Jak napisać coś, co się łatwo czyta?

 

W weekend miałam przyjemność uczestniczyć w jednej z większych blogowych imprez See Blogers. Nie tylko uczestniczyłam, ale miałam okazję powiedzieć kilka słów szerszej grupie osób, a po prelekcji dostałam sporo pytań o to, czy moje wystąpienie będzie można zobaczyć gdzieś online. Niestety – nagrywanie filmu nam się nie udało [do Chłopa pretensje]. Ale postanowiłam najważniejsze rzeczy powtórzyć w tym wpisie, ufając, że przyda się nie tylko początkującym blogerom, ale też każdemu, kto nie wie, jak napisać coś, co się łatwo czyta.

 

 

Jesteśmy przesyceni masą treści, z których większość to zwykła szmira.

 

 

Tym zdaniem zaczęłam swoją prezentację, uzasadniając, że w gruncie rzeczy tekst otacza nas wszędzie. Nawet w dzienniku telewizyjnym [oglądamy go w symbolu kultury obrazkowej – telewizorze] na żółtym pasku na dole leci… tekst z informacjami o najnowszych zdarzeniach ze świata. Tekst jest na bilboardach, na ulotkach, na plakatach, na szyldach, na opakowaniach produktów, wreszcie na kolejnym symbolu zwiastującym „odejście” od tekstu – memach. Widziałaś kiedyś mem, który był czytelny i zabawny, a nie okraszony komentarzem? Memy są często trudniejsze od samego tekstu, bo błąd w tym jednym zdaniu [a już dwa lub trzy błędy to w ogóle] są od razu zauważane.

 

 

 

 

A teksty zazwyczaj do tego niewiele się różnią…

 

 

Wróćmy do tekstów. Jakiś cię ostatnio zainteresował? Jakiś zapamiętałaś? Któryś wyjątkowo wbił ci się do głowy? W tym miejscu zaprezentowałam dwa teksty z różnych blogów, które w zasadzie były takie same. Myślę, że we wpisie łatwo zauważylibyście, z których to blogów wzięłam teksty, ale nagonki wolę uniknąć. Sama się wezmę na ruszt. Tekst na przeciętnym blogu zazwyczaj wygląda tak:

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-27 o 09.20.58

 

 

 

Chociaż myślę, że i tak potraktowałam swój tekst łaskawie 🙂

 

 

 

 

Jak czytamy tekst w internecie?

 

 

Bardzo wybiórczo i niecierpliwie – śpieszymy się i wcale nie chcemy tego tekstu czytać. Po co wchodzisz na fejsa? Czy na pewno z zamiarem wejścia w każdy link, który pojawi ci się w feedzie, czy po prostu chcesz poscrollować ekran, bo masz pięć minut wolnego między „mamo, pić” a „mamo, jeść!”? No właśnie. Nie mamy czasu na czytanie, a do tego, otoczeni tekstem z każdej strony, zwyczajnie jesteśmy nim zmęczeni.

 

Tekst czytamy jak obraz – łatwo to można zauważyć, kiedy wchodzimy po raz pierwszy na jakąś stronę. Nie zabieramy się do czytania od razu, najpierw szacujemy, jak długo zajmie nam czytanie, czy możemy scrollować, czy musimy przeklikać się przez kolejne podstrony, czy łatwo przebrniemy przez poszczególne akapity, czy tekst „wchodzi” nam w oko bez trudu, a może czcionka jest beznadziejna. Zanim zabierzemy się do czytania jakiegoś bloga po raz pierwszy, wykonujemy szereg różnych czynności, które mają wpływ na to, czy będziemy się zagłębiać w słowo pisane, czy opuścimy stronę po minucie.

 

Koncentrujemy się na górnej centralnej części ekranu – opowiadałam, jaki bój przeszłam ze swoim szablonem, żeby po wejściu na stronę główną Matki na samym dole było widać tytuł ostatniego tekstu na blogu, żebyście wiedzieli, że to, co jest w ruchomym sliderze to nie wszystko, co napisałam! Na podstawie badań eyetrackingowych wysunięto właśnie taki wniosek – wszystko, co najważniejsze, powinno być na górze albo po lewej stronie. Do reszty trzeba czytelnika zachęcać i wciąż przypominać  [chyba nie jestem nachalna?].

