sposoby na kleszcze i komary.
Siedzę sobie w trawie i pielę moje truskawki. Słońce jeszcze nie grzeje mocno, ale za chwilę temperatura się podniesie. Ptaki szaleją w czereśni – pleszki z sikorami podlatują do naszego basenu, żeby napić się wody. Wykorzystuję ostatnie chwile chłodniejszego poranka, żeby porobić trochę prac w ogrodzie. Zaczynam ściółkować wokół sadzonek i drapię się w nogę. Za chwilę znowu. I znowu. Oglądam łydkę i… jest. Bydlak kleszcz wędruje w stronę kolana. Łapię go w palce i zgniatam kamieniem. Znowu zapomniałam, że mam swoje sposoby na kleszcze i komary, które działają i dla mojego dobra, powinnam z nich skorzystać.
W ogóle męczą mnie te pytania o to, czy nie boimy się kleszczy w lesie. Jakbyśmy się bali, to byśmy się wyprowadzili gdzieś w miasto. A wciąż tu mieszkamy i jakoś te lata obcowania w lesie z różnymi żyjątkami uodporniły nas na odczuwanie lęku przed każdą żyjącą istotą.
To nie znaczy, że nie rozumiemy zagrożenia, jakie może wynikać z bliższego kontaktu chociażby z zebraną w lesie poziomką, na którą zarażony lis się wysikał czy właśnie z kleszczami i komarami. Albo muchami. I też ludzie się na mnie dziwnie patrzą, kiedy mówię, że kleszcze to nic, muchy są najgorsze. Kleszcza zdejmę z siebie raz na dzień czy dwa dni, muchy są non stop, bez względu na czystość mieszkania, ciągną do zwierząt, zwierząt jest sporo, much jest sporo, włażą do nosa, do ust, do oczu i możesz sobie wyczyścić chatę, wyprać wszystko po pięć razy i muchy na chwilę się przestraszą, ale wrócą. Wrócą szybciej niż myślisz.
Uwaga, zanim przejdę do opisania szkodliwych mitów o kleszczach oraz moich sposobów na kleszcze i komary: w tym tekście będę pokazywać produkty ze sklepu Klaudyny Hebdy – przypominam, że kod „matkatylkojedna5” ze zniżką na produkty wciąż działa i można z niego korzystać. Jeśli chcesz zerknąć w inne teksty o aromaterapii zerknij tutaj: „Dlaczego przestałam wierzyć w aromaterapię” oraz „Jak używać olejków eterycznych, żeby zadziałały”
Szkodliwe mity o kleszczach
Rozwalają mnie szkodliwe mity o kleszczach, szkodliwe dla ludzi, nie dla kleszczy – że spadają z drzewa i najlepiej do lasu iść z parasolką albo w ogóle nie chodzić po lesie. Że kleszcza trzeba zawieźć do badania natychmiast, jak się go znajdzie, że od razu, jak kleszcz się wbije, trzeba jechać po antybiotyk. Mity, które prowadzą do histerii i paniki i w niczym nie pomagają, a wręcz szkodzą. Bo zaburzają logiczne myślenie, a bez logicznego myślenia działamy bez ładu i składu.
Bo kleszcze są głównie w trawach – jakbyś była kleszczem, też byś siedziała w trawie, z której łatwo przejść na czyjeś kopyto czy nogę, zamiast wdrapywać się wysoko na drzewo i skakać jak kamikaze w nieznane. Wdrapywanie się przez kleszcze na drzewa jest całkowicie nieekonomiczne – większość ssaków, których krwią żywią się kleszcze, biega raczej po trawie. I tak kleszcze są w trawach, krzakach wszędzie – najwięcej złapałam ich na trawniku, kleszcze przyniesione z lasu to procent przy tych złapanych na łące czy w ogrodzie.
Badanie kleszcza da ci wyłącznie wiedzę, czy kleszcz był chory. To wzruszające, że się o niego martwisz, ale jak już umrze, to nie ma sensu marnować energii na sprawdzenie, co miał w sobie. Fakt, że był chory znaczy tyle, że kleszcz był chory – nie jest to potwierdzeniem nawet tego, że zostałaś zarażona. To naprawdę trochę trwa, zanim on się przykłuje do skóry i zacznie wypróżniać zawartość swojego jelita.
