekarza na maile od czytelniczek i siedząc po nocach nad poprawianiem treści. Zaczynałam pracę o szóstej rano i kończyłam późno w nocy, bo każda moja chwila na sprawy blogowe była przerywana przez jedno lub drugie dziecko. Piętnaście podejść do jednego maila, teksty pisane w komórce podczas układania klocków. Serio? To takiego czasu z matką potrzebowały moje dzieci? I z kim spędzały ten czas – ze mną, czy ze mną w telefonie? W pewnym momencie powiedziałam dość! Sprawa jest prosta – pracuję, zajmuję się domem, zajmuję się dziećmi i potrzebuję czasu, żeby zająć się trochę sobą. Nie ogarnę tego sama jedna z Chłopem na poligonie i z wymagającym czterolatkiem. Z dziećmi nie jestem w stanie zrobić wiele, a nie robiąc wiele, robię to praktycznie przez cały dzień i wciąż nie mam czasu dla dzieci, a do tego chodzę coraz bardziej wściekła. Usiadłam i pomyślałam, w których momentach jestem dziecku najmniej potrzebna, w których momentach ktoś może mnie z powodzeniem zastąpić. I odpowiedź nasunęła się sama – spacery i czasochłonne usypianie. Czy naprawdę odbiorę dziecku dużą swoją część, jeśli ktoś inny pojeździ z nim wózkiem po lesie, a ja w tym czasie zrobię to, co w innym przypadku robiłabym połowicznie, z doskoku, w nerwach i z coraz większą frustracją? Odbiorę mu coś czy podaruję mu zadowoloną matkę, która zrobiła wszystko, co musiała w czasie spaceru i całe popołudnie może poświęcić tylko jemu?
Tak wiem, że są kobiety, które dają radę. Pracują, zajmują się domem, odpoczywają, jeszcze pranie wyprasują od razu po wyjęciu z suszarki. Oczywiście, że są. Każda z nas jest inna, każda ma inny dom, inne obowiązki, inną pracę, inne umiejętności i to, że jedna potrafi się wspinać na drzewo, nie znaczy, że druga nie może kopać sobie grobu pod płotem. Więc jeśli czujesz, że nie wyrabiasz, że nie dajesz rady, że twoje wyczerpanie, przemęczenie odbija się na dzieciach, że chodzisz coraz bardziej zmęczona i wściekła – nie bój się ocen, nie bój się osądu. To ty zajmujesz się swoim dzieckiem i masz zrobić wszystko, żeby czas z nim był wartościowy, a nie rozrzucony pomiędzy wszystkie te rzeczy, którymi jesteś obarczona i z którymi się nie wyrabiasz.
Tak, masz prawo prosić o pomoc. Masz prawo sobie ją organizować. Masz prawo za nią płacić. Masz prawo odpocząć od rutyny, masz prawo na relaks. Masz prawo oburzać się, kiedy ktoś ci wypomni, że jego zdaniem nie jest ci to potrzebne. To ty oceniasz w jakim stopniu jest ci to potrzebne, jak bardzo ci to pomoże. I powiem wprost: każdej młodej mamie, która czuła lub czuje się zmęczona, wkurzona, niewyspana, której granice były już tak naruszone, że sama jedna stanowiła bombę wysokiego ryzyka, każdej mamie, która pracuje w domu, która nawet tylko w nim sprząta i go organizuje, a czuje zmęczenie, każdej jednej doradzałam, doradzam i będę doradzać pomoc do dziecka. Płatną, niepłatną, wyproszoną, chwilową, dłuższą, załatwioną, babciną, dziadkową, jakąkolwiek. I nie masz prawa czuć się z tym źle. Bo czasem odbierając dziecku te dwie lub trzy godziny swojego czasu, robisz to dla jego dobra. Dajesz mu w zamian coś jeszcze: uśmiechniętą, wypoczętą i skupioną na nim przez resztę czasu – siebie.