 

 

Pretekst do konwersacji tekst na blogu zawsze jest pretekstem do konwersacji i odwrotnie niż w książce, reakcje uzyskujemy już w pierwszych sekundach po opublikowaniu. Z książką to jest tak, że jeśli chcemy wyrazić o niej jakąś opinię lub zwyczajnie porozmawiać, musimy wejść na przykład na fejsa i napisać, co chcemy. A potem czekać i liczyć, że wśród naszych znajomych znajdzie się ktoś, kto też przeczytał. Albo musimy wejść na jakieś forum i szukać wątku o tej książce. Albo napisać do autora, licząc się z tym, że może nie przeczytać, a już na pewno z tym, że twojej opinii nie przeczytają jego czytelnicy. A na blogu? Czasem tuż po opublikowaniu widzę komentarz „Lecę czytać”, co mówi mi, że kogoś ten tekst zainteresował, że dla kogoś jest ważny. Do tego komentarze czytelników skierowane do mnie są widoczne również dla… innych czytelników i dostępne tuż pod tekstem. Swoista wartość dodana tekstu internetowego.

 

25% wolniej niż na papierze –  badania, które to stwierdziły, przeprowadzono sześć lat temu, ale wątpię, by przez sześć lat nasz wzrok przyzwyczaił się do ekranu do tego stopnia, by coś się zmieniło. Moim zdaniem o znacznej zmianie możemy mówić za kolejne sześć, a nawet 10 lat. Może wcześniej, jeśli uda się udoskonalić komputery i inne urządzenia do czytania. Bo faktem jest, że na czytnikach i tabletach czytamy trochę szybciej, ale wciąż wolniej niż na papierze.

 

 

 

WIĘCEJ O CZYTANIU NA KOMPUTERZE PRZECZYTASZ W BADANIACH JAKOBA NIELSENA „HOW USERS READ ON THE WEB”

 

Zrzut ekranu 2016-07-27 o 22.18.28

 

 

Tu się z Gerrym średnio zgadzam, bo ja bym czytanie w sieci porównała raczej do spaceru po centrum handlowym. Jeśli jakiś sklep nas zainteresuje na pierwszy rzut oka, wchodzimy do niego. Jeśli w środku sklep nie jest dla nas atrakcyjny – wychodzimy i w najlepszym wypadku o nim zapominamy. Jeśli zaś znaleźliśmy na półkach interesujące nas produkty – nie tylko pamiętamy, gdzie je kupiliśmy, ale też polecamy znajomym. To takie proste, a trudne do wykonania.

 

 

Trudne, bo po latach utyskiwań i narzekań wreszcie mamy ładne blogi. Nie weszłam jeszcze na blog, który uderzyłby mnie swoją szpetotą. Myślę, że możemy to oficjalnie powiedzieć – mamy ładne blogi! Posiadanie ich to żadne szczęście i praktycznie żadna wiedza. Wystarczy kupić dobry szablon i go sobie zainstalować [tutoriali jest mnóstwo], ewentualnie zainstalowanie opłacić. I już!

 

Ale…

 

Zrzut ekranu 2016-07-27 o 21.30.34

 

 

No właśnie. Coś jeszcze. Bo w zalewie ładnych blogów trudno znaleźć tego korniszona, który nam smakuje. Standardowe tytuły, miałkie treści, zdjęcia tych samych zabawek, tych samych sukienek, tych samych krajobrazów. Ciężko znaleźć coś wyjątkowego, a nasz wzrok nam nie pomaga.

 

 

 

jak napisać

 

20 sekund to dużo i mało. W ciągu 20 sekund jesteśmy w stanie zeskanować wzrokiem stronę i zdobyć o niej wszystkie potrzebne informacje. A jeśli strona odpowiada naszemu gustowi, tekst może jeszcze w inny sposób zachęcić czytelnika do wgłębienia się w treść:. Jak napisać taki tekst? W jaki sposób zwabić czytelnika do siebie?

 

 

 

Czytelnika musisz czymś zachęcić!

