Rodzice muszą być autorytetami dla swoich dzieci. Koniecznie. Bez autorytetu, nie ma wychowania.Mniej więcej taki wniosek wysnułam ze wszystkich negatywnych [lub wątpiących] komentarzy pod ostatnimi wpisami o wychowaniu. I muszę przyznać, że ja się w pewnym sensie z tym stwierdzeniem zgadzam – autorytet jest pożądany. Autorytetu się słucha. Autorytet prowadzi.
Bardzo przydatne narzędzie – bycie autorytetem. To pomaga. Nie zaprzeczam. Trochę byłam jednak przerażona twierdzeniem, że autorytet trzeba sobie wypracować za wszelką cenę. Że jeśli nie przywołuje się dziecka do porządku, to miazga, krew i pożoga. Drogi czytelniku, który myślisz, że tylko siłą jesteś w stanie wypracować sobie poważanie u dziecka…
Usiądź, zamknij oczy i pomyśl – kto jest dla ciebie autorytetem. Takim niepodważalnym, jedynym. Takim, z którym zawsze, ale to zawsze się zgadzasz. Takim, którego szanują też inni.
Przychodzi ci coś do głowy? Jan Paweł II? Papież Franciszek? Księżna Diana? Coco Chanel? Nauczycielka ze szkoły? Koleżanka? Ktokolwiek by nim nie był, zastanów się, co zrobił, że stał się dla ciebie ważny.
Czy cię bił? Czy szantażował, że jak nie zjesz obiadu, to nie dostaniesz deseru? Czy jęczał ci nad głową, że jak się nie posłuchasz, to jemu będzie smutno i przykro i się obrazi i w ogóle to ci zabawki nie kupi? Czy podkreślał, że dwa razy nie będzie powtarzać? Czy stawiał cię do kąta? Czy cię okłamywał, że jak nie zjesz obiadu, to nie urośniesz i zachorujesz? Czy kazał ci odkupywać rzeczy, które zepsułeś w zabawie?
Nie?
A jednak czujesz do tych ludzi szacunek, mimo że ani nie ingerują w twoje życie, ani nie rozkazują, ani się na ciebie nie obrażają, ani nie zmuszają do posłuszeństwa, nawet, słuchajcie, nie mówią ci, że masz spijać słowa z ich ust, bo jak nie to…
A ty ich słuchasz. Patrzysz się na ich postawę, rozmyślasz nad tym, co powiedzieli, zrobili. Chcesz być taki, jak oni.
Chcesz też być autorytetem dla swojego dziecka. Chcesz, żeby cię słuchało, żeby było posłuszne. Tak mi piszesz – przecież jakoś ten autorytet trzeba zdobyć. Więc co robisz?
Szantażujesz, podporządkowujesz, krzyczysz, zmuszasz, obrażasz się i wreszcie – dajesz klapsy.
Wszystko dla tego autorytetu, którego pragniesz, którego pożądasz, który, ktoś ci to kiedyś powiedział, musisz od dziecka wymagać.
Wiesz. Jest też inny rodzaj autorytetu. Negatywny. Hussein, Hitler, Osama bin Laden, Mao Tse-tung. Swoją władzę zdobyli manipulując, okłamując, bijąc, kradnąc, terroryzując. Oczywiście, że to autorytety – mnóstwo ludzi się ich słuchało i robili dokładnie to, co przywódcy im mówili. Powszechnie nie lubiani, często wyśmiewani, argumentujący wszystko siłą i karami, po jakimś czasie wypierani, zagrożeni, bo ci, co mieli siłę, wyzbyli się swojego szacunku do terrorystów i stanęli przeciwko. Wyśmiewając, robiąc na przekór, robiąc swoje, nie oglądając się na ten „autorytet”.
Mówisz, że karzesz swoje dziecko, dyscyplinujesz je, manipulujesz nim, bo chcesz być dla niego autorytetem. Bo tak trzeba wypracować sobie szacunek, bo tak robili twoi rodzice.
