Muszę przyznać, że rozszerzanie diety dziecka to dla mnie temat drażliwy. Głównie dlatego, że strasznie się tym przejmowałam przy pierwszym dziecku. Zewsząd dobiegały mnie sprzeczne informacje, położne i pielęgniarki biadoliły nad kiepską wagą Kosmyka, a ja dość często ulegałam zdaniom „pewnie jest głodny” i wciskałam synowi kolejną łyżeczkę papki, która zawsze, ale to zawsze wylatywała mu z buzi i brudziła wszystko wokół. Nie znosiłam karmić mojego syna i dość szybko zrezygnowałam z wciskania mu jedzenia i ku przerażeniu mojej mamy, wsadziłam mu jedzenie do łapy.
Kiedy kilka miesięcy temu poszłam na jakieś szczepienie Adaśka, pielęgniarka z radosnym uśmiechem poinformowała mnie, że syn skończył już cztery miesiące i mogę zacząć rozszerzać mu dietę. Na pierwszy posiłek zaproponowała soczek. Podziękowałam uprzejmie, a gdy wychodziłam, kręciłam głową z przerażeniem. SOCZEK? Słodki soczek na pierwszy posiłek? W wieku czterech miesięcy?
Dla spokojnego sumienia, żeby przypomnieć sobie, czy na pewno rozszerzanie diety dziecka nie stanowi dla mnie problemu, pojechałam do apteki, kupiłam łyżeczkę, potem w innym sklepie soczek i wręczyłam mojej mamie, która wykazuje ogromną chęć, jak ja to nazywam, „pasienia” dziecka z prośbą, żeby podała Adasiowi ten jego pierwszy słodki posiłek. Adaś, zgodnie z moim przypuszczeniem, wszystko praktycznie wypluł. I rozszerzanie diety dziecka przełożyliśmy na później.
SKĄD LEKARZE I PIELĘGNIARKI CZERPIĄ WIEDZĘ O ŻYWIENIU NASZYCH DZIECI?
Znikąd. Oni nic o tym żywieniu nie wiedzą. To znaczy wiedzą tyle, ile sami gdzieś tam przeczytali i tyle, co pamiętają z zajęć na studiach. Ale specjalistami dietetyki nie są, więc ich porada dotycząca żywienia dziecka nijak się ma do autentycznej wiedzy o tym żywieniu [dopuszczam wyjątki]. Świetny tekst na ten temat napisała Antonoovka „Od tego jest specjalista!„. I chyba tyle w temacie.
KILKA BŁĘDÓW, JAKIE POPEŁNIAMY, ROZSZERZAJĄC DIETĘ DZIECKU
- Przede wszystkim to, co proponowała mi pielęgniarka – słodki soczek. To chyba najgorsze, co możemy zrobić dziecku w początkach jego przygody z jedzeniem – ukierunkować je na słodkie. Czemu na słodkie? A bo wszyscy lubią słodkie, nasze kubki smakowe są na nie bardzo wyczulone, więc łatwiej będzie zmusić czteromiesięcznego malca, żeby połknął. A przynajmniej pomlaskał.
- Czemu zmusić? A bo czteromiesięczne niemowlę prawie z pewnością ma tak zwany odruch wypychania językiem [potrzebny przy ssaniu] jedzenia z buzi, co skutecznie uniemożliwia karmienie i wprowadza matki w obłęd, bo „nie chce jeść!” i „cały czas wypluwa”. Robi się z tego istna karuzela, w której matka odprawia nad dzieckiem rytualny taniec mający zmusić nieświadome i pragnące jedynie mleka dziecko do posłuszeństwa, a samo dziecko po jakimś czasie zaczyna się świetnie bawić i rozkosznie dalej wypluwa jedzenie, skoro mamusi tak się to podoba [nie no, żart, ale taki wiecie, pół na pół].
- Kolejna to taka, że czteromiesięczny brzdąc nie powinien jeść niczego w tym wieku, co nie jest mlekiem mamy lub modyfikowanym. Skąd się wzięło to głupie przeświadczenie o wczesnym rozszerzaniu diety? A stąd, że kiedyś mleko modyfikowane było bardzo kiepskiej jakości i jeśli matka decydowała się na nie, to żeby zapewnić dziecku odpowiednie wartości, zaproponowano wcześniejsze rozszerzenie diety dziecka. A że wiedza na temat mleka matki również nie była na wysokim poziomie, to poszło rykoszetem i na karmiące piersią.
Dzieci, które przed 4 miesiącem rozpoczynają spożywanie pokarmów stałych mają większe predyspozycje do różnych problemów zdrowotnych w dzieciństwie i w dorosłości. Jakich? Między innymi do nadwagi, otyłości, cukrzycy, alergii. Postępowanie takie wiąże się też z zakończeniem jakże ważnego okresu wyłącznego karmienia piersią i generalnie ze skróceniem czasu karmienia piersią. [źródło: Mataja, przeczytajcie cały tekst!]
- Ulubione mojej babci: „Daj mu, bo się patrzy!”. O rety, dziecko się patrzy na wiele rzeczy i wyciąga rączki po wiele rzeczy. Jakby uśmiechał się do domestosa, też byś mu nalała kieliszeczek na spróbowanie? A poza tym:
„Do znudzenia powtarzane są rekomendacje Amerykańskiej Akademii Pediatrii, WHO, UNICEF i innych wielkich, znanych i szanowanych, według których wprowadzanie nowych posiłków powinno rozpocząć się po 6 miesiącu życia dziecka (nie –pomiędzy 4-6!), pod warunkiem, że jest ono na to gotowe.” [Mataja]
- Moje ulubione „papki”. Nie lubiłam ich z tego powodu, że na mój prosty matczyny rozum nie widziałam sensu we wciskaniu dziecku czegoś, czego ani nie może wypić, ani pogryźć. Wiedziałam, jak silne dziąsła ma starszy syn, wiedziałam, że świetnie sobie radził z połykaniem różnych rzeczy [heh, no co? Każdy ma czasem rozgardiasz] i postanowiłam papki ograniczyć wyłącznie do ukochanych kaszek, a kiedy miał półtora roku – zup mlecznych, które jadł sam, łyżką.
„Umiejętność gryzienia kształtuje się do końca 24 miesiąca życia, a największe kompetencje do nauki tych umiejętności wypadają pomiędzy 6 a 10 miesiącem życia. Akceptacja dla produktów o konsystencji innej niż papkowata jest tym większa im więcej dziecko ma okazji do ich próbowania. Dlatego zaleca się, żeby dzieci dostawały produkty stałe już w 6-7 miesiącu życia.”
[wpis o tym, dlaczego dzieci powinny jeść grudki i kawałki, Małgorzaty Jackowskiej, tutaj].
ROZSZERZANIE DIETY DZIECKA
Wszystkie zalecenia sformułowano w następujących dokumentach:
- Zasady żywienia zdrowych niemowląt PTGHiŻD 2014
- Żywienie niemowląt i małych dzieci: standardy postępowania dla Unii Europejskiej
W skrócie: zaleca się karmić dziecko wyłącznie piersią do szóstego miesiąca życia, a po szóstym miesiącu życia mleko mamy nadal stanowi podstawę, uzupełnianą przez produkty, które wprowadzamy do diety dziecka. Fajne jest zdanie „Na podstawie konsensusu ekspertów sformułowano zalecenie, że po 12. m.ż. karmienie piersią powinno być kontynuowane tak długo, jak będzie to pożądane przez matkę i dziecko”, które stwierdza, że mleko mamy jest ważne także po skończeniu przez dziecko „roczku” i nie ma potrzeby rezygnować z karmienia po pierwszych urodzinach. A dodatkowo jasno jest napisane, że to dziecko decyduje o tym, ile chce zjeść i czy w ogóle jest głodne.
Co do reszty odwołam się do wpisu dietetyczki, Małgorzaty Jackowskiej, która pięknie opisała nowy schemat rozszerzania diety dziecka [tutaj i tutaj]. Bo to wpis o BLW, a nie o podstawach 🙂
[Zaskoczeniem w tych nowych wymogach jest… jajko, które można podawać od razu w całości, co mnie nie dziwi, bo ja też nie podawałam tej słynnej połówki, bo wydawało mi się to absurdem – połówka nic nie zrobi, a druga połówka tak? o.O]
O CO CHODZI W BLW?
BLW [Baby led weaning], czyli kierowane przez dziecko stopniowe odstawienie od piersi. W Polsce tłumaczone na „Bobas lubi wybór”, co mi się akurat podoba, bo mniej więcej o to właśnie chodzi. Dać dziecku wybór, a nawet więcej: możliwość decydowania o tym, ile i jak chce zjeść. W tej metodzie pomija się etap „papek” i przecierów, a dziecko je całkowicie samodzielnie, bez pomocy rodzica. Czasem, gdy ktoś się mnie pyta, czy nie martwię się tym, czy dziecko zaserwuje sobie odpowiednią ilość witamin i składników odżywczych, odwołuję się właśnie do nowych Zasad Żywienia Niemowląt, w których jak wół stoi, że podstawą diety dziecka do roku czasu powinno być mleko, a rozszerzanie diety to po prostu wprowadzanie dziecku stałych pokarmów, a nie nakarmienie go nimi po uszy. Nakarmić w dalszym ciągu powinniśmy mlekiem.