 

 

Intrygującym tytułem – tytuły to w ogóle mój ulubiony temat. Na prelekcji wspomniałam, że mam ich w notesie z 40. Sprawdziłam – mam ich 53, a każdy z nich ma pięć swoich wersji. Tylko tekstu mi jeszcze do nich brakuje 🙂 Szkoda, że tak niewiele jest tekstów o tym, jak napisać dobry tytuł. Fajnie się sprawdzają ostatnio rankingi, na przykład „10 sposobów na zamknięcie dziecka w piwnicy” [ja bym w taki kliknęła :D] . Albo pytanie: „Czy znasz 10 sposobów na zamknięcie dziecka w piwnicy?”. Ja sama uwielbiam wisienki na torcie, czyli tytuły z dopowiedzeniem w nawiasie „10 sposobów na zamknięcie dziecka w piwnicy [ósmego na pewno spróbujesz!”.

 

Wciągającym leademjeśli jest coś, co czytelnik przeczyta zaraz po tytule, będzie to lead. Czyli krótkie wprowadzenie do tekstu tuż pod zdjęciem głównym. Przywołałam tekst Blog Ojca o biciu [„Już nie biję dzieci”], podając go jako wzór na ciekawy lead opierający się na przyznaniu się winy. Lubimy synów marnotrawnych nawracających się w stronę światła. Ciekawym sposobem jest też zadanie pytania albo ciekawa historia, której zakończenie musisz poznać [„Dziecko w szambie”].

 

Nagłówki – to ciekawe, że nagłówki nie przyjęły się jeszcze powszechnie w blogosferze, skoro jeśli istnieje jakaś rzecz, jaką przeczyta czytelnik zaraz po tytule i leadzie, to będą nią właśnie nagłówki. Zerknijcie do Segritty, Wioli, Malwiny, jakie mają ładne. Ale też nie o piękno w nich chodzi [choć trochę pomaga], a zwyczajnie o ułatwienie przebrnięcia przez tekst. Nasz wzrok lubi światło, lubi wiedzieć, o czym czytasz, skonstruowanie nagłówka powiadamiającego czytelnika, o czym będzie akapit, znacznie poprawi jakość czytania i nawet skróci czas, jaki poświęcamy zapoznaniu się z tekstem.

 

 

Zobaczcie, jak wygląda fragment mojego tekstu już z wyróżnionym nagłówkiem:

 

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-27 o 09.27.34

 

 

 

 

Nie tylko nagłówki

 

 

Nie tylko nagłówki są ważne, ale też dużo białego tła w tekście [poprawnie: światła]. Kiedy nasz wzrok widzi dużą ilość czarnych znaczków, momentalnie się gubi i szaleje, jest kapryśny. Tekst, który zdaje się być uporządkowany, czyta się prościej, nasz wzrok się uspokaja, taki z niego nerwowy zwierzaczek, dbajmy o niego! Świetnie sprawdzają się pogrubienia lub punktory, które rozbijają ścianę dłuższego tekstu. Dużą rolę gra oczywiście „niewidzialny” font, czyli taki, nad którego rozczytaniem nie musimy myśleć i się zastanawiać, czy to a, czy może jednak b.

 

Cudownie rozbijają i urozmaicają tekst również obrazki, które genialnie robi Zwierz Popkulturalny [i genialnie je komentuje, myślę, że nikt jej nie przebije w tej sztuce jeszcze długi czas]. Ja akurat nie lubię tego robić. Jeśli mam zdjęcia, wolę dodać je pod koniec tekstu, niż przerywać nimi swoje myśli [jak myślisz? Zmienić to?].

 

A na koniec tekst uporządkuje odpowiednie wyrównanie.

 

 

 

Podczas prelekcji dokonałam swoistego oczyszczenia, czyli przyznałam się, że jako absolwentka polonistyki [specjalizacja edytorska] byłam ogromną zwolenniczką justowania w necie. Ale zapomniałam, że edytorzy pracują zazwyczaj na książkach, które mają kogoś takiego jak korektor i składacz, potrafiących wskazać i usunąć wszystkie białe plamy, jakie powstają w tekście po justowaniu. W necie justowanie się nie sprawdza, bo tekst się rozjeżdża i wygląda to niekiedy okropnie niechlujnie.

Środkowanie też nie jest dobrym pomysłem, bo nasz wzrok dostaje oczopląsu – każdy wers zaczyna się i kończy w innym miejscu. Uspokaja nas wyrównanie do lewej. Z kończeniem prawej strony nie mamy problemu, a wzrok jest spokojny, że zacznie tam, gdzie zawsze.

