To był zwykły dzień, taki, jakich wiele. A ja chodziłam wściekła jak osa i nic mi nie pasowało. W pewnym momencie miałam wszystkiego tak bardzo dość, że nie zważając, że dzieci właśnie zamazuję ostatni czysty skrawek ściany, po prostu się odcięłam i zerknęłam na fejsa. A tam toczyła się właśnie dyskusja o tym, jak nie krzyczeć na dziecko. Bo przecież sam krzyk niczego nie nauczy dziecka – tylko przestraszy. A przecież nikt nie chce, żeby jego dziecko nie robiło czegoś ze strachu, prawda?
Zobacz -> Ile wart jest autorytet, który musisz wyszarpać z dziecka siłą?
Ja nie chcę.
Ale, o matko, jak ciężko jest nie krzyknąć, prawda? Mimo tego, że wiemy, jak destrukcyjnie krzyk wpływa na dzieci, jak je psychicznie niszczy, nie potrafimy się czasem powstrzymać. Kiedy dzieciaki latają po pokoju, strącają przedmioty, po raz piętnasty nie słuchają twojego polecenia, znowu zabałaganiły cały pokój, no aż się ciśnie na usta, prawda? I ja jestem w takim stanie przedkrzykowym przedzawałowym. Zerkam na dyskusję na fejsie na forum rb i widzę wypowiedź pewnej dziewczyny. Ja do dziś jestem wdzięczna tej obcej mi przecież matce za słowa, które napisała i to wcale nie do mnie.
Bo najczęściej jest tak, że krzyczysz, bo zachowanie dziecka ci przeszkadza, ale zamiast szukać rozwiązania, próbujesz go okiełznać, co wcale nie jest łatwym zadaniem. [zobacz -> Dziecko i każdy w rodzinie ma prawo olewać twoje uprzejme prośby] i prawdopodobnie skończy się na walce oraz twoim i dziecka wkurzeniu. Nie umiesz znaleźć rozwiązania, bo zapewne nie masz zaspokojonych swoich potrzeb, a bez ich zaspokojenia, napełnienia siebie, nie jesteś w stanie wyjść do dziecka z empatią i zrozumieniem. Jeśli twoje potrzeby są zaspokojone, jesteś w stanie zaspokoić potrzeby innych i do wszystkiego podejść spokojniej. Kiedy ja jestem w takiej sytuacji, staję i korzystając z rady z forum [tak! internet to skarb!] biorę kilka oddechów i zadaję sobie cztery magiczne pytania:
- Co widzę? [bez negatywnych konotacji, bez oceniania, czyli: syn biega po pokoju, syn rzuca piłką, syn rozwala zabawki, syn za głośno krzyczy].
- Co czuję? [irytacja, poddenerwowanie, bezsilność, ból głowy].
- Czego potrzebuję? [chwili spokoju, odpoczynku, jeszcze tylko 15 minut spokojnej pracy, ciszy, tabletki na ból głowy. Czy chodzi mi o to, żeby syn przestał to w ogóle robić, czy żeby nie robił tego teraz, czy chcę, żeby szanował moją pracę, czy raczej o to, żeby nie hałasował dla zasady, czy chcę, żeby w ogóle nie bałaganił i nie ruszał zabawek, czy raczej, żeby posprzątał?].
- Jak mam to zrobić? [Mogę poczekać, aż syn przestanie wrzeszczeć, bo może krzyczy z radości i zaraz skończy, mogę sprawdzić, spytać, czemu krzyczy, bo może coś się stało, a nawet jeśli skłonienie do odpowiedzi sprawi, że przestanie, mogę powiedzieć dziecku, że boli mnie głowa i jego krzyk sprawia, że boli mnie jeszcze bardziej, mogę podejść do dziecka i pokazać mu na zegarze, ile minut jeszcze potrzebuję, żeby skończyć pracę i zacząć się z nim bawić, mogę powiedzieć dziecku, że np. piłką bawimy się na dworze i jeśli potrzebuje ruchu, za tyle i tyle minut/godzin na dwór wyjdziemy, mogę poprosić kogoś, żeby zabrał dzieci na kilka godzin, jeśli potrzebuję chwili odpoczynku, mogę wyjść na chwilę z pokoju, kiedy czuję, że opanowują mnie spore nerwy, mogę porozmawiać z synkiem o zasadach zabawy bądź przypomnieć mu, że zabawki sprzątamy po zabawie.
A może dziecko wcale nie robi nic złego, zachowuje się po prostu jak dziecko, a ja jestem na tyle zmęczona, że wszystko mnie irytuje? Może to nie wina dziecka, że się głośno bawi albo wyraża emocje, tylko mi ciężko jest to znieść, bo moje zasoby, moje potrzeby od dawna nie były zaspokajane i zwyczajnie nie umiem dać z siebie czegoś, czego sama nie mam?
Miałam moment totalnej bezradności. Nie wiedziałam jak mam zareagować na krzyki, upór, nieposłuszeństwo. Teoretycznie wiedziałam ale w praktyce było różnie. Poszłam do psychologa i moje życie się odmieniło:) To były naprawdę dobrze zainwestowane pieniądze. Opis wizyty tutaj: http://todopieropoczatek.pl/relacje/dlaczego-poszlam-do-psychologa-i-jak-wygladala-pierwsza-wizyta/ (oczywiście jeśli pozwolisz :))
chyba jednak wszystko zależy od dziecka. nie każde dziecko na krzyk reaguje źle. mój tata jest typem człowieka, który emocje rozładowuje krzycząc, który o wielu rzeczach nie potrafi rozmawiać bez podnoszenia głosu. czy to wina moich dziadków? nie wiem, może, nie miałam okazji przekonać się jacy byli. wiem jednak, że krzyk taty w żaden sposób nie zadziałał na mnie destrukcyjnie, nie bałam się tego, wiedziałam że krzyczy bo zrobiłam coś, czego nie powinnam albo dlatego, że z jakiegoś innego powodu jest zdenerwowany. nie wiem skąd, ale zawsze wiedziałam, że tata po prostu taki jest. nigdy za tym nie szły rękoczyny, groźby, nigdy mnie nie obrażał, on po prostu wykrzykiwał to co miał do powiedzenia, ja tego wysłuchiwałam albo odkrzykiwałam co ja mam do powiedzenia, a po kilku minutach jak się uspokoiliśmy piliśmy sobie razem herbatkę. tata był i jest przewspaniałym ojcem, któremu zawdzięczam nieopisaną ilość rzeczy, mimo że nie pasuje zupełnie do opisu rodzica jakim powinien być, chociażby dlatego, że krzyczał, nie mówił i nie mówi do dzisiaj o swoich uczuciach, nie przytulał mnie zbyt dużo, nie mówił mi komplementów, w zasadzie to kompletnie nie umiał i nie umie kochać słowami. a mimo to nie zamieniłabym go na żadnego innego i mam dziś z nim wspaniałą relację. nie twierdzę w ten sposób, że teraz każdy powinien krzyczeć, tylko że nie koniecznie każde dziecko tak samo reaguje na rzeczy w jego otoczeniu i to co nam się może wydawać ogromnym błędem i porażką, jak np. krzyknięcie, dziecko odbierze zupełnie inaczej i wcale nie tak źle jak nam się wydaje