Zgodnie z aktualną wiedzą naukową zakażenie boreliozą możliwe jest tylko w wyniku pokłucia przez zakażonego kleszcza. Nie możesz zarazić się boreliozą od osoby, która na nią choruje. W związku z tym, iż Borrelia przebywa w jelicie środkowym kleszcza, zanim bakterie zdążą się przedostać z kleszcza do żywiciela poprzez gruczoły ślinowe, upływa trochę czasu. Nim bakteria dotrze do tkanek gospodarza, może minąć wiele godzin od rozpoczęcia żerowania przez kleszcza. Z tego powodu im szybciej kleszcz zostaje usunięty, tym mniejsze jest ryzyko zakażenia boreliozą1. Źródło [w tym tekście jest też sporo o boreliozie.]
A jeślibym miałam brać antybiotyk za każdy razem, kiedy wyjmę sobie kleszcza z ciała, moja odporność by zleciała na łeb na szyję, a od marca do października jechałabym na antybiotykach. Średnio zdrowe, antybiotyki to nie witamina c. Warto skupić się na budowaniu odporności organizmu niż się faszerować non stop lekami. I uważać.
Czyli ej, to jakie są końcu dobre naturalne sposoby na kleszcze i komary?
Od lat odpowiadam – stosuj ochronę przed wyjściem na dwór, na pole, na łąki i oglądaj się dokładnie po powrocie do domu. Moi chłopcy już mają nawyk sprawdzania wieczorem, czy pod pachami, pod kolanami, w pachwinach, na brzuchu czy we włosach nie utknęły jakieś paskudy. Mamy też wyostrzony wzrok na siebie i sprawdzamy często, czy ten pieprzyk lub paproch to nie kleszcz. Wiele kleszczy tym sposobem zdjęliśmy zanim zdążyły się się w ogóle wkłuć. Bo to też nie jest tak, że kleszcz włazi na ciebie i się z miejsca wbija na ślepo – najczęściej trochę szuka tego dobrego, ciepłego miejsca, gdzie będzie mu dobrze. Dlatego, oprócz ochrony, warto być wyczulonym na wszelkie swędzenia – ja, że coś po mnie chodzi wyczuwam już momentalnie, mój starszy syn również. Młodszy jeszcze nad tym pracuje. I warto, warto, warto, dokładnie się oglądać – nie rozumiem tego strachu przed oglądaniem wzajemnie swoich ciał. Warto się przełamać, chociażby dla zdrowia i żeby nie jeździć potem na badanie przeciwciał. Które to badanie warto robić, owszem, ale nie co tydzień. Ja stosuję zasadę, że notuję datę wkłucia kleszcza i trzymam ją w mojej dokumentacji lekarskiej. Na wszelki wypadek, jakby nie było wiadomo, co mi dolega.
Czego używamy do ochrony przed kleszczami?
Uwaga, tutaj będę pokazywać produkty ze sklepu Klaudyny Hebdy – przypominam, że kod „matkatylkojedna5” ze zniżką na produkty wciąż działa i można z niego korzystać. Jeśli chcesz zerknąć w inne teksty o aromaterapii zerknij tutaj: „Dlaczego przestałam wierzyć w aromaterapię” oraz „Jak używać olejków eterycznych, żeby zadziałały„
Na Ig stories i w relacjach tyle trąbiłam o mieszance spacerowej na kleszcze, że chyba już wiadomo, że aktualnie używam wyłącznie tego. Mieszanka dodatkowo została sprawdzona na spotkaniu integracyjnym klas i zrobiła furorę – pachnie dość mocno i nikt nie skarżył się, że wrócił z kleszczem, a naprawdę dzieciaki latały po całym lesie i szukały ukrytego skarbu z mapą. Mieszankę wożę w aucie i trzymam w domu – chłopcy sami pryskają swoje ciuchy, kiedy wybiegają na łąkę, jedynie spacer nad rzekę wyklucza użycie mieszanki, bo chłopcy mają rzekę za domem i biegną do niej już w majtach. I ta jedna mała buteleczka zastępuje mi wszystkie środki przeciwkleszczowe z apteki – od kiedy ją mam [a weszła do sklepu Klaudyny w maju] tylko jeden raz zdjęłam z siebie łażącego kleszcza – akurat wówczas, gdy poszłam pielić i zapomniałam się spryskać. Ale – na szczęście – praktykuję uważność i czujność, dobrze jest się oglądać i sprawdzać, czy nic po nas nie łazi. A mieszanka moim zdaniem jest obowiązkowa.