Moja bezdzietna przyjaciółka poradziła mi że skoro jestem na macierzyńskim ( z dwójką dzieci ) to mam czas i mogę np. dorabiać rękodziełem, bo przecież jestem w domu i mam czas. HA HA HA HA
Tak łatwo jest sądzić i doradzać jak sprawa nas nie dotyczy…
Więc jestem leniwa bo siedzę w domu i nie zarabiam a przecież mam czas no i wyrodna matka jestem bo oddaje dzieci pod opiekę innym.
święte słowa 🙂 każda mama powinna to przeczytać 🙂
Każda babcia i każdy tatuś powinien to przeczytać! Teściowa która cześć tygodnia zajmuje się moim dzieckiem robi to super ale za plecami opowiada ze dziecko do 3 lat to z matka powinno być. Mąż mój słowem nie piśnie ze pracuje chociaż nie muszę ale nie rozumie po co ja sobie tyle projektów biorę na głowę. Chodzi chyba o to zrozumienie właśnie dla tej matki przez nią sama i otoczenie.
A to ja jeszcze od drugiej strony, bo Ty tu tylko o dobru matki. A ja twierdze ze dla dziecka jest dobre, jak jest oddawane komuś pod opiekę. Nauczy się, ze każdy jest inny, u każdego potrafią być inne zasady i inne sposoby traktowania. Nauka życia w społeczeństwie jest w cholerę ważna. Zamknięcie w 4 ścianach z jedną osobą to jak więzienie, nie znasz nic innego, a potem nagle łup – jakbyś wylądował na innej planecie 😉
Chociaż przyznam że przy pierwszym dziecku uważałam że jeśli oddanie do babci młodego, to tylko „jeśli musze wykonać jakąś pracę”. Małż mi to wybił z głowy bardzo szybko, kiedy nie chciałam oddać dziecia, żeby iść do kina. „Bo mi się nie należy” – takie miałam poczucie. Bo to moje dziecko a kino to fanaberia jakas. Także taki lekki obuch w głowę i się obudziłam na szczęście 😉
Nie mam problemu zostawić mojego dziecka z jednymi lub drugimi dziadkami, już jako roczniak nocował sam u dziadków. Teraz od czasu do czasu zostaje na 1,5h u znajomej która ma urwisa w podobnym wieku. Raz ona zostawia go u mnie, raz ja u niej. Ale nie posłałabym mojego 2,5 latka do przedszkola, bo znam moje dziecko i wiem jak się czuje w miejscu gdzie jest dużo dzieci. Chodzimy 2 razy w tygodniu do klubiku na godzinę i widzę, że potrzebuje mojej obecności przy sobie. Myślałam aby zapisać go do przedszkola na kilka godzin, byłoby mi łatwiej, ale wiem, że moje dziecko nie jest na to gotowe. Uprzedzając – nie, nie trzymam go kurczowo przy sobie, pozwalam mu poznawać świat i oddalać się ode mnie jeśli ma na to ochotę 😉
Wiadomo – trzeba się dostosować do dziecka, z tych samych powodów starszak nie poszedł do przedszkola jako młodsze dziecko, a na początku był kilka godzin zaledwie 🙂
No i wlasnie takiego zrozumienia i wsparcia potrzebowalam! Dzieki !! 😉
Ameno.
Momentami jakbym czytała o sobie. Niestety, jestem właśnie na etapie pisania z dzieckiem na kolanie lub z nogą kołyszącą krzyczącego stwora w leżaczku, przy próbie utrzymania. intelektualnego kontaktu z samą sobą. I oczywiście dopada mnie po kilku godzinach takich działań mega kur…ica, która nie służy nikomu. Będę myśleć, jak to rozwiązać.
