Nikt ich nie lub i każdy się boi. Bawi się taki niby wszystko ok, aż tu nagle: bach! Piachem w oko. Łopatką w głowę. Nie poczeka na zjeżdżalni na swoją kolej, tylko leci przed siebie, rozpychając się przed dziećmi, a zwrócenie uwagi kończy się wrzaskiem, rykiem i biciem, gdzie popadnie. Trzeba się z nim podzielić łopatką, bo inaczej uderzy, Trzeba mu ustąpić, bo cię opluje. A jak nie ustąpisz, to zacznie ryczeć na cały głos i bić cię kamieniami. Rokrocznie zdumiewa mnie fakt, jak bardzo nie umiemy radzić sobie z takimi zachowaniami. I nawet bawią [choć trochę przez łzy] ci rodzice, którzy myślą, że staną przed takim dzieckiem i jednym zdaniem zmienią całe jego dotychczasowe zachowanie. Puknijcie się w głowę. Z terrorystą się nie dyskutuje. A do dziecka w histerii to se możesz i Pana Tadeusza cytować i jeśli liczysz, że je to zachwyci, to brawo. Serio, brawo.
Temat wyszedł dziś na mojej grupie wiejskich matek, ale to tylko kropla w morzu takich postów, bo im ładniejsza pogoda, tym więcej ludzi na placu zabaw i więcej takich sytuacji. Dzieci bijące, dzieci krzyczące, dzieci żywo reagujące i dzieci płaczące. Pełno ich. I pełno rodziców, którym wydaje się, że jedną pięciominutową uwagą sprawią, że takie zachowania nie będą mieć miejsca. Pełno rodziców żywej wiary, że są w stanie przekreślić wiek dziecka, poziom jego rozwoju, całe otoczenie w jakim żyje, starania jego rodziców [lub brak starań] i naprawią dziecko jedną swoją pogadanką na placu zabaw.
Ale śmieszy mnie to również z tego względu, że ja sama byłam matką wścieklika. Młodszy już w zeszłym roku mógł chodzić do przedszkola, ale na dzień dobry pogryzł wszystkie dzieci i palnął konewką dziewczynkę z grupy. Mama dziewczynki, bardzo przejęta swoją rolą, zrobiła mojemu dwulatkowi wykład, jak powinien się zachowywać. Miała przy tym taką minę, że nawet ja bałam się podejść i zabrać swoje własne dziecko [co miałam zamiar zrobić i co byłoby najbezpieczniejsze], więc obserwowałam. A mój dwulatek? Grzecznie wysłuchał, a potem, zgodnie z tym, co był w stanie przetworzyć z przemowy tej pani, w odpowiedzi jeszcze raz palnął dziewczynkę w głowę i spojrzał oczekująco na jej matkę, żeby kontynuowała swoją gadkę. No cóż. Pani sama chciała gadać, to se pogadała. Mam nadzieję, że miała satysfakcję.
W każdym razie dziecka do przedszkola nie puściłam. Po co ma się stresować nadgorliwymi matkami z ich peanami o grzeczności i powinnościach dwulatka [tak naprawdę to zobaczyłam na własne oczy, że syn nie jest jeszcze na przedszkole i emocje z nim związane gotowy]. Rok minął, syn dorósł, lepiej panuje nad emocjami [dzięki też pracy z nim w domu], ale nauczył się jednego: nie chce mu się stać i słuchać obcych bab na placu zabaw. Już mu się znudziło. Mogą sobie gadać, a on i tak je oleje i przybiegnie do mnie, powiedzieć, że się zdenerwował i komuś jest smutno przez niego.
Pamiętam taką sytuację, kiedy przybiegł do mnie zapłakany, że dzieci nie chcą z nim już bawić.
– Bo się przepychasz! – odkrzyknął na wynurzenia brata starszak, a ja spojrzałam się na młodszego wyczekująco.
– Acha! – przypomniał sobie młodszy. Chwilę postał. I wrócił do dzieci. Tym razem przepchnął się przed jakieś dziecko dwie minuty później niż poprzednio. A słowa starszaka: – On jest jeszcze mały, nie umie się opanować, sprawiły, że nie zlinczowano mi dwulatka.
Dobra, ale idźmy do celu.