EDIT: Jedzenie w pierwszych miesiącach rozszerzania diety nie służy temu, żeby dziecko się najadło, choć oczywiście może, czemu nie? Ale przede wszystkim chodzi o to, żeby dziecko samodzielnie poznało smaki, polubiło, znielubiło, badało faktury, kolory i z tego wszystkiego wybrało te, które mu najbardziej smakują. Owszem, bywa tak, że zrobię jakieś pyszne jedzonko, a dziecko powie „nie” i pacnie talerzem o podłogę. No cóż. Następnym razem zrobię coś innego 😉
DLACZEGO ZDECYDOWAŁAM SIĘ NA BLW?
To nawet nie była kwestia decyzji, po prostu naprawdę nie lubiłam siedzieć nad dzieckiem i wpychać mu te łyżeczki. Nie dość, że długo to trwało, a ja się nudziłam, to jeszcze on się tym brudził, a Chłop nie mógł zrozumieć, czemu to dziecko się brudzi, skoro go karmisz, pewnie źle to robisz, daj, ja spróbuję! I siedział nad Kosmykiem, skrupulatnie ścierając mu każdą plamkę z ust i karmiąc go obiadkiem do kolacji [przepraszam, synku!]. Konwencjonalna metoda wyraźnie nam nie przypasowała, ale nie znaleźliśmy alternatywy, jedynie tę, intuicyjną, żeby pozwolić mu wreszcie jeść samemu.
PLUSY BLW
-> rozwija zmysły: dziecko podczas jedzenia poznaje kolory, smaki, dźwięki [rzucanego o podłogę jedzenia :D], konsystencję i zapach.
-> ćwiczy koordynację: dziecko uczy się celować jedzeniem do buzi, trenuje zręczność, chwytanie i… przeżuwanie.
-> no pressure, czyli dziecko nie czuje presji związanej z tym, ile powinno zjeść według rodzica.
-> pozwala poznać swoje możliwości: związane z tym, ile mogę zjeść, co mogę zjeść i kiedy czuję się najedzony.
-> integracja z rodziną: dziecko je wspólnie przy stole, a mama może w tym czasie zjeść ciepły posiłek.
-> dzieci jedzące samodzielnie i samodzielnie decydujące o momencie sytości, rzadko są niejadkami w przyszłości.
-> oszczędność, bo nie wydajemy pieniędzy na słoiczki i zupki, jesteśmy w stanie z naszego [zdrowego!] obiadu zawsze coś dziecku dać.
MINUSY BLW
-> bałagan. Na początku spory. Ja w pewnym momencie to już nawet zrezygnowałam ze śliniaków i innych ochraniaczy. Adaś śniadanie je w tym, w czym spał, a po śniadaniu go po prostu obmywam i przebieram, brudne ubranie wrzucając do odmoczenia, a potem do pralki. Ale pamiętając Kosmyka, wiem, że to niedługo minie i jeszcze trochę, a nasze kocisko Flejtuch, nie będzie miało co podżerać z podłogi.
-> udławienie. Największy strach rodziców, z którymi rozmawiałam o BLW. A tak naprawdę u niemowlaka to nie udławienie, a zakrztuszenie [dławienie blokuje drogi oddechowe i trzeba udzielić pomocy, krztuszenie zazwyczaj powoduje odruch wymiotny i dziecko sobie samo potrafi z nim poradzić, jeśli prosto siedzi]. Nic strasznego, choć wygląda okropnie. Wiem to, bo po moich obawach o to, że Adaś udławi się jabłkiem, Adaś udławił się… jajkiem ugotowanym na twardo. Co zrobiłam? To, co się robi w przypadku zakrztuszenia: głowa do dołu i lekkie plaśnięcie w plecy. Wypadło, nawet nie zapłakał, sięgnął po kolejną część jaja.
JAK ZACZĄĆ?
Rozszerzanie diety dziecka metodą BLW zaczynamy gdy dziecko samodzielnie siedzi i potrafi chwytać palcami oraz celować do buzi. Zakłada się, że następuje to po skończeniu szóstego miesiąca. Ja z Adaśkiem miałam tę pewność, że sobie poradzi, jakoś w połowie siódmego miesiąca. Dietę rozszerzałam zgodnie z Zasadami Żywienia. Po kolei – najpierw ugotowane słupki marchewek [te, całkiem surowe, zmrożone, dawałam dziecku trochę wcześniej, na ząbki], potem pietruszka, jabłko, banan, brokuł – każde przez kilka dni, żeby sprawdzić reakcję, potem dawałam kilka na talerzu, żeby sam sobie wybrał. Następnie zaczęłam szaleć z kaszami różnymi z nich tworami. I to był hit. Kolorowe kuleczki spodobały się nie tylko Adaśkowi, ale też Kosmyk je polubił [buraczkowe, pycha!] i tylko prosi, żeby je silniej przyprawić „majankiem”.
Najlepsze przepisy na pierwsze i kolejne dania dla dziecka [nie tylko dziecka blw] znajdziecie na blogu Ala’Antkowe BLW. Dziewczyny też wydały ostatnio książkę z przepisami [pod tym samym tytułem], którą ja osobiście wciąż i wciąż wertuję z Kosmykiem, szukając inspiracji na śniadania i kolacje. Wszystkie potrawy na zdjęciach niżej są właśnie od dziewczyn: albo z bloga, albo z książki.
BLW JAKO OPCJA, NIE WYMÓG
Już pokazując pierwsze zdjęcia na instagramie, dostałam kilka odezwów, że stałam się jedną z tych „wyznawczyń” metody BLW i zamierzam teraz wszystkich namawiać, przekonując do swoich racji. No cóż, przekonywać nie zamierzam, w dużej mierze nie muszę, bo oprócz mojego widzimisię, w zaleceniach specjalistów jak wół pisze, że dziecko po szóstym miesiącu nie powinno jadać papek i kleików, a właśnie kilka grudek i większych kawałków mu nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. Niemniej to indywidualna sprawa, ja mogę tylko zachęcać do stosowania się do zaleceń. Banan w ręku dziecka to nie koszmar, ugotowany brokuł też nie, a warto pozwolić maluchowi na samodzielne odkrywanie smaków. Wydaje mi się zresztą, że to nie „kawałki” są największym problemem, ale właśnie to danie wyboru dziecku, to uwierzenie mu na słowo, na gest, że więcej już nie zje, że nie ma potrzeby na siłę mu wciskać do buzi. Trudno jest też odeprzeć ataki babć i ciotek, które będą cały czas wmawiać, że „malutko zjadł, pokarm go jeszcze” i podkopywać naszą wiarę, że dziecko wie, że więcej już nie wciśnie.
Czy ja ulegam? Oczywiście, że nie. Wręcz uwielbiam dyskutować z takimi, podsuwając im pod nos łyżkę i namawiając do połknięcia, bo moim zdaniem to babuszka taka mizerna, chudziutka, no jeszcze trochę mięska, no babciu, no, zjedz, za wnuczka, za syneczka, no!
Nie mam też problemu z tym, że moja mama czasami da upust swoim zapałom i nakarmi Adaśka łyżeczką, ciesząc się, że „duuużo zjadł!”. Raz czy dwa razy na jakiś czas nic w diecie mojego dziecka nie zepsują, na zdrowie. Wystarczy, że w domu ćwiczy picie z kubeczka i całkiem nieźle mu to wychodzi.
PRZEPISY:
Warzywne kostki kukurydzianeUlubione danie Adaśka.
Potrzebujesz:
1/2 szklanki kaszki kukurydzianej
2 szklanki wody,
1 marchewka
1 pietruszka
1 łyżka oliwy
1/2 łyżeczki suszonego oregano
1/2 łyżeczki suszonej bazylii szczypta gałki muszkatołowej
Warzywa ugotuj do miękkości, a następnie obierz i pokrój w małą kostkę. Zagotuj wodę, do wrzątku wsyp kaszkę i całość zamieszaj. Kaszkę gotuj, cały czas mieszając, na średnim ogniu jakieś 3-4 minuty. Pod koniec gotowania dodaj przyprawy, pokrojone warzywa i oliwę. Wymieszaj i zdejmij z ognia. Do opłukanego zimną wodą prostokątnego naczynia wlej gorącą kaszkę i zostaw do ostygnięcia, żeby stężała. Potem delikatnie możesz ją wysunąć z miseczki i pokroić w kostki.
Jaglane kuleczkiMoja ulubiona baza, do której mogę dodać, co mam w lodówce: paprykę, marchewkę, brokuł, koperek, pietruszkę, czy co tam zdrowego może zjeść maluch, a dodatkowo przyprawione smakują też nam jako dodatek do mięsa.
Potrzebujesz:
1/2 szklanki kaszy jaglanej
1 szklanka wody
1/2 łyżeczka oliwy
Kaszę wypłucz dwukrotnie pod gorącą wodą, a następnie wsyp ją do gotującej się wody. Gotuj przez ok 18 minut na najmniejszym ogniu [bez podnoszenia pokrywki i mieszania kaszy], a następnie zdejmij garnek z ognia i dodaj oliwę. Wymieszaj i zwilżonymi dłońmi, gdy trochę ostygnie, uformuj kuleczki wielkości orzecha laskowego.
Kulki jęczmienne z burakiemDanie dla odważnych, bo ten burak… to wiecie. Ale jeśli lubicie buraczki, to jest to fajny dodatek do obiadu dla wszystkich, nie tylko dla malucha.
