Uch, pierwszy tydzień przedszkolno-szkolny trwa i sądzę, że dla rodziców, którzy w tym roku pierwszy raz posłali swoje dzieci do przedszkoli, to jeden z najtrudniejszych tygodni w roku. Na mojej grupie „Wiejskie Matki” post posta z hashtagiem #przedszkole pogania. I tylko ręce można załamać, jak w większości placówek wygląda adaptacja najmłodszych dzieci. I ręce załamała przedszkolanka, która napisała odezwę do rodziców i pozwoliła mi udostępnić jej słowa.
A udostępnić warto, bo na wszystkich forach i grupach właśnie dzieje się przedszkolno adaptacyjne piekło.
„Przedszkolanka wyrwała mi dziecko z rąk”, „Wyszłam i cały czas słyszałam płacz mojego dziecka, płakało cały dzień w przedszkolu, bez przerwy”. „Zabroniono mi się z nim nawet pożegnać”, „Przedszkolanka wzięła córkę i powiedziała, że teraz ona będzie jej mamą”.
U mnie czarę goryczy przelała mama, która napisała, że dopiero na mojej grupie dowiedziała się, że adaptacja przedszkolaka to coś… normalnego. Mało tego, dowiedziała się, że coś takiego jak adaptacja przedszkolna w ogóle istnieje!
Przedszkola wmawiają rodzicom różne bzdury. A że popłacze i że przestanie, że mu przejdzie, że histeria to coś, co trzeba zignorować, że one muszą wyrwać dziecko z rąk rodziców, bo inaczej się nigdy nie pożegnają, bo inne dzieci będą płakać, jak czyjaś mama zostanie. Te wszystkie teorie obaliła moja czytelniczka, która pracuje w przedszkolu i sama przechodzi przez adaptację z własnym dzieckiem. I pisze wprost, również jako nauczycielka, jak to wejście naszego dziecka do przedszkola powinno wyglądać:
Jestem mamą oraz nauczycielem przedszkolnym i wczesnoszkolnym. I mam do Was kilka słów.
Każde szanujące się miejsce, które kocha dzieci, szanuje rodziców jest nastawione pozytywnie, miło i z otwartym sercem, umysłem i ramionami przeprowadza adaptację. Nie wyrywa dzieci na siłę, nie zamyka drzwi przed nosem, nie mówi, że ma się wypłakać i w końcu się przyzwyczai. Bo do czego przepraszam? Do tego, że obcy człowiek wyrywa dziecko matce i dziecko zostaje w obcym miejscu z obcymi ludźmi? Nieee. Tak to nie działa. Dodatkowo, każde przedszkole, które nie ma nic do ukrycia, pozwala rodzicom zostać tyle, ile potrzebują oni oraz ich dziecko. Nie każą wyjść. Nie wierzcie w teksty, że inne dzieci będą płakać, bo została czyjaś mama. Dla nich ta mama nie przypomina ich mamy. Jest tak samo obca jak Pani nauczycielka.
Kiedy możecie spokojnie zostawić dziecko w przedszkolu? Kiedy jest gotowe i nawiązało relacje z Panią i poczuło się bezpiecznie. A nie zrobi tego, kiedy przekroczy próg sali, a ktoś zamknie drzwi i mama zniknie. Trzeba razem z rodzicem poznać otoczenie, poznać Panią, Pani powinna porozmawiać z dzieckiem, spróbować nawiązać z nim relacje, pobawić się wspólnie.
Nie dajcie sobie wmówić, że tak ma być. Nie dajcie sobie wmówić, że nie macie praw. Nie istnieje żaden przepis, który mówiłby o tym, że nie możecie być z dzieckiem w sali. Życzę Wam powodzenia. Mój synek teraz też zaczyna przygodę z przedszkolem jako prawie 4 latek. Wczoraj byliśmy pierwszy raz. Dziś jest już chory 😉 Za tydzień idziemy znowu i ja robię mu adaptację bez względu co powie Pani. Nie chcę oczywiście iść z nimi na noże więc mam zamiar powiedzieć, że moje dziecko tego potrzebuje, a ja chcę, tak jak i one, aby był tu szczęśliwy.
I już.
Słyszycie?
Adaptacja przedszkolna to nie oddanie dziecka i słuchanie jego płaczu. To nie wyrywanie dziecka z naszych rąk. Zapłakana twarz malucha w nowym miejscu, w którym spędzi sporą część dnia bez ciebie, nie jest gwarancją przedszkolnego sukcesu. Długotrwały płacz nie działa zbawiennie na nasz system nerwowy, wręcz przeciwnie.
Jasne. Wyrwanie dziecka rodzicom z rąk to sposób szybszy. Dziecko prawdopodobnie się przyzwyczai, że obca baba może je zabierać rodzicom, kiedy chce. Pewnie przestanie płakać, tak jak przestają płakać dzieci w domach dziecka. Wiedzą, że nikt nie przyjdzie i nie płaczą. Proste. Tylko czy dobre?
Ja nie miałam, co prawda, tego problemu. Moje dzieci nie płakały za mną, bo są dość otwarte i chętne do współpracy. Ale jedno i drugie miało kilkanaście kryzysów [no dobra, młodszy kilka] w czasie przedszkolnej adaptacji i żadna pani przedszkolanka nie umiała ich uspokoić. Moja obecność i wsparcie dziecka w tych pierwszych trudnych chwilach [których efektem były wybuchy złości czy nerwy] pomogła starszemu synowi i aktualnie adaptujemy się z młodszym, który nie dość, że jest ze mną w przedszkolu, to jeszcze dziś wyszliśmy przed 12, bo syn był zmęczony. Nikt nas nie zatrzymał. Nikt nas nie gonił. „Jutro będzie lepiej” – pocieszyła mnie pani.
I będzie.
Tylko nerw mnie łapie, że tak wiele przedszkoli [w tym prywatnych] adaptację dziecka w przedszkolu ma w nosie. Nie informują o niej rodziców, żeby mogli się przygotować [chociażby z urlopem], nie przeprowadzają jej w ogóle, bo „jakoś” to będzie. Może wynika to z tego, że rodzice nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co im się naprawdę należy albo boją się, że przez adaptację zostaną wykluczeni z grona „przyjętych” do przedszkola? Ale prywatne placówki nie tylko powinny mieć adaptację w ofercie, ale jeszcze o niej trąbić na lewo i prawo, bo i przedszkolankom łatwiej się będzie pracować z dzieckiem łagodnie wprowadzonym w mury przedszkolne niż wyrwanym z rąk rodzica, zapłakanym i tłumiącym w sobie emocje, żeby pani „U”czycielka podstawę mogła sobie zrobić i kolejny dzień pracy odhaczyć.
Serio, walczcie o swoje!