Uczciwie powiem, że wcześniej stosowałam dość długo popularne spraye na kleszcze – jednak robiłam to z małym przekonaniem, bo wiadomo, że nie wszystkie zawarte w takich preparatach składniki są bezpieczne. Długo szukałam naturalniejszej alternatywy i kiedy Klaudyna ogłosiła stworzenie naturalnej mieszanki przeciwko kleszczom właśnie, czekałam na nią z wywieszonym jęzorem. I się doczekałam.
Ok, kleszcze to jedno, a jakie mam sposoby na komary?
Mieszanką spryskałam też kołdry i poduszki chłopców, nie przeciwko kleszczom, ale przeciwko latającemu tałatajstwu. To była pierwsza noc w miarę spokojnie przespana bez konieczności smarowania się na pogryzienia od komarów. Ale też swoje zrobił olejek od Klaudyny, który rozpylam, gdy chłopcy zasną. To specjalna mieszanka olejków z cytronelli, mięty pieprzowej, eukaliptusa i trawy cytrynowej, która nie tylko odstraszy wszelkich bzykaczy, ale też poprawi nastrój [głównie cytronella]. Uwielbiam tę mieszankę od pierwszego oddechu.
Jeśli chodzi o komary, ratuję się też Świecą Włóczykija. Rozpalam ją przed kolacją i pali się, gdy chłopcy zasypiają, tworząc przyjemną atmosferę. Bardzo lubię jej zapach i cieszy mnie to, że jest wydajna. Ta ze zdjęcia już się kilka dni paliła, a poznać to można wyłącznie po knocie.
W niedzielę zaś uratowało nas z kolei masełko do ciała zielarki. Napadła nas koszmarna chmura meszek i pokąsiła Adasia – posmarowanie masełkiem, które ma obłędny zapach i na dniach na stories i w relacjach pokażę, jak bardzo jest wydajne, ukoiła ból i uspokoiła mi syna.
Moim dodatkowym sposobem na komary są też… siatki w oknach. Choć montowałam je bardziej przed szerszeniami, które mieszkają niedaleko domu i przed siatkami wlatywały nam normalnie wieczorem do pokoju – teraz muszą bzykać za oknem. Ale i komary znajdą sposób, żeby się dostać jakoś do domu – olejki skutecznie je odstraszają, a chłopcy śpią spokojnie.
Sposób na kleszcze taki, że komar nie siada
No i tak. Bardzo się cieszę, że po latach prób i błędów udało mi się znaleźć w miarę sensowne i działające sposoby na owady. Owady, oczywiście, które nie robią mi dobrze. W najbliższych dniach skończę jeszcze tekst o tym, jak sobie radzić w ogrodzie w sytuacji, gdy burze i powodzie przeplatają się z okresami okropnej suszy – to głownie z tego powodu przestawiłam się całkowicie na naturalne środki pielęgnacji – nie tylko olejki, ale też kremy i inne rzeczy. Mimo tego, że mieszkam w środku puszczy, a las zagląda mi przez okna, wokół siebie mam łąki i pola – naprawdę można sobie radzić w takim środowisku bez stosowania agresywnej chemii.
Jeśli też szukasz naturalnej i działającej alternatywy, pamiętaj o moim kodzie do sklepu Klaudyny: „matkatylkojedna5” i ten kod działa również, jeśli kupisz produkty w zestawie w promocyjnej cenie – konkretnie ten zestaw na owady. Jeśli dowiedziałaś się czegoś nowego z tekstu, napisz mi o tym, proszę i daj znać o jednej rzeczy. Gdzie w te wakacje będziesz uciekać przed kleszczami i komarami, bo te mendy, niestety, są już wszędzie, nie tylko w lesie. Nie uciekniemy.
„najwięcej złapałam ich na trawniku, kleszcze przyniesione z lasu to procent przy tych złapanych na łące czy w ogrodzie” – ojjj ktoś tu chyba nie był w prawdziwym, dzikim lesie, takim pełnym zwierząt (które notabene roznoszą kleszcze). Ja sporo chodziłem/nadal chodzę po lasach (podkarpackie) i idąc przez las potrafiłem nałapać nawet kilkadziesiąt kleszczy w ciągu 15-20 minut. Wiadomo – są i suche lasy pozbawione kleszczy ale to już coraz bardziej rzadkość. Niestety rozprzestrzeniają się gdzie tylko mogą. Kilka lat temu znalazłem kleszcza po zejściu ze szlaku na połoniny w Bieszczadach – normalnie czekał na ofiarę w zaroślach przy głównej drodze.