A teraz siedź dalej i zacznij myśleć – ile jest wart ten autorytet, który musisz wyszarpać z dziecka siłą? O który musisz walczyć? Czy ktokolwiek z pozytywnych autorytetów kiedykolwiek musiał walczyć o swoją pozycję za pomocą przemocy, szantażu i manipulacji? Czy naprawdę szanujesz swoich rodziców za te wszystkie chwile, gdy cię karali, czy może jednak za coś innego, co, na szczęście, przeważyło?
Autorytet powinien być czymś pozytywnym. Autorytet wyzwalający inspiruje i konstruktywnie wpływa na postępowanie osób, mobilizując je do inicjatywy i podejmowania samodzielnych działań, stymulując ich zapał, wyobraźnię i intelekt, czy pomagając im w osiąganiu cywilnej odwagi i krytycznej wiedzy. Współpraca z tak rozumianym autorytetem nie wynika z obowiązku czy z powinności, lecz jest całkowicie dobrowolna. [mozecoswiecej.pl]
Pomyśl, czy chcesz być rodzicem, którego będzie się kochać, czy może takim, którego trzeba się bać, bo zbije, ukarze, wścieknie się.
I przestań chrzanić o autorytetach, jeśli twoje działania są wyłącznie terrorem, wcale nię będziesz tym, kim chcesz być.
Inne teksty:
„Jak porządnie ukarać dziecko, ale tak, żeby mu w pięty poszło”
„10 mitów o wychowywaniu dzieci, na które nie musisz się zgadzać”
„Pochwały wcale nie uskrzydlają”
„Jeden, jedyny przypadek, kiedy moje dziecko może kogoś uderzyć”
tak tak tak tak taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! <3
Kupuje w ciemno. Świetny tekst.
Mowisz o autorytecie, czy wychowaniu, bo to dwie rozne rzeczy. Autorytet nie bierze odpowiedzualnosci za czyjes wychowanie, a rodzic oczywiscie.
Dodatkowo wpis nie uwzglednia cech charakteru dziecka, pokazuje tylko jednostronnie pozycje rodzica.
I nie, kompletnie nie chcialbym byc autorytetem dla dziecka, ktore pluje na ulicy, rzuca wyzwiskami i bije ludzi innego pogladu. Rozumiesz roznice miedzy autorytetem, wychowaniem?
Oczywiscie wykluczam bicie, jednak czasami nacisk jest konieczny.
Nieśmiało odsyłam do pierwszego akapitu tekstu, może to wyjaśni, do kogo kieruję tekst i dlaczego w tym przypadku piszę o autorytecie, a nie wychowaniu 😉 Polecam też tekst, że „Bezstresowe wychowanie nie istnieje” – może wyjaśni skąd się biorą dzieci rzucające wyzwiskami i plujące na ulicy – tak, chciałabym być dla takich dzieci autorytetem, bo nikt tymi dziećmi nie kieruje, są puszczone same sobie i wbrew pozorom, bardzo się tą sytuacją stresują.
Predzej ostatni akapit 😉
Piszac, ze nie chcialbym byc autorytetem dla takich dzieci chodzilo mi o efekt luznego wychowania rodzica, ktory jest moze i autorytetem dla takiego dziecka „bo jest spoko”, jednak samo dziecko nie ma podstaw wychowania. Dziecko, nastolatek, mlodzieniec i dorosla osoba inaczej rozumieja definicje autorytetu.
I nie chodzilo mi o ich odtracenie. Chyba nie chce mi Pani powiedziec, ze dzieci np. z rodzin patologicznych najlepiej wyprowadza sie na prosta niosac im palme pokoju i milosci? ;), a nie oczywiscie zrozumienia i pomocy, jednak przede wszystkim rygoru okreslonych zasad, konsekwencji i jej egzekwowania.
Mam w okolicy trochę rodzin patologicznych i znam te dzieci i jedno, co mogę powiedzieć, to właśnie to, że dając im to, czego nie dostały, czyli oczywiście miłość, pokój, zrozumienie też, można z nimi cokolwiek zrobić, a rygor mają centralnie tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Kazdy przypadek jest inny, kazde dziecko jest inne, uogolnianie na podstawie pojedynczych przypadkow powoduje zbyt duze ryzyko.