Potrzebujesz:
1/3 szklanki kaszy jęczmiennej
1 szklanka wody
1 burak
5 łyżek amarantusa ekspandowanego
1 łyżeczka drobno posiekanej natki pietruszki
1 łyżeczka soku z cytryny
Buraka ze skórką ugotuj do miękkości. Kaszę przepłucz zimną wodą i wsyp do wrzątku. Gotuj pod przykryciem, aż kasza zmięknie i wchłonie cały płyn [ok. 15 minut]. Pozostaw na chwilę do ostygnięcia. Buraka obierz ze skórki i zetrzyj na najmniejszych oczkach [w przepisie jest 1, jale chyba bardzo duży, u mnie wyszło dwa mniejsze buraczki]. Z utartej masy odmierz pół szklanki i połącz z jeszcze ciepłą kaszą. Dodaj amarantus, natkę i sok z cytryny. Formuj dłońmi małe kulki. Podawaj na ciepło lub na zimno [ja jeszcze dla ładniejszego efektu posypałam kuleczki amarantusem.
Puszyste pankejki z kaszki mannyPankejki, które Adaś zajadał między innymi tutaj.
Potrzebujesz:
1/2 szklanki kaszki manny błyskawicznej
1/2 szklanki mleka [ja dałam owsiane]
1 jajko
1 dojrzały banan albo łyżka syropu daktylowego [u nas banan, a później dodałam miękkie słodkie jabłko]
Kaszkę zalej mlekiem, wymieszaj i odstaw na 20 minut do napęcznienia. Oddziel białko od żółtka i ubij na pianę. Banana rozgnieć widelcem na papkę. W misce wymieszaj napęczniałą kaszkę, banana i żółtko. Dodaj ubite białko i znów wymieszaj.Rozgrzej patelnię i nakładaj łyżką porcje ciasta. Smaż na średnim ogniu [bez tłuszczu, bo wystarczy trzymać dosłownie chwilkę i zarumienić z obu stron].
Wszystkie przepisy pochodzą z książki „Ala’Antkowe BLW”, do kupienia tutaj: Ala’Antkowe BLW. Blog dziewczyn: tutaj.
A nasze BLW wygląda tak:
Aktualne zdjęcia naszych jedzeniowych potyczek: tutaj.
Tak, wiem. Z daleka wygląda to przerażająco… te wszystkie rozsypane kawałki, te brudne buzie, te upaćkane łapy… No ale pamiętam, że przy pierwszym początki rozszerzania diety dziecka wcale nie były lepsze. Jedyną różnicą było to, że na siłę wpychałam pokarm do buzi [lub pozwalałam na to], co skończyło się chwilową niechęcią dziecka do jedzenia w ogóle. Na szczęście wspólne gotowanie, a teraz BLW brata powoli przekonuje Kosmyka, że jedzenie to nie tylko przymus i konieczność – to także niesamowita przygoda, w której nie tylko towarzyszy bratu, ale też sam na nowo ją przeżywa.
A wy jak się na to zapatrujecie?
Jeśli interesują cię wpisy ode mnie, zainstaluj sobie, proszę, aplikację na telefon, gdzie będziesz mogła w każdej chwili spojrzeć, czy nie pojawiają się jakieś nowe wpisy: Tu wersja na Android, a tu na IOS. Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na facebooku [jeśli chcesz widzieć, co tam piszę], zawsze też jestem na instagramie, więc tam możesz zerkać, co gadam na żywo ? dziękuję! A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam [tutaj].
A co z wytycznymi WHO żeby dietę rozszerzać po 6 miesiącu i zacząć od warzyw?
Witam,
dziekuje za wpis. Przeczytałam wszystkie komentarze i nie znalazłam przypadku, żeby któraś z Was stosowała tą metodę poza domem (dziecko w żłobku) – czy się myle? Właśnie jesteśmy przed tematem rozrzeszania diety o warzywa, mięso, zboża etc. Jestem coraz bardziej przekonana do BLW, tylko zastanawiam sie jak to zrobić oddając dziecko do żłobka? Będzie miało wtedy ok.8-9 m-cy – i przy założeniu ze polubi jeść samodzielnie – trudno będzie go cofać, podając mu przecierowe jedzenie…A tak to wygląda w żłobku. Z góry uprzedzę prawdopodobne rady, by wybrać taki żłobek gdzie nie widzą problemu z tą metodą karmienia. Mieszkamy w bardzo małej miejscowości (żeby nie powiedzieć dziurze) i w grę wchodzi jeden jedyny żłobek (cieszymy się że w ogóle jest!).
Przy okazji pytanie techniczne: jak sobie radzić na wyjazdach z tą metodą? Plener, schronisko, karmienie u kogoś w gościach (brak krzesełek, tacek, swobodnej przestrzeni do zaciapkania itd.)? Starszą córkę wykarmiłam przecierowymi daniami, więc nie było problemu, pakowało się pudełko do plecaka i gdzieś w górach na postoju (albo na tzw. wizycie u znajomych) zaaplikowało się porcję. A metoda BLW jawi mi się jako wybitnie stacjonarna….Proszę o wskazówki (i słowa zachęty) od mam (i ojców) którzy mają to przetestowane, dzięki!
Szukam pierwszych butów dla Synka (11mcy),czytam i czytam o tych butkach,ale gdzieś z tyłu głowy tłucze się myśl jak mama mówiła,że buty powinny mieć utwardzoną pięte.. to mit?
Pierwszy posiłek mojego dziecka to było karmienie dziecka kaszką jaglaną(taką stworzoną przez siebie, czyli zmieloną w młynku do kawy ) ugotowaną i zmieszaną z moim mlekiem. Potem robiłam papki, i na hura bo dziecko je zrobiłam spiżarkę pasteryzowanych zupek do karmienia, po czym moje wspaniałe dziecko stwierdziło że papki są beee i zostałam z tą spiżarką zupek :P. A ja straciłam cierpliwość i moje dziecko wcinało kawałeczki ugotowanych warzyw i kurczaka z talerza – to przerażenie w oczach znajomych i koronny argument, że nie ma zębów kwitowałam wzruszeniem ramionami i stwierdzeniem: starsi ludzie też nie mają a jakoś schabowe jedzą „. I też mi się nie chciało karmić więc sadzałam dziecko w foteliku dostawało do łapy łyżkę i miseczkę z kaszką co kończyło się generalnym sprzątaniem łącznie z myciem podłogi .
Tak gwoli ścisłości – koty nie mogą jeść ludzkiego jedzenia. Nawet jeśli są to resztki wyrzucane ze stolika przez dziecko.
„To znaczy wiedzą tyle, ile sami gdzieś tam przeczytali i tyle, co pamiętają z zajęć na studiach. Ale specjalistami dietetyki nie są, więc ich porada dotycząca żywienia dziecka nijak się ma do autentycznej wiedzy o tym żywieniu” – święta prawda!!!!
Złapałam się za głowę, gdy przeczytałam, że usłyszałaś, że możesz zacząć rozszerzać dziecku dietę podawając soczek… Soczek?!
Według mnie gdy dziecko „jest gotowe” i rodzic chce spróbować dać mu co innego niż mleko, niech próbuje. Ale jeśli widzi, że dziecko naprawdę nie chce, że wypluwa, że nie jest w stanie połknąć (bo niektóre dzieci nie potrafią jeszcze przenieść pożywienia językiem z przodu ust do gardła) to poczekać jeszcze… Dziecko z głodu przecież nie umrze, hehe ;).
Ja nie wiem czy wierzę w wytyczne dotyczące wieku czy to w kwestii żywienia (tzn. oczywiście w granicach rozsądku, bo jakby ktoś chciał 2-miesięcznemu dziecku podawać kaszkę, to bym go w łeb walnęła), czy np. trzymania głowy, co moje bobo zaczęło robić o wiele szybciej niż dziecko mojej koleżanki, a obie dziewczynki są całkiem zdrowe. Ja bardziej kieruję się tym, co potrafi moja córka, czyli jeśli widzę, że już teraz chwyta różne przedmioty, butelkę z mlekiem też, i wkłada sobie do ust bez problemu (co zmieniło się w ciągu dosłownie jednego dnia) to wiem, że z rozgniecionym bananem też by sobie poradziła. Czy potrafiłaby przenieść cokolwiek językiem? Tego nie wiem. To jest już metoda prób i błędów.
Ja jednak jeszcze chwilkę poczekam :).
Przywiało mnie tu na bloga z okazji tego postu o imonach i przypomniałam sobie, że to przecież u Ciebie czytałam tego posta o BLW i o nieumieraniu nad miską zupy. A że wtedy nie skomentowałam, to zrobię to dzisiaj.
Po pierwsze – mam dokładnie takie same przejścia z dziećmi – pierwsze, przy którym dałam się wkręcić Babciom, karmione przy opowiadanej bajce, podkarmiane przez babcie, w efekcie jedzące wszystko, ale jak ptaszyna. Drugie – zupełnie intuicyjnie, babcie poinformowałam, że Kosma je jak złoto, a że teraz akurat nie ma ochoty? luzik, wczoraj się ożarł, jutro się ożre, nie ma ciśnienia. I ciśnienie zewsząd zelżało, a chłopak je jak złoto, tyle ile chce i wszyscy są happy.
Im mniejsze ciśnieniowanie na te biedne dzieciaki, tym lepiej jedzą. Serio dziewczyny i dzięki Ci Matko, że to tak ładnie i wprost u siebie piszesz 🙂 Houk!
Z momentem rozszerzania diety stoję na twardym stanowisku, że o tym też powinno zdecydować dziecko. Jedno będzie chciało jeść inne rzeczy niż mleko mając 3 miesiące (serio, moja chciała i niczego nie wypychała językiem, tylko dzielnie domagała się dokładki zupy dyniowej), inne zacznie smakowac mając pół roku lub więcej. Warto jednak wiedzieć, że WHO wzięło sobie to pół roku na piersi z choinki, bez żadnych badań. Jedyne badania, które współcześnie przeprowadzono na ten temat, potwierdziły, ze jednak lepiej zaczynać wcześniej niż później, tzn. ok. 4 miesiąca życia. Ale – nic na siłę, raczej na zasadzie pokazywania nowych smaków, po łyżeczce, a nie od razu całą michę.