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 00.00.05

 

 

 

 

Fryzjer ma nożyczki, fotograf aparat, a co jest twoim narzędziem? 

Na prelekcji podkreśliłam wyraźnie coś, co dla mnie i dla każdego pracującego z językiem powinno być oczywistością. Jasne jest, że nie pójdziemy się modnie ostrzyc do fryzjerki, która nigdy się nie szkoliła i jej wiedza o modnych fryzurach opiera się na szkole 20 lat temu. Oczywistym jest fakt, że fotograf powinien mieć dobry przynajmniej jeden aparat. Faktem jest, że żaden lekarz nie wyleczy nas z raka, jeśli nie wie o tej chorobie jak najwięcej i nie uczy się o nowych sposobach jej leczenia. Czemu my, blogerzy, ludzie pracujący z tekstem, uważamy, że z naszą wiedzę o języku na poziomie liceum, nie musimy szkolić swojego narzędzia? Na jakiej podstawie sądzimy, że jeśli potrafimy zbudować zdanie złożone, to nic więcej nie musimy robić? A roboty jest mnóstwo, zerknij, jaką listę narzędzi dla ciebie przygotowałam:

 

 

 

jak napisać

 

 

 

KURSY PISANIA – martwię się, gdy ktoś mówi, że na żaden kurs pisania nie pójdzie, bo nikt nie napisał po takim kursie książki. No jasne, kurs pisania nie napisze za ciebie fabuły, nie nakreśli sylwetek bohaterów, nie siądzie za ciebie przed komputerem. Kurs pisania da ci jedynie umiejętności operowania twoim narzędziem, tylko tyle i aż tyle. Swój bestseller musisz napisać sam. A zresztą. Błagam, myślisz, że jeślibyś napisała bestseller, opowiadałabyś wszystkim na jakim to kursie byłaś, że ci się udało? Już to widzę, jak na pytanie o twój geniusz, zwalasz cały splendor na twojego nauczyciela pisania 🙂

 

ĆWICZENIA – no sorry, nie ma bata. Nie nauczysz się pisać, nie robiąc tego i nie znając reguł obowiązujących w języku [też po to, by je świadomie łamać]. Zresztą ćwiczenia językowe są lepsze niż krzyżówki. Można kupić sobie ciekawą książkę „Formy i normy”, można zakupić Omninusy, które publikuje Polityka. Ale ćwicz. Jeśli piszesz, to ćwicz.

 

PISZ, PISZ, PISZ – to nie jest tak, że jeśli napiszesz tekst, a go nie opublikujesz, to straciłaś czas. Wszystko, co piszemy, staje się naszym ćwiczeniem. Pisz, notuj, zbieraj śmieszne odzywki, sytuacje, zabawnie ubranych ludzi, notuj na fiszkach, karteczkach, na rękach nawet [jeden z dialogów zanotowałam sobie pod rękawem :D].

 

KOREKTOR – trochę dziwnie się czuję, umieszczając osobę korektora w narzędziach, ale zdaje mi się, że zatrudnienie korektorki, jeśli nasz blog już zarabia, jest najlepszym pomysłem. Ceny nie są zwalające z nóg, a komfort, że oddaliśmy doskonale przygotowany tekst – ogromny. Ze swojej strony mogę polecić moją koleżankę [a raczej jej usługi oraz jej fanpage] Ulę – Panią Korektor [link do jej fp niżej, w polecanych stronach].

 

CZYTAJ! – o tym na prelekcji nie wspominałam i to mój błąd. Przepraszam. Nie powinno zabraknąć tej informacji i nie ma lepszego ćwiczenia od czytania lepszych od siebie. I gorszych też. Żeby sparodiować kiepski tekst, musisz przeczytać ich trochę, tyle, żeby ci bokiem wychodziły. Żeby nie popełnić gafy i nie zrobić komuś przykrości publikując praktycznie to samo, musisz znać innych twórców i tematy, które poruszają. Mój wykładowca z zajęć krytycznego analizowania tekstu zawsze powtarzał: „Czytam wszystko. Od „Faktu” po Biblię”. I coś w tym jest.