CZTERY BŁĘDY, KTÓRE POPEŁNIAJĄ RODZICE, STROFUJĄC DZIECI BIJĄCE NA PLACU ZABAW
- Chcą mieć siłę sprawczą. I tak właśnie tłumaczą mi swoje ingerowanie w zabawy w dzieci lub próby tłumaczenia innym dzieciom czegokolwiek na placu zabaw. „Chcę, żeby zrozumiał, że zrobił źle, chcę, żeby było mu przykro” [w domyśle „jak mojemu dziecku lub jak mnie”]. Tudzież: „Chcę, by wiedział, że źle zrobił i żeby się zawstydził”. Jakby kogokolwiek na tym świecie można było zmusić, żeby odczuwał konkretnie te emocje, których my od niego wymagamy. Do tego, o dziecku, które bije, można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest spokojne. I jeśli naprawdę chcemy, żeby coś do niego dotarło i żeby zmieniło swoje życie, to moment tuż po wybuchu jest chyba najgorszym, jaki można sobie wybrać na pogadanki o moralności, złym zachowaniu czy jakiekolwiek innej. Człowiek w amoku nie słyszy twoich dobrych rad. Opcję „wet za wet” i motywację „chcę, żeby mu też było źle, skoro mi jest” pominę milczeniem i zostawię twojej moralności.
TU PRZYPOMNIJ SOBIE TEKST O HISTERII DZIECKA. AGRESJA WYNIKA Z PODOBNYCH EMOCJI, JAKIE KIERUJĄ DZIECKIEM PODCZAS ATAKU: TUTAJ.
- Chcą ratować świat, ale nie umieją tego robić. Na przykład pytają dwulatka „Dlaczego bijesz moją Amelcię?”. Pytanie dwulatka o abstrakcyjne „dlaczego” jest jak pytanie psa, czemu zrobił siku albo oczekiwanie na odpowiedź krowy, czemu ta ryczy na polu, jakie pobudki nią kierują, że drze pysk, gdy my chcemy odpocząć. Kiedy słyszę pytanie rzucone w stronę któregokolwiek z moich dzieci, dlaczego robi to, co robi, mam ochotę zapytać zamiast nich: A pani? Czemu pani stoi dokładnie dwa metry od ławki? To jest ten sam poziom i tak samo „łatwo” znaleźć odpowiedź na takie pytanie. Niekoniecznie treściwą i wyjaśniającą.
- Odzywają się. Tak! Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać, kiedy widzę, jak jakieś dziecko tłucze inne dziecko i to dość porządnie, a obok stoi rodzic i spokojnym jak się da głosem mówi: nie bij, nie wolno bić, nie bij, nie wolno bić, no mówię, nie bij. I on se gada, a dziecko już drugiemu nos rozwaliło, wyrwało połowę włosów i wybiło ząb. Przy monotonnym akompaniamencie „No nie bij, no, nie bij”. Przypomnę tylko, że mówienie do dziecka „nie wolno bić” nie jest najlepszym pomysłem. Czasem jednak bić wolno, a nawet trzeba. A jeśli moje dziecko robi komuś permanentną krzywdę, to je zwyczajnie zabieram i wychodzę.
- Mówią o dziecku, zamiast o sobie. „Jesteś niegrzeczny”, „Jesteś niedobry”, „Ale łobuz z ciebie”, „Ty to wszystkich bijesz”, „Nic tylko wrzeszczysz”. Żeby pokazać bezsens etykietowania, podpowiem tylko, że jeśli kilkanaście razy powtórzycie swojemu dziecku, że sika się na kanapę, ono zacznie sikać na kanapę. Jeśli odpowiednio dobitnie będziecie powtarzali dziecku, że jest niegrzeczny, ono z pewnością dostosuje się do tej opinii i będzie tak bardzo niegrzeczny, jak mu mówicie. Jeśli powiecie dziecku, że zawsze bije inne dzieci, ono będzie spełniało wasze oczekiwania, bo nie będzie wiedziało, co może robić innego i przecież jasne jest, że ono bije dzieci, czego się dziwisz? Wystarczy parę osób w okolicy, które powiedzą to takiemu dziecku i ciężko już mu będzie wyjść poza szablon, w jaki go wepchnięto.
Żeby zrozumieć, co zamiast powyższych możemy zrobić, musimy odpowiedzieć sobie na jedno ważne pytanie:
DLACZEGO DZIECI BIJĄ INNE DZIECI, A NAWET DOROSŁYCH?
Bo nie potrafią inaczej wyrazić swoich emocji. Jeszcze nie potrafią, bo są za małe, lub wciąż nie potrafią, bo nikt ich tego nie nauczył. Mały procent to dzieci chore lub z zaburzeniami, dla których nauka emocji i panowania nad nimi to o wiele dłuższa droga lub nawet nieosiągalna. Tymczasem, kiedy najczęściej czytam post o tym, że jakieś dziecko bije inne dziecko, w komentarzach czasami widzę opinie, że dziecko to potwór, że dziecko jest złe, że robi to złośliwie, że trzeba go nauczyć koniecznie, dać mu popalić albo, co gorsze: oddać, żeby popamiętał skurczybyk.