Post bardzo potrzebny, serio, nie przejmuj się absurdalnym hejtem. We mnie wzbudził szacunek za Twoją szczerość i że pokazujesz, że jesteś nie papierową postacią ze sztucznie wykreowanego blogowego świata, a kobietą z krwi i kości. Ja sztuczności nie kupuję, a autentyczność – tak!
Przez ostatnie lata opiekowałam się dziećmi znajomej – pierwszym synem od momentu kiedy skończył pół roku (po 8 godzin dziennie), a drugim kiedy skończył 3 miesiące (10 godzin dziennie). I o ile nie wiem czy ktokolwiek kiedyś tej matce powiedział, że jest zła bo zostawiła swoje dzieci z kimś obcym, o tyle pamiętam jak kiedyś ja będąc u lekarza poz spytałam czy jest szansa, że infekcja, którą miałam szybko przejdzie bo opiekuje się dziećmi, usłyszałam wymruczane pod nosem „co to za matka, która roczne dziecko zostawia z obcym człowiekiem”…
Ja matką nie jestem, ale jestem zdania (i dotyczy to większości spraw), że każdy ma prawo wybrać jak mu będzie lepiej, wygodniej czy cokolwiek innego. I tylko sobie z tej decyzji powinien się tłumaczyć.
Bez przesady. Uważam, że oddanie dziecka do przedszkola lub żłobka jak najszybciej to możliwe jest najlepszym pomysłem. Spotka się z dziećmi, a przy okazji się usamodzielni.
Chińczycy powiadają, że trzeba całej wioski, by wychować dziecko. W sumie to sytuacja, w której matka opiekuje się osobiście dzieckiem przez cały dzień, nigdy nie była normalna (?) Istniała instytucja mamki, bony, guwernantki, dziadków (do dzisiaj), kumów, a nawet w uboższych domach małe dziecko zostawało pod opieką nieraz pod opieką rodzeństwa, gdy rodzice szli w pole. Opcja, w której matka rozstaje się z dzieckiem na parę(naście) godzin zdaje się stara jak świat i zupełnie naturalna.
Napisałam niedawno post mniej więcej o tym samym, bo już mnie zaczynało coś strzelać w domu mimo tego, że kocham być z dziewczynkami. Czasem też potrzebuję czasu dla siebie. Dziś dostałam natomiast komentarz, że jak może mi nie starczać na coś czasu, skoro nie pracuję… HA, HA, HA 🙂
Przerabiam to w sobie. Ja przez 3 lata (a od 1,5 roku podwójnie) nie byłam gotowa ich oddać nikomu. Za to dziś jestem gotowa, jak cholera! 😉
nigdy nie miałam wyrzutów sumienia że posłałam swoje dzieci do żłobka czy przedszkola a teraz mój 6 latek jako jedyny poszedł z grupy do szkoły podjęłam słuszną decyzje znam najlepiej swoje dzieci i wiem co dla nich będzie dobre 😀
Joasiu czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu. Post 'Przestań straszyć swoim strasznym porodem” był mega! tak jak zresztą wiele innych. Natomiast ten rozczarował mnie do tego stopnia, że postanowiłam napisać komentarz. Po prostu nie rozumiem, dlaczego taka mądra, inteligentna i po prostu fajna i nowoczesna kobieta (no chyba, że się pomyliłam) czuje potrzebę aby tłumaczyć się ze swojej decyzji o posłaniu dziecka do przedszkola (nawet nie żłobka) i to na cztery godziny dziennie. Serio?
A dlaczego ci to przeszkadza, jeśli upewnia masę dziewczyn w ich decyzjach i daje im przykład, że można i trzeba posiłkować się pomocą?