 

INTERNET – internet to źródło wiedzy, której aż żal marnować. Zaczynając od stron na Facebooku poruszających problemy językowe, przez słowniki i przewodniki, po kanały językowe i poradnie kończąc. Obserwuj najważniejsze profile i korzystaj z nich jak najczęściej [obrazek prowadzi do strony]:

 

 

 

 

Ojczysty – dodaj do ulubionych

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 10.34.28

 

 

 

Dylematy Filolożki

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 10.36.29

 

 

Poradnia językowa PWN

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 10.40.16

 

 

Jak to powiedzieć?

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 10.42.09

 

 

Prosto po polsku

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 11.01.38

 

 

Pani Korektor

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 11.03.57

 

 

Słownik polsko-polski

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 11.07.01

 

 

Poprawna polszczyzna

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 11.08.39

 

 

Poradnik pisania

 

 

Zrzut ekranu 2016-07-28 o 11.15.00

 

 

Proste przecinki

 

 

jak napisać

 

Przydatne też będą słownik synonimówsłownik języka polskiego. Wszystkie dostępne online. Polecam też kanał Mówiąc Inaczej, Pauliny Mikuły. Zapomniałam o niej na prelekcji i teraz też dopisuję ją w ostatniej chwili, a to najlepsze, co mogło spotkać język od kiedy siedzę w internetach.

 

 

 

jak napisać

 

 

 

Czarną listę zrobiłam po to, żeby pokazać, w jaki sposób poradzić sobie z błędami, które popełniamy najczęściej. Obserwując najważniejsze strony o poprawności językowej, często widzimy, jakie błędy są obecnie na świeczniku. Często je pomijamy, bo, jak to mi kiedyś powiedziała pewna blogerka „ja mam swój styl”. Ale zapominamy, że jeśli jakaś strona pokazała swoim 60 000 fanów częsty błąd i wyjaśniła, czemu ten błąd jest błędem, to pewnie większość ludzi obserwująca ich fp włoży sobie to zalecenie do głowy i zacznie ci wytykać niewiedzę. Dlatego warto sobie zapamiętywać najważniejsze informacje, a jeszcze lepiej – karteczkę z wytkniętymi błędami i ich poprawną wersją powiesić sobie na lodóweczce, biureczku czy innym plakacie.Jakie to są błędy? Najczęściej tautologie, czyli dwa słowa znaczące praktycznie to samo:

 

 

 

jak napisać

 

 

Do listy moich błędów, których nie wypada już w ogóle popełniać, bo trąbili o nich wszyscy należą:

 

 

 

W MIESIĄCU MAJU – wystarczy „w maju”. Każdy wie, że maj to miesiąc i nie ma sensu tego powtarzać, chyba że jesteśmy czterolatkiem i cieszymy się jak dzicy, że znamy taką ogromną liczbę słów.

 

 

CIĘŻKI ORZECH DO ZGRYZIENIA – ciężkie są kamienie, orzechy są twarde i na razie nic tego nie zmieni.

 

 

W KAŻDYM BĄDŹ RAZIE – albo „w każdym razie” albo „bądź co bądź”. Taki błąd, polegający na połączeniu dwóch różnych zwrotów nazywa się mądrze kontaminacją, ale zamiast kontaminować, po prostu mówcie poprawnie.

 

 

W DWUTYSIĘCZNYM SZESNASTYM – nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek urodził się w roku tysięcznym dziewięćsetnym osiemdziesiętnym  piątym, zapewne część urodziła się w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym i bardzo dobrze, bo tak jak  mówimy „tysiąc”, analogicznie kontynuujemy [nie dalej!]: dwa tysiące. I w sumie możemy rozmawiać wyłącznie o roku dwa tysiące szesnastym lub wspominać dwa tysiące szesnasty, jeśli już teraz był dla ciebie rokiem niesamowicie łaskawym.

 

 

22 LIPIEC –  wyrażenie daty w ten sposób sugeruje, że od początku świata mieliśmy do czynienia ni mniej, ni  więcej z dwudziestoma dwoma lipcami i więcej ich nie było. Poprawne wyrażenie tej daty pomaga użycie słowa „dzień”. Jaki dziś mamy [dzień]? Dziś mamy 22 [dzień] lipca. Odmiana miesięcy nie jest taka trudna!