Dla mnie definicja autorytetu nie laczy sie wychowaniem. Autorytet nie bierze odpowiedzialnosci za wychowanie dziecka, a rodzic tak.
a nie można być autorytetem jednocześnie wychowując? Fakt, są to różne pojęcia, jednak według mnie można to połączyć.
Według mnie to, jaki charakter będzie miało dziecko bardzo dużo zależy od tego, jacy są rodzice i jak to dziecko traktują. Jeśli dziecko będzie w domu szanowane, jeśli jego opinie będą się liczyć i będzie wysłuchiwane, to będzie rodzicowi ufać, a co za ty idzie, będzie pomagać czyli mówiąc kolokwialnie „robić, co rodzic chce”. I nie dlatego, że mu się kazało, a dlatego, że po prostu chce.
Wiele rodziców myśli, że dziecko musi je szanować i się ich słuchać „bo tak, bo jestem rodzicem i szacunek mi się należy”. Nic bardziej mylnego. Jakąś ilością tego szacunku można obdarzyć drugiego człowieka, ale jeśli zaczyna on robić coś, co bardzo nam przeszkadza (np. w tym przykładzie dawanie kar, krzyki, rozkazywanie, brak słuchania i zrozumienia) to szacunek przestaje istnieć. A wtedy żadnego autorytetu nie będzie, o naprawdę szczęśliwym i pełnym miłości dzieciństwie nie wspominając.
Super wpis !
pomylone pojęcie autorytetu z posłuchem. Czym innym jest bycie dla dziecka autorytetem, a czym innym takie wychowanie, zeby dziecko się słuchało. Dziecko może się słuchać rodzica, choć on wcale nie jest dla niego autorytetem. to jak w szkole- u jednego nauczyciela jest cicho bo krzyczy, stawia jedynki i robi kartkówki, a u drugiego jest cicho i wszyscy słuchają bo ma autorytet i nawet nie musi głosu podnosić. Żeby być autorytetem dla kogoś trzeba miec „to coś”. Można być autorytetem w dziedzinie nauki, ale nie być autorytetem w codziennym zyciu. Mama też może być autorytetem np w kuchni i corka zawsze będzie jej pytac o radę, ale na codzień nie będzie miała „autorytetu”.
Nie pomylone, zabieg był celowy, mogę się tłumaczyć, ale mogę też poprosić [i wolę to zrobić] o przeczytanie jeszcze raz pierwszego akapitu tekstu i zrozumienie, że jest to jeden z kilku tekstów, które warto przeczytać 🙂 Swoją drogą – nie znoszę mieć posłuchu, wolę dyskutować 🙂
To pewnie wynika z tego, ze w przypadku rodzicow wydaje im sie ze autorytet to posluszenstwo ich dzieci a nie podziw i chec nasladowania. A to sa dwie rozne rzeczy. A to ze dziecko jest nie posluszne tlumaczy sie jako brak szacunku do rodzica, a autorytety sie szanuje. I takie bledne kolo. Bo pytanie czy problem jest w tym ze dziecko rodzica nie slucha, czy ze rodzic chcialby byc prawdziwym autorytetem jak napisalas?
I tyle w temacie.
Wszystkie Twoje argumenty Asiu uwidaczniają dlaczego tak trudno być autorytetem. Bo wymaga to przede wszystkim pracy nad sobą, a nie nad innymi. A szczególnie te nasze dzieci, które są z nami dzień i noc i widzą nas w tylu trudnych dla nas sytuacjach, obserwując jak sobie z nimi radzimy. Tak, zdecydowanie trudno być autorytetem…
Pozdrawiam
Dokładnie o to mi chodziło w tym tekście, dziękuję 🙂
Dokładnie tak, zgodnie ze stwierdzeniem „bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie”. Nasze codzienne zachowanie, te małe gesty do ludzi, dużych i małych, to te gesty, które robią największe zmiany – i trwałe. Kiedy czytam Twoje teksty, Asiu, wzrasta we mnie radość, że jesteśmy w świecie w takim miejscu, że wreszcie zaczynamy dojrzewać wewnętrznie, stawiać trudne pytania i podejmować próby odpowiedzi na nie. Dojrzeliśmy do tego wysiłku. Bądź zawsze radosna i zdrowa Autorko blogu, i pisz dużo!
Amen.