Ale mi to nie przeszkadza. Napisałam, że jestem rozczarowana Twoją postawą i jej nie rozumiem. Ale jeśli to był post napisany pod publiczkę aby inne mamy poczuły się lepiej to spoko. Dałam się nabrać że to o Tobie 😉
Wiesz, przykro mi się zrobiło. Bo nie wierzę, że dorosła i inteligentna kobieta uważa, że nie można SWOJĄ historią dać wsparcia innym. I że tego nie rozumie. Nie, nie czuję potrzeby tłumaczenia się z czegoś [choć ty taką postawę teraz poniekąd wymuszasz]. Czuję potrzebę pokazania dziewczynom na własnym przykładzie, że nie trzeba się katować z dzieckiem w domu. Możesz tego nie rozumieć, ale jeśli nie rozumiesz, to nie insynuuj 🙂
Moje dziecko poszło do żłobka w wieku 9 miesięcy i spędza tam trzy długie dni w tygodniu (od 8:00 do 17:00) nigdy mi nie przyszło do głowy aby interesować się czyjąkolwiek opinią na ten temat. Dopiero czytając ten post zdałam sobie sprawę, że to wogóle może być dla kogoś problem i tak, jestem tym zadziwiona. Po prostu akurat Ciebie (czy może osobę na jaką kreujesz się na blogu bo nie znamy się osobiście) nie posądzałbym o takie rozterki. Oczywiście rozumiem że poprzez dzielenie się swoją historią można pomóc innym czy ich zainspirować. Ja się na przykład teraz zastanawiam czy przypadkiem nie powinnam się martwić, że moje dziecko jest w żłobku tak długo…;) nie chciałam sprawić czy przykrości, przepraszam.
Myślę, że to nie autorka ma te rozterki, ale właśnie inne mamy, które w tym wpisie mogą znaleźć „rozgrzeszenie”. Tak właśnie ja to odbieram i cieszę się, że Joanna o tym pisze. Bo to, że sama potrafi się nie przejmować opiniami innych i wychowywać dzieci tak, ja uzna za słuszne i dobre, nie znaczy, że każdy to potrafi. A blog jest między innymi po to, by inspirować.
Mój syn właśnie od kilku tygodni rozpoczął przygodę ze zlobkiem więc idealnie trafiłaś z tekstem. Poza opisanymi przez Ciebie sprawami myślę,że znajduje jeszcze jeden pozytywny aspekt oddania dziecka w czyjeś ręce, a jest to proces socjalizacji. Poza tym święta racja wypoczeta, ogarnięta Matka z chęcią zajmie się swoim dzieciem po przerwie 🙂 sama już coś o tym wiem. Pierwszy raz od 4 miesięcy udało mi się umyć okna! 😉
ja mam to szczęście, że moja córka umie się długi czas zająć sama i nie wymaga mojego zaangażowania non stop. siedząc z nią mam czas na obowiązki domowe i na chwilę relaksu dla siebie, na studia i na wolontariat. popołudniami się z mężem wymieniamy, trochę czasu spędzamy we troje, trochę odpoczywam ja, trochę on po pracy. jak przychodzi do nas szwagier czy ktoś z przyjaciół zawsze chętnie się nią zajmie, a raz w miesiącu na weekend są u mnie moi rodzice czy teściowie, więc 1/2 weekendy w miesiącu mamy trochę wolnego. jak narazie to nam w zupełności wystarcza, póki co nie myślimy ani o opiekunce, ani o żłobku, ale jak skończy trzy latka to wtedy idzie do przedszkola. a co wtedy wymyślę? może kolejne studia albo inna forma dokształcania, może praca, może kolejne dziecko? czas pokaże 🙂
Właśnie dziś mój dwulatek został w klubie malucha na 2h sam, po raz pierwszy. Krążyłam po okolicy i zdążyłam 2 razy zadzwonić haha 🙂 ma zostawać na 3h dziennie. Myślę że nam wszystkim to dobrze zrobi. Dzięki za tekst bo czasem dopadają mnie wyrzuty sumienia.
Haha, spodobało mi się to – „grzech ciepłej kawy”!