To zresztą jeden z podstawowych błędów przy BLW. Dziecko dostaje pełną michę żarcia, zamiast brać to co chce z talerza rodzica.I wielkie rozczarowanie, że nie je tylko się bawi. BLW to jedzenie tego samego, co rodzice, najlepiej razem z nimi, a nie na rozkaz. Większość ludzi oczywiście się na to nie godzi, uważa, że ich jedzenie nie nadaje się dla 6-8m. szkraba. No cóż, to może trzeba się zastanowić, dlaczego. To, co szkodzi niemowlętom, wcale nie szkodzi mniej dorosłym. Nie, frytki na śniadanie to nie jest dobry pomysł, w żadnym wieku.
Natomiast co ciekawe – większość ludzi uważa, że BLW to zabawa dla małych dzieci. Jak mówię, że moja 3,5 latka nadal jest karmiona tą metodą, to znaczy że nadal sama decyduje kiedy i co zje… to ludzie robią oczy jak pięć złotych. Ale jak to, powinna pięć posiłków dziennie, bo tak gada ministerstwo! A ja mam w nosie wszystkie ministerstwa, WHO zza wielkiej wody i inne ekosreko porady. Obserwuję za to zabawne sytuacje w stylu: pani w przedszkolu częstuje dzieci cukierkami, a moje ODMAWIA jako jedyne z grupy. Po prostu przyzwyczajona, że jak chce cukierka, to dostanie, więc nie musi się rzucać na każde słodycze w zasięgu wzroku. I w efekcie mając wybór i tak woli rzodkiewkę czy twaróg. No ale jestem złą matką, bo nie gotuję jej kaszy na śniadanie, a potem nie biegam za nią z jarmużem i sałatą. oraz nie przemycam kaszy jaglanej w zupach. 😉
Mam córke która skończyła roczek i pytanie czy nie jest za późno na wprowadzanie metody BLW? Mała w sumie je ładnie łyżeczką ale nie zawsze, często jest tak ,że chce wziąć to co mam na łyżeczce paluszkami.
Bardzo przydatny wpis 😉 PS. Zaczynam prowadzić swojego bloga troche kosmetycznego troche coś o macierzyństwie, zaglądniesz? 😉 http://monia07.blogspot.com/
ale trafiłam! moja córa ma aktualnie niespełna 11 m-cy. Oczywiście zaczęłyśmy od papek ale dość szybko zaczęłam jej dawać coraz bardziej grudkowe rzeczy. Mimo wszystko obiadki nadal stanowią coś podobnego co znajdziemy w słoiczkach. Z tym, że ostatnio pojawił się problem, Zośka odmówiła tego typu 'rarytasów’. Jabłko- całe w rączkach jest ok, starte już nie bardzo. Wpadło mi do głowy BLW i akurat trafiłąm na ten wpis 🙂 także dziękuję bardzo!
Jestem całym sercem za blw, mój syn tak je ALE zaczynaliśmy od papek. Lubiłam karmić syna, jadł od razu pięknie, ze smakiem, w ciągu paru minut porcja była w brzuszku. MIMO że popełniłam tą wielką zbrodnię jak skończył 4 miesiące, nie wypychał jedzenia językiem i zdradzał wszelkie objawy gotowości. Nie zawsze jest to wpychanie dziecku słodkich soczków łyżeczką (co to za pomysł w ogóle). Jak dziecko je ze smakiem to od paru łyżeczek marchewki lub ziemniaka na pewno nic się nie stanie i nie ma co uogólniać i demonizować.
A kto demonizuje?
Są ludzie, którzy demonizują. Jak wszędzie, bywają wariatki. Na grupie BLW na fejsie, każda matka, która da dziecku coś innego niż mleko z piersi przez ukończeniem pół roku przez latorośl, wyzywana jest od wyrodnych i „biedny maluszek, mama go krzywdzi”.
Demonizują, bo mają racje. Są badania o tym, że układ trawienny dziecka dojrzewa do jedzenia stałych pokarmów między 6-8 miesiącem życia. Tak samo jak masz okresy rozwoju mózgu czy słuchu jak maluszek jest jeszcze w brzuszku. Nikt nie wziął tego z choinki. Gotowość na jedzenie pokarmów stałych jest też ściśle powiązana z umiejętnością SAMODZIELNEGO siedzenia i chwytania. Naturalna kolej rzeczy. Pozdrawiam serdecznie
Guzik prawda. To pół roku zostało wzięte z choinki bez żadnych badań. Jedyne badania odnośnie rozszerzania diety zrobiono w Wielkiej Brytanii w 2012 roku i one pokazały, że dzieci, którym późno się rozszerza dietę (powyżej pół roku) częściej mają anemię oraz alergie pokarmowe. Dzieci, którym wcześniej i stopniowo dawano jedzenie w 3 i 4 miesiącu życia, w badaniu wyszły jako zdrowsze. I tak to.
Link do badań poproszę i metodologii.
Puoszę: http://www.bmj.com/content/342/bmj.c5955 i https://www.amazon.com/Breast-Best-Breastfeeding-Motherhood-Biopolitics/dp/1479838764 a tu po polsku http://butelkowy.blox.pl/2009/07/Is-breast-really-best.html oraz tłumaczenie w trzech częściach na polski http://butelkowy.blox.pl/2009/09/1-Joan-B-Wolf-8222Is-Breast-Really-Best8221.html http://butelkowy.blox.pl/2009/10/2-Joan-B-Wolf-8222Is-Breast-Really-Best8221.html http://butelkowy.blox.pl/2009/10/3-Joan-B-Wolf-8222Is-Breast-Really-Best8221.html i pardąsja, w 2009 roku były te badania. Od ponad 7 lat kobiety są OKŁAMYWANE przez WHO, bo póki co nie zrobiono żadnych badań, które te brytyjskie by obaliły. To są jedyne badania przeprowadzone do tej pory na ten temat. Innych po prostu nie_ma.
OK. Porozmawiaj o tym z Hafiją, specjalistką od mleka. Ja zostaję przy swoim, którego badania nie podważą, bo jest fizjologiczne – buzia małego dziecko do 5-6 miesiąca, nawet dłużej ma tendencję do wypluwania pokarmu, więc wcześniejsze rozszerzanie diety jest bez sensu.
Hafija siedzi w marketingu, jest umoczona. Płacą jej za kampanię. Nigdy nie dała linku do treści badań odnośnie wcześniejszego rozszerzania diety, bo one nie istnieją. Zwyczajnie kłamie, zapewne po części nieświadomie. Jeszcze masz 4 część. http://butelkowy.blox.pl/2009/10/4-Joan-B-Wolf-8222Is-Breast-Really-Best8221.html Większość badań od laktacji jest po prostu zmyślona, przeinaczona lub podważona w późniejszych latach (tak jak te o otyłości, w których wyszło po ponownym przeanalizowaniu, że najbardziej przed otyłością chroni nie kp, ale wyższe wykształcenie i wysokie zarobki rodziców). Weźmy taki cytat „Najnowsze tego typu badania dowiodły, że „wszelkiego rodzaju związki między karmieniem piersią a zdrowiem odkryte w badaniach na dzieciach z różnych rodzin nie potwierdzają się w wynikach badań na rodzeństwie’” (Evenhouse and Reilly 2005: 1781)”. To są po prostu same kłamstwa i manipulacje, tak jak badania o rzekomej ochronie przed alergiami dzięki kp, które zostały przeprowadzone na specjalnie dobranej grupie 18 dzieci. 18 dzieci! Przecież to nonsens, nawet setka to by było za mało. W USA wiele organizacji płaci za wyniki badań. By były takie, jak się od nich oczekuje, by były.
Najnowsze z 2005? o.O To teraz tendencja idzie w tę stronę…
Napisałam Ci prawdę. Wiem, ze jesteś w szoku, że ukrywa się badania nie po myśli WHO i nadal wciska kit ludziom tylko po to, by karmili tak, jak sobie życzą lekarze ze Stanów (przy czym nikt nie mówi, że kp jest złe, po prostu nie ma wielkiej różnicy w zdrowiu i rozwoju dzieci, mm nie szkodzi tak, jakby chcieli niektórzy). Poczułam się bardzo oszukana.
Nie, nie jestem w szoku. Po prostu te badania są stare jak świat i ich data powiedziała mi wszystko. Pa.
O rany 😀 Trafiłam tu przypadkiem i nie mogę, no po prostu nie mogę nie skomentować, mimo że po roku. Ale oszołomstwo i absurd 😀
A promocja laktacji to ogromny rynek. Biznes chustowy, biznes poduszek do karmienia, biznes laktatorów, biznes niekapków, biznes wkładek i biustonoszy do karmienia, wreszcie najważniejszy biznes dla homeopatii i ludzi zarabiających na doradztwie laktacyjnych i porodach domowych, wreszcie ekożywność, która jest 10x droższa niż normalna. Miliony dolarów. Zarabia ogromne pieniądze w porównaniu z biznesem butelkowym czy mm. Jak w krajach trzeciego świata, zwłaszcza w Afryce, widzą logo WHO, to ludzie zaczynają w panice uciekać. Już samo to powinno dać do myślenia. Ta organizacja lubi testować na dzieciach z tych krajów niesprawdzone leki i szczepionki. W Indiach zabili tak sporo dzieci. Zresztą cały ten pic z promocją laktacji został wymyślony w latach 70 po smrodzie, jaki wynikł z zabicia wielu dzieci, bo ktoś pomyślał, że wyśle przeterminowane mm do krajów trzeciego świata, żeby uratować ludność przed głodem. Umarło od tego tak dużo dzieci, że strach. W Turcji władze były na tyle mądre, że dawały to mleko dzieciom z podstawówek, a te dzieci je wylewały i był spokój. Zamieciono sprawę pod dywan, a od tej pory Unicef z WHO promują kp.