Traktujemy bijące dzieci jak istoty permanentnie złe, a jednocześnie ślepo wierzymy, że nasza jednorazowa pogadanka cokolwiek takiemu dziecku da. Skoro traktujemy te dzieci jak przestępców, to który przestępca zmienił swoje zachowanie pod wpływem jednorazowej opinii przechodnia na ulicy? Czy ktokolwiek swoją opinię zmienił pod wpływem komentarza obcej osoby? Tak? Jest tu ktoś? To czemu twoje dziecko wciąż nie ma tej czapeczki? Jest tylko ponad 20 stopni, do cholery!
Dzieci się biją, kiedy nie potrafią zareagować inaczej. A nie potrafią czasem reagować na wiele rzeczy. Na fakt poznana nowej osoby [bam, fanga w nos], na fakt, że są w zupełnie innym miejscu niż zwykle [bam, fanga w nos po kolei każdemu], że wokół nich jest hałas większy niż zwykle [bam, fanga w nos] albo że zwyczajnie są zmęczone. Emocje związane z takimi i innymi wydarzeniami sprawiają, że w dziecku zaczyna wrzeć, ale para, zamiast wylecieć uszami, wylatuje w postaci agresji. Bo tak zachowują się ludzie od zarania dziejów, zgodnie ze swoim mózgiem gadzim, który determinuje naszą obronę albo ucieczką, albo zamarciem, albo agresją właśnie. Otaczający hałas, nowe miejsce, zmęczenie, nadmierne emocje – to wszystko „atakuje” dziecko i efekt jest taki właśnie. Że albo dziecko płacze i chce do domu i nic mu się nie podoba, albo siedzi jak cielę i nie wie, co robić, albo… atakuje. Żeby jakoś te emocje uwolnić.
W kilku tekstach na blogu pisałam o tym, jak nauczyć dziecko nazywać emocje, pomóc mu je opanować [Jak ważne jest nazywanie emocji, histeria dziecka czy wpis o książkach o emocjach]. Zresztą teraz już informacja o tym, że nazywanie emocji jest bardzo ważne w internecie jest masa [wreszcie!]. Niemniej wciąż rodzice martwią się, że ich roczniak czy dwulatek nie umie. Uspokajam: jakby umiał, to by wam dziecko na testy zabrali, bo takie dziecko byłoby światowym ewenementem. Dwulatek dopiero się uczy, trzylatek może coś niecoś zrozumieć, czterolatek zaczyna coś więcej kumać, niemniej każdej grupie zdarzają się mniejsze lub większe wypadki i to jest normalne i wcale nie jest wstydem. Wymaganie od małego dziecka, by po krótkiej wymianie zdań zmienił swoje zachowanie, jest jak wymaganie od ciemnej chmury, żeby nie lunęła deszczem. Absolutnie bez sensu.
DLACZEGO TWOJE DZIECKO NIE BIJE, A INNE BIJĄ? DLACZEGO TY DBASZ O SWOJE DZIECKO I JESTEŚ TAKA WSPANIAŁA, A INNI NIE?
Odpowiedź jest prosta: bo wszyscy jesteśmy innymi ludźmi. Jedno dziecko będzie się świetnie odnajdywało na placu zabaw, drugie dostanie wścieklizny. Jedno wróci z takiego placu zabaw zmęczone, drugie podminowane. Jedno będzie się świetnie bawić, inne będzie płakać, bo wciąż mu coś nie wychodziło. Każdy z nas jest innym człowiekiem i każdy z nas kompletnie inaczej spędził dzień. Także rodzice tych dzieci. Bo często spotykam się z komentarzami, że „matka nawet nie zwróciła uwagi i sobie siedziała, biedne dziecko, nikt go nie wychowuje”. Tak sobie to tłumaczymy i stawiamy sobie za cel wychować cudze dziecko w pięć minut. A może ta matka lub ojciec pracowali na nockę i aktualnie zdychają na tym placu zabaw, na który wyszli, bo dziecko się nudziło i roznosiło dom na kawałki? A może matka albo ojciec są aktualnie chorzy i nie mają zwyczajnie siły podjąć się wyzwania opanowania dziecka. No ale tak, właśnie, jak nie mają siły, to mogli iść odpocząć, a nie na plac zabaw. Słyszycie? Wszyscy samotni rodzice, którzy nie mają komu oddać dziecka, żeby odpocząć?
Byłam matką siedzącą z opadniętymi ramionami i patrzącą się na moje szalejące dziko dziecko pustym wzrokiem z totalną obojętnością. Byłam też matką, która była dumna, że jej dziecko w kompletnie inny i spokojniejszy dla niego dzień zachowuje się jak prawowity obywatel i podaje rączkę, żeby pomóc wejść mniejszej dziewczynce na zjeżdżalnię. Byłam też matką chorą i samotną, która po nieprzespanej nocy usiłowała opanować dwa żywioły bez niczyjej pomocy i która ostatecznie tak złapała młodsze dziecko za rękę, że ślad na niej przez tydzień doprowadzał mnie do wstydu.