Masz dużo racji – kocham swoje dzieciaki, ale kiedy jestem z nimi dłuższy czas non-stop, szlag mnie trafia. A że w międzyczasie blogowanie, próba pisania doktoratu, przygotowywanie zajęć ze studentami, wieszanie pranie, wyciąganie rzeczy ze zmywarki i ładowanie jej od nowa, obiad, gluty z nosa dzieciaków, to to, to tamto… Bosh. Czasami jestem właśnie taką bombą – tykam i tykam, aż wybucham. I wtedy zdziwko, że co się ze mną stało. Nie warto doprowadzać do takiego stanu. Nie ma po co.
Kocham Cię za ten tekst. Właśnie oddałam mojego roczniaka na 3 h do przedszkola, pomimo że nie pracuję. Płakałam przez tydzień, a później odkryłam, że mam czas na to, na co nigdy nie miałam czasu. I jak bardzo byłam zmęczona. Wg badań etnograficznych plemiona w których matka zajmuje się sama swoimi dziećmi 24/7 nie istnieją! To jest wymysł naszych czasów. Kobiety dajcie sobie pomóc!
Ja matka nie jestem, ale jestem taką pomocą dla pewnej matki:) Pomagam wieczorami kiedy mała i tak już śpi, a dzięki mnie rodzice mają czas być dla siebie, zrobić jakies większe zakupy, pójść do kina czy na kolację. I wiem, że jak sama będę matką to chętnie z takiej pomocy będę korzystać, bo mając dziecko nie można zapomnieć o sobie oraz związku, z którego to dziecko powstało. Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dziecko, trzeba o tym pamiętać. Pozdrawiam:)
Ja tez wyslalam 2 latka do przedszkola 4 razy w tygodniu na 3 godziny, niestety innej opcji w Holandii nie ma bedzie tak chodzil do 4 roku zycia i widze ze od 3 roku zycia to jest zdecydowanie za malo i dla starszaka i dla mnie wiec z drugim pewnie już wroce na pelny etat kiedy bedzie ial 2 latka. Nie ma o czym nawet gadac kazda z nas jest inna i jak masz juz dosc to stajesz sie nieznosna dla wszystkich, wlaczajac wlasna siebie.Dzieci mysla ze cos z nimi nie tak koedy ta mama chodzi zla i wkurzona i co mu z takiego bycia w domu do 3 roku zycia koedy przesiaka naprzemiennym smutkiem , frustracja to znow chwilowa radością i tak w kolo Macieju. Dziewczyny nie sluchajcie ludzi ale swojego serca!
szczerze to mam tak samo jeden synek we Wrzesniu konczy 4 latka a drugi w sierpniu 2,5 i obaj ida od wrzesnia do przedszkola. I tez slyszalam że przecież ja jestem na wychowawczym to mam sie nimi zajmowac ale po pierwsze to oni sami chca do dzieci a po drugie to ja od 4 lat sama w domu tylko z nimi tez potrzebuje troche odpoczac 🙂
Zawsze w sobotę, gdy mąż wstaje z dzieckiem, zabiera je do innego pokoju, a ja śpię do 9 to uważam, że budzę się lepszą matką 😀
A tak poza tym, przypomina mi się jakim sama byłam dobrym dzieckiem. Gdy miałyśmy z koleżankami po jakieś 10-12 lat, sąsiadka miała córkę 1,5 roku. Chodzilysmy do nich z pytaniem, czy możemy wziąć małą na spacer 😀 matka pakowala ja w spacerowke i pozwalała nam dreptac dookoła osiedla. Ona miała chwilę wolnego, my najlepszą lalkę w okolicy 😉
Amen…
pytanie za sto punktów…kim są te jedyne i niezastąpione „super matki”, którym tak łatwo przychodzi oceniac inne mamy? dajmy sobie i innym mamom prawo do odpoczynku, relaksu. należy nam się to i dokładnie tak jak piszesz…nie ma znaczenia czy chodzi o mamę pracującą czy zajmująca się domem..