Lawinka, ja ci powiem, weź idź stąd, bo nie sądziłam, że jeszcze takie oszołomy istnieją i wierzą w to, co piszą. Ja nie mam nerwów na takie głupoty. Decydując się na mm MUSISZ kupić akcesoria. Decydując się na karmienie piersią nic nie musisz, ja nie mam nawet stanika do karmienia. To jest kolejna rewelacja w stylu „niesamowite, ale prawdziwe”, której zdzierżyć nie mogę,więc proszę uprzejmie – idź. Jest mnóstwo blogów, może tam cię wysłuchają z większym szacunkiem, jakiego ja, niestety, nie mogę ci dać.
Świetny artykuł. Podpisałabym się nogami i rękami pod każdym zdaniem 🙂 U mnie w USA najpierw byłam zachwycona, bo lekarze od początku mówią o tym, że do 6. mies. tylko mleko, a później rozszerzamy dietę, ale bez presji. O soczkach od razu była pogadanka, że to sam cukier. Był nacisk na intuicję dziecka itp. itd. Ale nic nie jest idealne. Podpadli mi później. Gdy dziecko nie chciało pić krowiego mleka, polecili mleko czekoladowe 🙂
To tak jak w książce o BLW polecają masło orzechowe jako sos dla niemowlaka. Bardzo się śmiałam, bo pół książki o tej złej soli, a potem to. 😀
Witaj!
Bardzo podoba mi się Twój post. Sama chciałam wprowadzić coś takiego synkowi (w sensie BLW), ale on nie bardzo chce jeść grudkowate rzeczy. Jak zmiksuję blenderem to wszystko ładnie wcina. Ogólnie – bardzo ładnie je, nie mam z tym żadnych problemów. Synek ma teraz prawie 7,5 miesiąca. Zaczęłam karmić go innym jedzonkiem niż mleko ok. 6 miesiąca życia, może nawet później, nie pamiętam dokładnie. Na szczęście nasza pani doktor rodzinna to złota kobieta – i miła, i kompetentna; o karmieniu dodatkowym jedzeniem po 4 miesiącu życia nie było u niej mowy.
Piszesz, że blw należy zacząć tak i tak, ale co kiedy ja już podawałam i podaję papki? Co mi doradzisz, żeby zachęcić synka do innych rzeczy? Choć chyba powinnam zacząć od pytania: JAK mam zacząć swoje blw, kiedy mojemu synkowi leci już 8 miesiąc? Może to już za późno na zmiany?
Cześć, wprawdzie pytasz autorkę, ale może moja odpowiedź Ci trochę pomoże?
Mój syn na początku jadł kaszkę z łyżeczki i z kubeczka, bo trochę się bałam, ale koło 8 miesiąca zaczęłam mu dawać na blat po prostu kawałki warzyw. Ja na początku sadzałam na kolanach (sam nie siadał, ale posadzony trzymał pion) i jadłam to samo.
Myślę, że w każdej chwili możesz po prostu dać synkowi do wyboru jedzenie w kawałkach. Na początku może się zakrztusić, ale jeśli dasz mu okazję to myślę, że się nauczy.
No pewnie! Doświadczenie innych mam zawsze przydatne. 🙂
Wypróbuję Twoją metodę, a nuż się uda. 🙂
Jak mu daję czasem biszkopcik czy jakąś bułę do rączki, to coś tam próbuje mielić, więc jest szansa, że i z kawałkami warzyw sobie jakoś poradzi. Tak jak mówisz – pewnie na początku się zakrztusi (albo i nie; oby nie), ale może jakoś damy radę. Powolutku; w końcu nie od razu Kraków zbudowano… 🙂
Uff, przepraszam, że późno odpowiadam, kaszel całą rodzinę zmógł na weekend 🙁
Zacząć możesz zawsze, ja ze starszym na serio zaczęłam, jak skończył rok. Jeśli się boisz warzyw – podgotuj je! Mięciutka marchewka czy brokuł pójdzie gładko. Możesz też zrobić kuleczki – są rewelacyjne, a z przepisów podlinkowanych dobrze wychodzi, kuleczki możesz ulepić z ugotowanymi warzywami i obiadko-śniadanko gotowe 🙂 U nas ostatnio furorę robi banan do rączki i… kaszka manna, która tężeje w kubeczku, a po stężeniu kubeczek wkłada się do miseczki z ciepłą wodą, potem odwraca na talerzyk i wyskakuje kaszka manna jak panna cotta 🙂
Super! Będę więc myśleć o blw nadal. 🙂 Synek powoli zaczyna dziamdziać jakieś kawałki owoców (jabłko, banan), więc może będziemy dochodzić do jakichś większych kawałków. Z czasem. 🙂
Tak sie cieszę,ze w końcu będzie głośniej o BLW. Karmie Asie- pierwsze dziecko -tak od miesiąca i nie wyobrażam sobie dawać papek. Chwytanie jedzenia jej mała rączką jest takie niesamowite 🙂 sama słodycz.
Bardzo fajny artykuł i świetne przepisy 🙂 u nas córeczka sama przeszła na blw 😉 miałam blw w planie ale kilka razy tak się zadławiła / zakrztusiła jedzeniem że to mnie na jakiś czas zniechęciło, moje obawy skutecznie podkręcił małżonek. Co najmniej jakbym własne dziecko jabłkiem chciała udusić! Teraz ma niecały rok i po prostu nie chce być karmiona. Pięknie wcina wszystko co jej podam, nie bardzo umie obsługiwać łyżeczkę, więc łyżeczka sobie a ona je paluszkami. Chciałabym pozwalać jej na więcej, ale moja obawa jest taka że ma dużo zębów na przedzie;) a po bokach jeszcze wcale. W związku z tym potrafi odgryźć spory kawałek ale potem ma problem żeby go posiekać przed przełknięciem. Ale pewnie i to „samo” przyjdzie z czasem.. 🙂 pozdrawiam!
Kuleczki polecam z kasz – uwielbiamy je 🙂 Pozdrawiam i dzięki za komentarz!
Muszę ten patent wypróbować! choć ostatnio ma fazę na niejedzenie niczego poza pieczywem… mam nadzieję że ten etap szybko minie 😉 pozdrawiam!
Moja też się bardzo dławiła, dlatego szliśmy BLW mieszanym. To co dawała radę sama w stylu kasze, makaron itp. jadła sama, resztę dostawała rozbabrane, ale nadal to ona decydowała. Zlizywała z podanej łyżki. Jak miała 10 miesięcy, w końcu zaskoczyła z przełykaniem i już szybko poszło. Ani się obejrzysz, jak młoda będzie sama jeść. 🙂
Dziękuję za budujący komentarz 🙂 Ona przełykanie ogarnia, tylko nie umie pogryźć takich wielkich kawałków twardszych rzeczy jak na przykład ogórek czy jabłko, bo nie ma czym tego pogryźć a odgryźć umie już konkretny kawałek 😉 No ale wszystko z czasem 🙂
Byłam nastawiona na BLW i to mi doradzano (konkretnie: brytyjska służba zdrowia), próbowałam, próbowałam, ale… moje dziecko woli papki. Nie chce niczego jeść ręką (poza chrupkami i ciastkami ryżowymi). Jakoś nie odpowiada mu ten trend.
