Do domu zbliżają się niezapowiedziani goście, a ty nie masz pojęcia, co do garnka włożyć, żeby zaimponować ich wyszukanym kubeczkom smakowym? Zajrzyj do ogrodu – może rośnie u ciebie jakiś czarny bez. Jeśli tak, to goście do końca życia zapamiętają poczęstunek, jakim ich uraczysz…
Zapewne pojawią się komentarze, tak jak przy syropie z pędów sosny, czyli „ja nie wiem, jak wygląda sosna”, więc na wszelki wypadek pokażę – u góry widzicie krzak czarnego bzu. Z powodzeniem możecie go hodować w ogrodzie [do kupienia TUTAJ na przykład].
Ktoś mi na Instagramie [KLIK stamtąd pochodzi zdjęcie na samej górze] zwrócił uwagę, że placuszki smażyłam z łodygami baldachimów i że tak to nie powinno być. Otóż właśnie tak jest prościej – placki łatwo zamoczyć w cieście, zgrabnie wrzucić na patelni,e szybko przyrumienić, a potem szybko ściągnąć z patelni i zjeść jak wspaniałą watę na patyku, trzymając za [ha!] łodygę! Kosmyk był zachwycony i wtranżolił trzy i pół placuszka 🙂 Jeśli się spieszycie, to nawet stołu nie trzeba nakrywać – szybka przegryzka do kawy gotowa 🙂
O właściwościach czarnego bzu napiszę wkrótce [właśnie przygotowuję syrop i w niedzielę będzie gotowy], ale może wy już zdążyliście się zorientować, jaka siła tkwi w tych maleńkich kwiatkach?
Pamiętam jeden z dawnych programów Makłowicza. Przyrządzał dokładnie takie samo danie. Już wtedy je wypróbowałam i potwierdzam – jest pachnąco i przepysznie. Pozdrawiam z pobliskiego Rucianego 🙂
wooow . to tak można ? ha 🙂 świetne
Nie wiem dlaczego, ale od zawsze żyłam w przekonaniu, że czarny bez jest trujący… albo to jego owoce? Pomysł rewelacyjny, widziałam kiedyś jak Jamie Oliver w takim cieście maczał brokuły i kalafior smażąc później w głębokim tłuszczu… Wyglądało pysznie, muszę kiedyś spróbować.
Tak, owoce są trujące, ale tylko jeśli nie przejdą kuchennej obróbki 🙂 Czyli jak się je chwilę pogotuje, to można już jeść 🙂
O ile syrop z pędów sosny znamy i zimą kurujemy się nim to naleśników w takiej wersji wcześniej nie spotkałam, musze spróbować 🙂
Z kwiatowych rzeczy w cieście ja kiedyś poważyłam się na nadziewane kwiaty cukinii – bardzo fajnie wyszły. Kwiaty dzikiego bzu to jednak dla mnie w pierwszej kolejności cudownie orzeźwiająca, kwaskowata, leciutko musująca lemoniada:)
O! Lemoniadę miałam jeszcze zrobić! dzięki za przypomnienie! 🙂
Nigdy nie jadłam takich specjałów, ale wygląda to ciekawie i pewnie pięknie pachnie.
Polecam spróbować w ten sposób usmażyć również kwiaty akacji 🙂 pyszota! 😀
Będę szukać akacji 🙂
Nigdy nie jadłam. Ciekawy pomysł. Nie wiedziałam, że takie rzeczy można z tego zrobić.
Wyglądają pięknie! Nigdy nie jadłam, może kiedyś będę miała okazję. Moim marzeniem jest zrobienie czegoś (może marmolady?) z dzikiej róży 🙂 Tylko w Olsztynie to z tym ciężko, a na Mazury nie zawsze jest jak się wybrać… PS Wersja z łodyżkami wydaje mi się atrakcyjniejsza 🙂
To byłaś ty? 😉 Kurde, miałam sprawdzić, kto, ale mnie Kosmyk rozstroił :/