 

 

LATA 90-TE, 3-EGO MAJA, 13 -STEGO W PIĄTEK – wszystkie te konstrukcje są złe, bo jedną z najcudowniejszych funkcji naszego języka jest to, że dąży do ekonomii, a w oczach człowieka jest magia. Magia polega na tym, że jesteśmy w stanie domyśleć się końcówki liczebnika dzięki odmianie rzeczownika, który ten liczebnik określa. Widzą odmieniony „maj” jesteśmy w stanie domyśleć się odmiany liczebnika. Zobacz sama: 3 maja. Czy domyślenie się, w jaki sposób to powiedzieć sprawiło ci problem? Nie? To po co marnujesz klawisze, miejsce w statusie, czas na wklepanie, skoro możesz zrobić to prościej. Zobacz: 13 w piątek. Wiesz, o co chodzi? To po co tam dalej ci te kreseczki i te -stego -ego i -go? Bez sensu, skoro domyślimy się już po samej dacie. A teraz zobacz:

 

 

lata 90. 

 

 

Rozumiesz, że chodzi o lata dziewięćdziesiąte? Nie prościej będzie pisać w ten sposób zamiast z tymi końcówkami, które zabierają ci czas? Chyba prościej.

 

Przeklinać czy nie?

 

Kilka słów powiedziałam o przeklinaniu. Zrobiłam z siebie wielką wielbicielkę przeklinania, choć na blogu nie ma chyba ani jednego przekleństwa. Ale i tak uważam, że trochę głupie jest kropkowanie przekleństw i gdybym miała użyć jakiegoś, pewnie bym sobie te kropki darowała. Z jednego prostego powodu: w oczach mamy magię i jeśli używasz jakiegoś przekleństwa w konkretnym celu, to każdy się domyśli, o jakie przekleństwo chodzi. Po co kropkować i udawać, że się wcale nie przeklęło, jeśli już w świadomości czytelników to przekleństwo wybrzmiało? Nie da się tylko trochę przekląć, tak samo jak nie można trochę być w ciąży. Albo tak, albo w ogóle.

 

 

 

Jak napisać: blog parentingowy czy rodzicielski?

 

 

Za każdym razem, kiedy piszę coś o blogach parentingowych i używam dokładnie tego słowa, odezwie się ktoś, kto mi ten parenting wytyka. A bo nie polskie, a bo z angielska, a co to za dziwny twór. Twór jak twór. Taki sam jak weekend czy komputer lub telewizor. Oczywiście, mamy swój polski odpowiednik „rodzicielskie” jednak miękkie „p” jest dla nas prostsze niż twarde „r”. I być może tutaj jest przyczyna większej popularności parentingowych blogów nad rodzicielskimi [nie wiem, jak tobie, ale mi się to pierwsze nawet prościej pisze]. Swoje też zrobiła swoista nagonka na to słowo. Lubimy tych największych krzykaczy, co aż tracą dech z wściekłości, trochę prowokować.

 

 

Nie jestem przeciwniczką zapożyczeń. W języku polskim mamy ich sporo i zaadoptowały się w naszym języku nie bez przyczyny. Przyjęliśmy je, o niektórych nawet zapomnieliśmy, że są zapożyczeniami. Nasz język ewoluuje i czasem trzeba się pogodzić z tym, że nie tylko obce słowa wchodzą do polszczyzny, ale też niektóre błędy są uznawane za normę. Ale, na pocieszenie, powiem wam, że język polski nie tylko zabiera, lecz też daje. Poczytajcie o zapożyczeniach z polszczyzny w innych językach.

 

 

 

Ile czasu zajmuje mi napisanie tekstu? 