Bywa i tak, przecież dziecko lubi wybór 😀
Popatrz, a nawet nie wiedziałam że to ma jakąś nazwę 🙂 Dwadzieścia lat temu było o wiele gorzej, głównie z presją otoczenia (czyt. babć), ale się nie dałam. Oboje moich dzieci wykarmiłam w ten sposób, z tym że córka była karmiona do 8 miesiąca wyłącznie piersią, bo każda próba kończyła się po prostu… cycem. Okazało się później że ona wielu pokarmów po prostu nie tolerowała, bo jest alergikiem. Nigdy nie używałam słoiczków. Syn zaczął jeść inne rzeczy troszkę wcześniej i jakoś lepiej mu szło. Kaszek nie dawałam dopóki sami nie nauczyli się jeść łyżeczką, za to bardzo chętnie ciamkali chrupki kukurydziane. Na zdjęciach z tego okresu, jak u Ciebie, upaćkane dzieci, upaćkany stolik, upaćkana mama 🙂
Jesteś mistrzem <3
Taaaa, a wtedy się wszyscy pukali w głowę. Jak można niemowlaka bez soczków wychowywać, bez wody do picia nawet, zgroza jakaś! A ząbki po jedzeniu myć? Chyba na głowę upadłam, przecież to mleczaki, i tak wylecą :-))) No tak było…
metodę BLW spróbowaliśmy po ukończeniu przez synka 6 miesiąca i niestety nie wyszło tak jak chcieliśmy. We wszystkich publikacjach jest napisane, że dziecko na początku prędzej wypluje jedzenie na zewnątrz niż zassie do gardła. Mój synek dostał jako pierwszy posiłek marchewkę w słupkach i brokuły, od razu wziął marchewkę, odgryzł i połknął bez „memlania”. Któryś z kolei kawałek utknął z tyłu języka i zaczął się ogromny płacz i krzyk. Nie wiem jak zachowałam spokój, ale dałam radę. Wzięłam synka głową w dół i uderzeniem w plecki, wyrzuciłam kawałek jedzenia. Potem próbowaliśmy jeszcze z brokułem i cukinią, ale moim zdaniem synek nie jest gotowy na to, bo nie próbuje żuć czy robić czegokolwiek z jedzeniem, tylko zasysa je do gardła. Karmię go więc dalej piersią i podaję kaszki i zupki, ale tylko wtedy kiedy chce, tzn. nic na siłę ( chętnie je i wygląda na to, że u się podoba). Może przyczyna tkwi w tym, że synek nie siedzi samodzielnie? Teraz skończył 7 miesiąc i chcemy niedługo spróbować jeszcze raz, choć nie ukrywam, że teraz problem tkwi we mnie, bo po tym, co zobaczyłam, okropnie się boję. Zastanawiam się czy nie lepiej poczekać do momentu, aż synek zacznie sam siedzieć. Jeżeli zaś chodzi o aspekt przyswajania witamin, ile zje itd. to w ogóle nas to nie rusza, bo cały czas karmimy się piersią i to jest nasza podstawa. Zatrważające jest jednak to, jak wiele osób nie ma zielonego pojęcia o tym jak rozszerzać dietę dziecka i podaje jedzonko, bo na słoiczku jest napisane, że można po 4 miesiącu …. ehhhhh. Może wraz z nowymi wytycznymi należałoby uregulować prawo, które od iluś już lat nie zostało zmieniane? Może jakaś kampania społeczna? Myślę, że warto by było.
ja bym na twoim miejscu poczekała aż zacznie siedzieć. Nie ma żadnego przeciwskazania do późniejszego rozpoczęcia rozszerzania i wiele mam czeka, aż maluch zacznie sam stabilnie siedzieć. Fajnie natomiast, że jesteś rozsądna i nie zmuszasz 🙂
I zgadzam się, że wiedza o rozszerzaniu diety jest u nas skandaliczna… jak czytam, że maluszki ledwo co urodzone już kaszki łyżeczki szamią, to się nie dziwię, że potem problem „z niejadkami” 🙁
przed rozszerzaniem diety przeczytałam chyba wszystko na temat BLW, co można było przeczytać i byłam przygotowana na wszystko, tylko nie na to, co zastałam ;), dlatego tkwię teraz w niejakim zawieszeniu w działaniu;). Wszystkie źródła też podają, że lepiej w takim wypadku zaczekać i obserwować dziecko. Myślę, że jak będzie siedział samodzielnie to też wiele zmieni. Wmuszanie jedzenia w jakikolwiek sposób jest mi całkowicie obce i włos mi się jeży, kiedy słyszę, że niemowlaczek coś „musi zjeść”. Moim sposobem na jakąkolwiek edukację w tym temacie też jest „wmuszanie” jedzenia w dorosłego,kiedy ten nie chce, bo „przecież musisz coś zjeść”;). U niektórych powoduje to pewne przemyślenia, a to już coś.
Moje miało wcześnie rozszerzaną dietę i nadal jest żarłokiem. To raczej te co późno miały dawane jedzenie i wisiały na piersi przez dwa lata, teraz nie chcą nic jeść. Przynajmniej wśród moich znajomych. 😉
Spokojnie, nie stresuj się, przyjdzie czas to będzie jadł. Może nie dawaj mu całych kawałków tylko pognieć trochę widelcem i niech sobie sam próbuje do tego łapki wkładać i lizać, na zasadzie zabawy. Te słoiczki to raczej dla dzieci karmionych od początku sztucznie.
najtrudniej mi się nie stresować 😉 spróbuję z tym rozgniecionym jedzeniem za jakiś czas i zobaczymy jak wyjdzie. Próby muszą być 😉
To u nas właśnie było podobnie. Dopiero teraz jak ma skończone 11 lepiej idzie a też nie zawsze 😉
tzn., że jak maluszek zaczął siedzieć też nic się nie zmieniło? Nie próbował żuć pokarmu i od razu połykał ;)?
żuje, chodzi bardziej o takie rzeczy jak np. jabłko, gryzie przednimi zębami które ma w komplecie duży kawałek a potem go wyjmuje z buzi. Ale czasami zamiast wyjąć to chce połknąć a to już się gorzej kończy 😉 a takiego np jabłka nie ma jak pogryźć, bo zębów bocznych brak..
U nas było podobnie, dziecko się rzucało na jedzenie, a potem dławiło, a ja siwiałam. Ja w ogóle nie wiem co to bałagan przy BLW, bo jak młoda już zaczęła samodzielnie jeść, wszystko znikało z miski od razu (inna sprawa, że nigdy nie nakładałam dużo, raczej donosiłam dokładki). Czy Twój synek samodzielnie siada z pozycji na czworakach? To jest moment, kiedy w zasadzie dopiero powinno się zaczynać pozwalać na samodzielność. Siadanie w inny sposób się nie liczy, musi najpierw na cztery łapki i w bok do siadu. Jeśli jeszcze tak nie robi, to trzeba uzbroić się w cierpliwość i zaczekać.
czyli są jeszcze takie przypadki jak nasz ;). Synek jeszcze nie siedzi, posadzony w krzesełku też jeszcze chybocze się delikatnie na boki, ewidentnie brak jest w tej pozycji stabilności, więc właśnie tak postanowiłam, że zaczekam. Dodatkowo zdarza mu się, przy podawaniu np. zupy, że otwierając buźkę wypycha języczek, tak jak przy karmieniu piersią. To jest odruch, który zanika z czasem, nie mniej jednak czasami się u nas jeszcze pojawia, co też może wskazywać na problem z przeżuwaniem i dlatego może te niektóre kawałki „utkwią” w buźce i nie chcą się przesuwać ;). Czy Ty zaczekałaś do tego momentu kiedy córeczka zaczęła siedzieć i zauważyłaś wtedy różnicę? Przerwałaś podawanie stałego jedzenia do rączki po tych nieudanych próbach? pozdrawiam;)
Jak mi mówiła neurologopeda, to może być pochodną zbyt niskiego napięcia mięśniowego w obrębie mięśni twarzy. U nas była ogromna różnica od czasu, jak młoda nauczyła się stabilnie sama siadać z pozycji na czworakach. Dwa tygodnie i nagle wszystko zaczęła przełykać. Cierpliwości, będzie dobrze. 🙂
Wszystko zależy od dziecka i pewnie stąd tyle dyskusji na ten temat w internecie. Gdyby wszystkie niemowlaki jadły tak samo, to by się o tym nie mówiło. Moja córka od początku rozszerzania diety lubiła jeść i nie było z nią problemu. Co ciekawe, nie lubi słodkiego, woli kurczaka 🙂 Córka ma jednak ziomka, równolatka, który zaczął jeść cokolwiek oprócz mleka w wieku 10 miesięcy. I co? Oboje żyją i mają się dobrze, a ziomek wyrósł na potężnego chłopa! Tylko jego mama nadenerwowała się na zapas.
A propos BLW, jeżeli chcemy rozszerzać dietę tą metodą, to nie ma opcji, musimy się napracować i kroić tę marchewkę w słupki, robić te kulki z kaszy, itp., itd. Niestety znam kilka przypadków kobiet, które uznawały BLW jako drogę na skróty i dawały dzieciom tylko to, co tam same robiły sobie na obiad. Może w przypadku młodszego dziecka to w miarę zdaje egzamin, ale moim zdaniem już taki roczniak powinien dostawać swoją własną, konkretną porcję. U tak dużego dziecka picie samego mleka i podjadanie małych ilości jedzenia to prosta droga do anemii i niedoborów witamin, objawiających się np. zajadami, o czym te kobiety się przekonały.
Moja podjadała „małe ilości jedzenia” i żadnej anemii nie miała. Wiesz, anemii nie musi powodować dieta, ale np. antybiotyki czy już same częste infekcje. No i niechęć do mięsa. Tu niestety pech, żelazo z roślin słabo się wchłania, dlatego jeśli dziecko nie je jaj i mięsa, to może mieć problem z parametrami krwi.
Trochę ryzykowne jest wkładanie wszystkich do jednego wora. Jednemu dziecku to trochę jedzenia starczy, jednemu starczy w ogóle samo mleko, inny będzie potrzebował konkretnej porcji i jak jej nie dostanie, to nabawi się anemii (te maluchy, które znam, dostawały jej ewidentnie od braku jedzenia, wątpliwości nie mieli ani lekarze, ani rodzice). Dlatego zostanę przy swoim i będę uważać, że przy BLW, tak jak przy tradycyjnym karmieniu, trzeba dziecku ZAPROPONOWAĆ konkretną ilość jedzenia. Nie zje, to nie. Zje jednego dnia dużo, drugiego mniej – też dobrze.
Wiesz, jak byłam mała, prawie nic nie jadałam. Naprawdę nic, potrafiłam odmawiać zjedzenia czegokolwiek przez kilka dni. Szczupak byłam straszny, wagą poniżej siatki centylowej, wzrostem powyżej. Za każdym razem, gdy mnie ważyli i mierzyli – lekarze wpadali w lament. Jak mi się trafiła anemia, to kazali dokarmiać, cuda wianki. A zdarzyła mi się tylko w okolicy I klasy, kiedy w zasadzie zaczęłam już więcej jeść. Dziś lekarze potrafią bez żadnych badań stwierdzić, że niemowlę ma alergię na laktozę i zabraniać karmienia piersią, także ten, też trzeba uważać na diagnozy. Wg nich pewnie moje dziecko byłoby ewenementem. Jak miało rok, to prócz dwóch butli mleka potrafiło (to było lato) żywić się wyłącznie ogórkiem i pomidorem, w ilościach homeopatycznych. Ale jadło dokładnie to, co chciało i to jest idea BLW. A przepraszam, co to wg Ciebie jest konkretna ilość jedzenia? Bo wiesz, żołądek dziecka jest wielkości jego złożonych pięści i tyle powinna wynosić objętość pojedynczego posiłku. Dorosłego też.
Hm, jak tak czytam Twoje komentarze, to mam wrażenie graniczące z pewnością, że po prostu za mało precyzyjnie się wyraziłam – czego zresztą się obawiałam. Chodzi mi o to, że dziecko powinno mieć zaserwowany swój własny obiadek na tym swoim sławetnym krzesełku. A także inne posiłki, jeżeli jest już w odpowiednim wieku. Jeżeli matka robi dla siebie, dajmy na to, kurczaka z brokułami, to nie ma problemu, żeby po prostu to samo zaserwowała dziecku. Ale nader często obserwuję sytuację, że matka danego dnia je coś niezjadliwego dla dziecka, np. super ostrą kuchnię tajską, więc dziecko tego dnia nie dostaje nic albo jakieś mini kawałki, które się dla niego nadają. Niech sobie wydoi mleko, najlepiej modyfikowane, bo matce się nie chce robić dwóch obiadów. Tak, w BLW dziecko je to, co chce, ale musi to przecież dostać, prawda?
Ależ do roku dziecko i tak je tylko mleko. Serio, większość jedzenia pochłoniętego przez malutkie dziecko nie jest w ogóle trawione, jelita sie dopiero uczą. Podczas rozszerzania diety nie powinno się ograniczać dziecku mleka, raczej robić dwie dłuższe przerwy między posiłkami, żeby miało apetyt spróbować czegoś nowego (nażarte oczywistym nie będzie głodne). Tym bardziej nie należy przesadzać z ilościami. Co najwyżej podsuwać te produkty, które zawierają więcej żelaza. I weź proszę, jakie robienie dwóch obiadów, to chyba dobre dla sadomasochistek z gatunku „nudzi mi się”. BLW to też żadna robota, co to za problem dać dziecku kromkę chleba albo kluski czy brokuła na parze. Ja się zainteresowałam BLW właśnie z lenistwa, bo mi się nie chciało dwóch obiadów robić, a tak mała jadła mi z talerza, albo z własnej michy, ale częściej wolała z mojego czy innego członka rodziny. To tak działa, że dziecko ufa, że to co je rodzic jest dobre, a własna micha jest podejrzana. Nie każdy lubi, mnie to nie przeszkadza, do tej pory młoda życzy sobie kawałki mego obiadu, a swój zostawia, mimo że jemy dokładnie to samo. Poza tym co masz do mleka modyfikowanego? Moje dziecko na nim niemal od urodzenia było przez rok, potem na uht z kartonu, zdrowe i silne, żadnej próchnicy, anemii, co nie zawsze można powiedzieć o cycowych. 😉
Widziałam! podziwiałam i „patent Asi ” (nie wiedziałam, że to ma tak „uczony skrót”) i zaradność Adasia:) w konsumowaniu:))) Podobało mi się, że to takie praktyczne np. w podróży. i…. szkoda, że nikt mi tego nie doradził dwadzieścia kilka lat temu:( co się narobiłam zupek! co się nakarmiłam! – to moje:)))) Pozdrawiam! KBD 🙂 babcia Kosmyka i Adasia 🙂 matka Chłopa
Super artykuł 🙂 my tez bedzemy blw stosowac, ale córeczka jeszcze nie siedzi, wiec się wstrzymujemy. Pediatra kazał podawac deserki w 5 msc (!@#). Nie podałam, ale spróbowałam papek po 6msc. Nie, nie. To nie dla nas! Monia nie znosi paćki i krzywi się na sam widok łyżeczki.
U nas opcja blw pojawiła się szybciutko. Jako niedoświadczona matka przy pierwszym dziecku postanowiłam spróbować papek… Kilka razy córka coś tam zjadłam, ale generalnie niechętnie. Więc spróbowałam zjeść to sama i … nie mogłam. To było coś tak obrzydliwego. Poza tym miałam duuuży opór przed karmieniem łyżeczką mojego dziecka… Więc dziecku tego więcej nie dałam. Mała początkowo więc łapała z naszego talerza, potem już samodzielnie. Przy dwójce kolejnych dzieci blw było oczywistością. Moi synkowie już nie poznali smaku papek, a najmłodszy operuje łyżeczką sam mając niespełna rok! Syf po posiłkach czasem przeraża, ale to po prostu koszt jak każdy inny. Grunt to nie słuchać żadnych tam „specjalistów” z przychodni. Pozdrawiam!
My stosowaliśmy BLW od poczatku, czyli po skończeniu 6 miesiaca. Nie jestem fanką ani papek, ani karmienia łyżeczką, ani soczków 😉 bywało różnie, od zainteresowania jedzeniem, po zupełny brak tegoż zainteresowania i żywienia się prawie tylko i wyłącznie mlekiem w wieku 1,5 roku. BLW nauczyło mnie szacunku do dziecka i zaufania, że to ono wie, ile potrzebuje zjeść. Czasem łączę jednak samodzielne jedzenie rękami z łyżeczką, ale tylko przy aprobacie lub prośbie dziecka. Teraz mam dwulatkę, która doskonale wie, ile chce zjeść, kiedy jest głodna i kiedy ma ochotę na jedzenie, a kiedy nie. I co chce zjeść z tego co jej zaproponuję. Czasem też sama o coś poprosi i jeśi to jest akceptowalne i dostępne, to dostaje. Przewaznie je sama, ale czasem prosi o nakarmienie 😉 chociaż przyznaję, że sporą część jej diety nadal stanowi mleko, ale nie sądzę, że inny sposob karmienia by coś zmienił w tym względzie w jej przypadku 🙂
Heh a ja to częściowo intuicyjnie stosowałam w czasach gdy zalecano łyżeczkę i papkę do 8-9mca. Smyk dostał po 4 mcu kawałek jabłka do polizania i juz mu tak zostało.
Swoją drogą jabłka kocha do dziś całym sobą, a ja mam zagwozdkę co też jako pierwsze podać drugiemu dziecku.
Bardzo żałuję, że nie napisałaś tego wpisu jakieś pół roku temu… bo ja w sumie chciałam przy drugim dziecku zastosować BLW ale koniec końców lenistwo połączone ze strachem wygrało i Amelka tak jak Ola do roczku jadła tylko słoiczki i kaszki. Inna sprawa jest taka, że skoro do BLW trzeba stabilnie siedzieć, a ona jako wczesny wcześniak tak naprawdę dopiero teraz siedzi stabilnie, więc może i tak by się nie udało? Tak czy inaczej naprawdę pomocny artykuł!
Świetnie napisany artykł – wyczerpuje chyba wszystko, co na samym początku powinna wiedzieć mama, która styka się z BLW. Kiedy ja zaczynałam rozszerzanie diety też otaczał mnie informacyjny chaos. Jestem mamą po raz pierwszy i tak się bałam popełnić błąd, że popełniłam ich kilka. Teraz jestem mądrzejsza i naprawdę polecam BLW. Przyznam, że ze mnie niezły leniuch i nie lubię za bardzo karmić moją młodą. Więc musiała sobie radzić sama 😉
haha, ja też z leniuchów, jak mnie to denerwowało, to czekanie z łyżeczką, aż połknie, przy jednoczesnej świadomości, że nie powinnam nic przyspieszać ani wpychać na siłę 😀
A właśnie moi obaj synkowie takie łakomczuchy że od samego początku to ja nie nadążałam łyżeczką machać bo połykali zanim nabrałam nową porcję. Więc u mnie karmienie łyżeczką to moment trwało,wszystko czyste, nie to co teraz gdy roczniak sam prawie wszystko je(oprócz zup). Ja wybrałam jednak metodę tradycyjną (papki po 4m) ale z taką obserwacją dziecka kiedy jest gotowe na następny krok, przejścia z papek na zgniatane tylko widelcem(6m), a potem normalne kawałki, kiedy pozwalał mi trzymac banana to tylko sobie gryzł, ale jak złapał go do ręki że teraz sam będzie go jadł to tak już zostało. Tak stopniowo przechodziłam co sam jadł a którymi daniami ja go karmiłam.
BLW czyste jest dobre dla dzieci, które wcześnie samodzielnie siadają. To się często wiąże z umiejętnością przełykania twardszych pokarmów. Czasem po prostu się nie da trzymać dziecka na gołym mleku do roku, zbyt duże ryzyko anemii (sporo dzieci znajomych tak skończyło, bo z BLW wystartowali za późno, bo czekali na samodzielne siadanie, potem młodzież nie chciała mięsa, bo nie znała jego smaku i dup, skończyli na lekach).
A jak to jest z tymi zakrztuszeniami/zadławieniami w praktyce, często się zdarzają? Teoretycznie wiem co robić w takiej sytuacji, ale nie jestem pewna czy uda mi się zachować zimną krew.