 

 

To pytanie padło już w kuluarach i brzmiało mniej więcej tak: Aśka, skoro ty piszesz zgodnie z zasadami, przestrzegasz tych wszystkich zaleceń, sprawdzasz tekst i dużo nad nim pracujesz, to ile czasu zajmuje ci napisanie jednego tekstu? No i tu zonk [obce słowo!]. Ten tekst pisałam jakieś 3 godziny [bazując na notatkach do prezentacji i nagraniu tego, co mówiłam – straszne uczucie, słuchać siebie samej, ale poszło w miarę szybko. Samą prezentację przygotowywałam tydzień]. Pewnie z godzinę lub półtorej zajmie mi uporządkowanie treści, porobienie akapitów, przypilnowanie by na stronie nie było zbyt dużych lub zbyt małych przerw i pewnie jeszcze po opublikowaniu spędzę godzinę lub dwie przy komentarzach i poprawię kilka niezauważonych literówek. Teksty piszę w nocy lub na drzemce Adasia, czasem dzieci zabierze mi mama albo Chłop je weźmie na spacer, wtedy wykorzystuję wolne na udoskonalenie tekstu, odpisanie na maile i skreślenie przynajmniej nagłówków, które mi samej, nie tylko czytelnikowi, pomagają uporządkować myśli.

 

 

Kiedyś ktoś mi napisał, żebym nie robiła afery i nie użalała się, bo tekst się pisze pięć, góra 15 minut i potem z bani. No ok. Raz jeden napisałam taki tekst, do tej pory jest jednym z popularniejszych [„Samotność w matce”], ale wcześniej spędziłam nad nim jakieś dwa tygodnie obmyślając i formułując go w głowie. Tekst jest zresztą bez zdjęcia, bez akapitów i w ogóle trudno przez niego przebrnąć. Gdybym publikowała go dziś, wyglądałby zupełnie inaczej.

 

 

Średnio napisanie tekstu to łącznie jakieś 2 do 6 godzin pracy. Czasem więcej, jak przy tekście o BLW czy innym poradniku [przygotowuję tekst o ilustracjach w książeczkach dla dzieci – samo zbieranie materiałów i czytanie książek o ilustracji zajmuje mi już trzeci tydzień!].

 

Nie, nie narzekam. To nie jest dla mnie czymś, do czego się zmuszam. To dla mnie oczywiste, że nad tekstem należy pracować. Tak jak wspomniana fryzjerka jeździ na kursy, kosmetyczka się szkoli, fotograf inwestuje w sprzęt, tak jak pracuję nad moim tekstem, by dla czytelnika, dla ciebie konkretnie,  był przyjemny, łatwy w odbiorze i żebyś coś z niego dla siebie wziął.

 

Tyle.

 

Pracujmy nad tekstem, pracujmy nad tym, co piszemy. Zwracajmy uwagę na szczegóły, to zazwyczaj tam tkwi diabeł. Uczmy się, pracujmy nad sobą. Kiedy Malwina spytała się mnie, na jakim, moim zdaniem, poziomie językowym stoi polska blogosfera, ze smutkiem przyznałam, że na poziomie matury. Mało kto, jeśli nie skończył polonistyki lub innego językowego kierunku, aktualizuje wiedzę zdobytą w liceum. A przecież teksty tworzy każdy z nas. Nawet twoje statusy są tekstami i jak pokazał mój przykład, kilka zdań może się zagnać a do telewizji.

 

 

Język to twoje narzędzie. Takie samo, jak młotek czy kosiarka. Nie skosisz trawnika starą, zepsutą kosiarką. Kup nową. Zainwestuj. Jeśli zastanawiasz się, jak napisać coś, co się łatwo czyta, zerknij na swoje narzędzie – język. I postaraj się nad nim pracować.

 

 

 

Na koniec: wszyscy trąbią o tym, jak to należy maksymalnie skracać teksty, żeby czytelnik się nie znudził, bo podobno, jeśli tekst jest długi, to nawet jeśli jest szalenie interesujący, nikomu nie chce się go czytać. Blogosfera udowodniła, że to nie do końca prawda, bo długie teksty w ostatnim czasie były najczęściej szerowane i polecane. Ufam więc, że spotykamy się na końcu tego [krótkiego jak na prelekcję, a długiego jak na notkę na blogu] tekstu i nie jesteś zbyt zmęczona [zmęczony?]. Wiem, że strzeliłam sobie w stopę pisząc ten tekst taką czcionką, jaką teraz czytasz [nie znoszę jej, ale trudno mi znaleźć czas na wybór idealnej, daj mi trochę czasu, pracuję nad jego wyglądem :)]. Jeśli masz jakieś pytania, pisz śmiało: asia.jaskolka@gmail.com. A jeśli podobał ci się ten tekst i czegoś się nauczyłaś, proszę, daj mi znać [polubienie, udostępnienie, komentarz], żebym wiedziała, czy warto było i czy komuś pomogłam. Buziaki!

 

 

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
9 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
inka
inka
8 lat temu

Wartościowa wiedza, polecane linki mogą być pomocne też uczniom, niekoniecznie przed maturą. Nie jesteś zazdrosna, że inni skorzystają za darmo z tego, co gromadziłaś pewnie dłuższy czas? Na własne życzenie ułatwiasz życie konkurencji 🙂

Mania Mamy
8 lat temu

Dziękuję za wpis. Również nie dotarłam na See Blogers i podobnie jak Ronja cieszę się, że chociaż troszkę z tych wykładów zaczerpnęłam 🙂 Nie wyobrażam sobie napisania wpisu w 15 minut (chyba że w stylu „byliśmy na urlopie, obejżyjcie zdjęcia poniżej”) – sporo moich wpisów powstawało w kilka a nawet kilkanaście godzin, nawet na przestrzeni 2-3 miesięcy. Zgadzam się z tym, że tytuł musi zachęcać, ale czasami po przeczytaniu wpisów czuję się jak po zakupach w Mango – dużo obiecano, a listonosz przyniósł bubel. Więc jak widzę tytuł typu „10 niezawodnych sposobów na uśpienie każdego dziecka”, myślę: aha, nauczyłaś się usypiać własne dziecko, a masz już złotą radę dla całego świata. Dużo bardziej wolałabym zobaczyć „Moje najskuteczniejsze metody usypiania dziecka”. Co sądzisz na ten temat? Pozdrawiam 🙂

Ula Łupińska
8 lat temu

Wow, aleś się napracowała przy tym! Powinnaś to opublikować w formie… minie-booka? Nie mam pojęcia, jak zapisać to cholerstwo! 😀

Renia Hanolajnen | Ronja
8 lat temu

Dziękuję za ten wpis! Nie byłam na See Bloggers, więc przeczytałam go tak „na pocieszenie” 😉 Btw, o emotikonach też mogłabyś napisać, bo to wciąż kwestia sporna.

Z justowaniem trudna sprawa: taki tekst wygląda super w komputerze, ale fatalnie w telefonie. Ja nadal mam dylemat.

A propos umiejętności pisania. Uwielbiam blogi prowadzone przez absolwentów kierunków humanistycznych. Masz rację, że większość blogerów zatrzymała się na poziomie matury – ja na pewno (studiowałam nauki ścisłe) i bardzo mi to ciąży. Ale walczę, walczę, nie ma to tamto 🙂 I wcale nie sugeruję, że blogerzy po dziennikarstwie czy filologii „mają łatwiej”, po prostu dostrzegam różnicę, bo często widać ją na pierwszy rzut oka.

Dzięki za polecenia i linki! Znałam Paulinę, Poradnik Pisania i Ulę, resztę chętnie zbadam!

Sylwia Marcinek
8 lat temu

Dobry tekst, pomocny 🙂
Dziękuję

Madika
8 lat temu

Tekst świetny, za linki bardzo dziękuję. Ja tam twoje wpisy zawsze czytam grzecznie od początku do końca, nic nie przeskakuję 😀
Ale… nie zgodzę się, że adres zamieszkania i chwila obecna to tautologie. Adres nie jest równoznaczny z miejscem zamieszkania, mogą być adresy wielu innych miejsc, chociaż oczywiście błąd jest, bo zamieszkanie nie ma adresu 😉 Chwila nie oznacza zawsze właśnie tej (obecnej) chwili, a akurat poradnia PWN zaleca używanie „na chwilę obecną” zamiast „dnia dzisiejszego”. Problem jest raczej w nadużywaniu tego wyrażenia.

Asia
Asia
8 lat temu

Świetny;)

Anna Bartnik
8 lat temu

Dobra, gadu gadu, ale jakie to były dwa teksty?! 😀

P.S. Dzięki za polecenia fajnych fp, znałam tylko 3 z nich!

Joanna Jaskółka
Reply to  Anna Bartnik
8 lat temu

A żebym to ja wiedziała 😀 Robiłam screen i uciekałam, żeby nie pamiętać i nie mieć złego skojarzenia, jak kiedyś tam wrócę 😀