Zakrztuszenie – normalna sprawa, niemowlę samo odkrztusi. Przy pierwszym zakrztuszeniu Adasia jabłkiem spanikowałam, wzięłam go w dół głową, klepnęłam w plecy, a on się śmiał o.O. Potem już odpuścilam, bo zauważylam, że faktycznie sam sobie odkaszlnie. Natomiast udławienie się jajkiem było takie, hm, no też stresujące, bo widziałam, że mu zatkało trochę gardło, ale znów wzięłam go w dół klepnęłam w plecy i wyleciało bez problemu. Co dziwniejsze, od tamtej pory nie wklada sobie większych kawałków jaja do buzi, skubie i malutkie dziobie 🙂
Moja nie odkrztuszała, tylko zaczynała sinieć. A ja wyrywałam ją z fotelika i próbowałam jej wyciągać kawałki chleba z gardła. Wrr.
U nas panuje system mieszany. Tzn, dziecko jest i karmione łyżeczką i jest jej dawane do ręki. Je różne rzeczy: i papki, i ryż, i mięcho rozdrobnione, i jabłko do ręki, i placuszki jakieś zrobione i kasze zwykłe. Generalnie je praktycznie to samo co my, chyba że robimy coś wybitnie nie dla niej – typu bigos czy sos grzybowy. Ale nastawiłam się już na wspólne jedno gotowanie, bo wiadomo, łatwiej. Przy czym często jest tak, że jak jemy wspólnie (a najczęściej tak jest) to zupę dostaje z łyżeczki, drugiego do łapy, niech sobie radzi. Czasem z owsianką, jajecznicą czy innym papkopodobnym zaczynam łyżeczką, gdy widzę że głodna, potem kończy sobie łapami. Tylko u nas nie ma jedzenia na siłę , za mamusię, za tatusia itd.- nie chce z łyżeczki, to dostaje na tackę, jak nie chce z tacki to nie je teraz, zje potem. Gdzieś przeczytałam, że posiłek dziecka powinien trwać około pół godziny, jeżeli się przeciąga (bo np. upieramy się że ma zjeść z jakiego durnego powodu), a dziecko nie wykazuje jakiegoś wielkiego zainteresowania to najlepiej przestać, odczekać aż zgłodnieje. Niestety mój system zawodzi u jednej z babć, gdzie najlepiej by dziecko jadło co godzinę, bo na pewno głodne.
Kiedy zaczęliśmy? – pod koniec szóstego miesiąca, choć nie kp. Dziecko nie było zainteresowane w ogóle, odpuściłam na kilka dobrych tygodni (chyba dwa i pół miecha), potem przy spontanicznej próbie zaskoczyło od razu. Tylko znów, przy drugim dziecku mniej tej spiny jednak jest 😉
To fakt, przy drugim to jest luz totalny i te bzdury, jakie ci czasami obcy gadają, jakoś tak koło ucha przelatuję. Nawet się nie denerwuję, kiwam głową, uśmiecham się i robię swoje 🙂
My też karmimy mieszanie 🙂 Na początku jak miał 6-7 miesięcy do rączki dostawał coś 2-3 razy w tygodniu, im był starszy tym częściej. Teraz synek ma 12 miesięcy i większość rzeczy je sam rączką. Ja go karmię kaszką i obiadkiem jeśli jest w formie zupy 🙂 Nigdy nie karmiłam na siłę, jak nie chciał to przestawałam dawać, uznając, że najwyżej zje więcej przy następnym posiłku 🙂
Młodsza córka ma prawie rok i od 7 miesiąca je posiłki metodą BLW. Wcześniej nie była zainteresowana rozszerzaniem diety. A papkami wręcz gardziła. Owszem jest przy tej metodzie bałaganu ale dziecko uczy się jeść samo i je chętnie. Starsza była strasznym niejadkiem (nie stosowaliśmy BLW) a z młodszą nie ma tego problemu. Rzecz jasna nadal karmię też piersią i patrząc na to jak młodsza to lubi to długo się jeszcze pod karmimy 🙂 Podsumowując popieram wszystko co napisałaś.
Czesc Asiu,
To ucieszysz sie, ze dokladnie to co napisalas jest praktykowane w Anglii! Mam pielegniarke srodowiskowa (health visitor) ktora wyslala mnie na ’ weaning class’ zeby nauczyc sie wprowadzania pokarmow do diety mojej mlodej (skonczy jutro 6 miesiecy). Pani dobrze po 50etce kazala dawac dzieciarni kawalki ugotowanych warzyw, do tego spokojnie dawac to co my jemy, nie robic zadnych papek, a do picia wode. Odradzala korzystanie z gotowcow sklepowych, bo wiekszosc jest bez smaku i sa bardzo rozdrobnione.
Tak poza tym to swietnie napisany artykul.kradne przepisy 🙂
Pozdrawiamy z Anglii
Dorota & Zosia
Ktoś mi o tym mówił jakiś czas temu, ale nie pamiętałam kto i nie wiedziałam, czy to prawda – dzięki za info, fajnie wiedzieć, że służba zdrowia za granicą dobre rzeczy radzi 🙂
My też w Anglii i od kiedy przestałam podążać polskim trybem rozszerzania diety spadł mi ciężar z barków!!! Dużo więcej luzu. Bogactwo smaków, przyprawy, lajtowe podejście! I bezapelacyjnie wyłączne karmienie piersią do pół roku. Soków ani żadnych takich tu nie zalecają i fajnie. Dodam, że mój synek lubi zjadać wszystko! Ma 10 miesięcy i je kurczaka curry z kokosowym mlekiem np. Szpinak uwielbia, nabiał, no wszystko po prostu. Jedyna rzecz, której nie znosi to… Banan… Bo jest słodki. Za to wodę z cytryną uwielbia. Kwaśne smaki to zdecydowanie jego klimat. Słodyczy nie tyka, krzywi się strasznie 🙂 Ja radzę więcej luzu 🙂 bo od kiedy wyluzowałam, nasze życie stało się bezproblemowe.
Dokladnie tak! To polskie rozszerzanie jest tak spięte, nerwowe, że aż mnie trzęsie, jak mi koleżanka z niemowlęciem mówi, czego jej pielęgniarka zabroniła dawać do jedzenia. Masakra. W sumie to tylko soczki słodkie, bo dziecko chętnie wypije 😀 Jedyny soczek, jaki pił Adaś [przedwczoraj] to ten zielony klej w kubeczku: banan, gruszka, natka pietruszki i trochę wody zblendowane własnoręcznie 🙂
Żebyś wiedziała:) w Polsce w każdym miesiącu jest lista dozwolonych produktów. I ścigasz się, żeby zdążyć je podać albo nie dajesz buraka bo dopiero za dwa tygodnie będzie można! Wariactwo. Tu są trzy stadia rozszerzania. I oczywiście też są jakieśtam ograniczenia, ale tak naprawdę chodzi o konsystencję posiłków (np. Najpierw gładka kasza, potem z grudkami a po 10-tym miesiącu muesli). Polecam gorąco książki Annabel Karmel.
U nas synek przez bite 3 miesiące rozszerzania diety zjadał góra 2 łyżeczki. Byłam załamana. Zaczęłam czytać książki Annabel Karmel i napaliłam się ostro na gotowanie (bo dla łyżeczki dyni dziennie nie widziałam sensu kupowania i gotowania całej dyni). Dania wychodziły pyszne. Najpierw miksowane synek wciągał bez problemu. Jedynie potwornie się przy jedzeniu nudził. Odkąd wyrosły mu 4 zęby zaczęłam mu wyciągać z mojego obiadu kawałeczki na blat. Trudził się ale coraz lepiej sobie radził. Poszłam o krok dalej i przestałam mu w ogóle miksować.je chłopak aż miło!!! A ja w końcu mogę zjeść ciepłe bo dziecko zjada samo. Bałagan już praktycznie nie istnieje – wszystkie kawałeczki trafiają do buzi. Nie będę oszukiwać -zupy sam nie zjada jeszcze. Ja go karmię rzadkim a jemu wyjmuje z talerza warzywa, makaron i mięsko. Koniec z zabawianiem itd. Oczywiście cała rodzina uważa mnie za wariatkę bo moje dziecko je palcami i to bez talerza.
Palcami i to bez talerza <3 Ja Adaśkowi czasem daję takie nasze 'do wybicia". Najwyżej rzuci o podłogę i będę miała o jeden nieskompletowany mniej 🙂 dzięki za historię 🙂
Mój mały za 10 dni kończy 6 m-cy i intensywnie zaczynam rozważać temat rozszerzania diety. Jakoś do tej pory myślałam o papkach, jednak Twój artykuł dał mi do myślenia…
Czy dobrze rozumiem, że dietę zaczęłaś rozszerzać dopiero w połowie 7 m-ca jak Adaś usiadł?
On już siedział wcześniej, ale czekałam aż będzie umiał siedzieć stabilnie, bez „gibania” na boki 🙂 Blw czy nie blw, tak jak pisałam – papki są dla cztero, pięciomiesięcznych dzieci, które nie umieją jeszcze połykać, sześciomiesięcznemu dziecku można już podawać mniej papkowe 🙂
Ja karmiłam mieszanie, bo jednak przy papkach i daniach z kawałkami mniej bałaganu 🙂 plus do 8 miesiąca z wygody dawałam słoiczki. Synek dostawał jednak często coś np. gotowane warzywa do łapki i jadł samodzielnie, dzięki czemu grudki w słoiczkach nie były dla niego problemem (a czytałam, że niektóre dzieci mają z nimi duuuży problem, jedna mama pisała, że ona grudki zaczęła dawać dopiero jak dziecko miało 13 miesięcy, bo wcześniej nie było gotowe – masakra )