JAK SIĘ BRONIĆ PRZED TAKIMI MAŁYMI BIJĄCYMI POTWORKAMI?
No i już. Wiemy, że dziecko nie bije twojego dziecka po to, by je krzywdzić. Wiemy, że to, że bije, nie zawsze oznacza, że jest totalnie niewychowane i złe. Wiemy też, że to, że rodzice czasem nie reagują, nie oznacza, że mają totalnie w dupie, co się dzieje z ich dziećmi. I mamy takiego małego agresora na placu zabaw, który podbiega i bije nasze dziecko. Bije raz, bije drugi raz, trzeci raz popycha, a potem jeszcze wysypuje piasek. I zakładając, że ty oraz twoje dziecko macie bardzo dużo cierpliwości, wreszcie czara się przelewa i chcesz zareagować. Ale wiesz już, że twoja siła sprawcza nie istnieje. Wiesz już, że jakiekolwiek pytania o to, czemu to robi jest bez sensu. Wiesz już również, że możesz sobie gadać, ale dziecko, które bije, jest w takich emocjach, że ma w nosie twoje gadanie, tym bardziej że jesteś dla niego obcą osobą [zachwyca mnie pewność siebie rodziców, którzy obrywają od obcych dzieci i tłumaczą im z pozycji autorytetu, jakby po pobiciu wciąż takim autorytetem byli :D].
No i to wszystko wiesz. I co możesz zrobić?
- Ja zazwyczaj mówię krótko i jasno, bo dziecku jak psy woda należy się informacja zwrotna: Bijesz Kosmyka, a on tego nie lubi. Albo: Bijesz mnie, a ja nie lubię, jak ktoś mnie bije. Bez oceniania, że ty łobuzie, ty dziadu mały, niegrzeczny. Po co? A skąd ja mam niby wiedzieć, czy dziecko zawsze bije? Może ma zły dzień? Może ma chorą matkę? Może coś tam? Kim jestem, żeby to oceniać? Mówię o sobie, pokazuję granicę: mi to przeszkadza, mi to się nie podoba, mnie to boli. Czasem dodaję, jeśli widzę na to szansę: bardzo jesteś wzburzony, tak? Może uderz w drzewo albo kopnij ten patyk? To już jest cenny komunikat, jaki dostaje cudze dziecko, o wiele cenniejszy niż wykład o tym, jakim to niegrzecznym jest dzieckiem i czego to się tam dopuścił. Dowiedział się, że jego zachowanie nie podoba się tej pani i koniec. Może następnej też się nie spodoba i sobie pójdzie. Może kolejnej znowu. Może postaram się opanować następnym razem? Może spróbuję zamiast to dziecko kopnąć ten patyk? Albo skakać? A może nic nie pomyśli, bo jest za małe, żeby się kontrolować, a my wymagamy od malucha nie wiadomo jakich umiejętności?
- Jeśli widzę rodzica, mogę też podejść do niego i zapytać życzliwie, czy dziecko zawsze się tak emocjonuje? Bo widzisz, że dziś bardzo. I podsunąć mu jakąś lekturę, choćby z tego wpisu. I to nie jest wcale tak absurdalny pomysł, jak sobie myślisz. To znaczy, ja myślałam kiedyś, że jest absurdalny, dopóki z ciekawości nie podeszłam do jednej matki totalnego wścieklika placowego, który rzucał w mojego młodszego piaskiem i zapytałam z uśmiechem, na który mogłam sobie pozwolić, bo zaraz i tak wracaliśmy do domu, czy jej syn zawsze jest taki waleczny. Na co ona aż odetchnęła i wyznała mi, że nie. Że wczoraj jego ojciec pojechał na misję za granicę i dziecko bardzo to przeżywa. No i o.
- A jeśli nic nie działa, zawsze masz taką cudowną możliwość, jaką stosuje się zawsze, gdy ktoś napastuje nas na ulicy: zarządzić odwrót, czyli pójść gdzieś indziej. Są inne place zabaw, są skwery, polany, lasy. Może za dwa dni tamte dziecko też sobie pójdzie? Albo nagle dorośnie? Jak życzy sobie większość z tych rodziców wygłaszających perory nad maluchami? Zresztą to jest też rozsądny sposób wychowawczy. Jeśli próbowaliśmy wszystkiego: i rozmowy z rodzicami, i postawienia granic, szukamy pomocy gdzie indziej, a jak jej nie ma – uciekamy w bezpieczne miejsce.
A CO JEŚLI DZIECKO NIE ZROZUMIE, ŻE ZROBIŁO ŹLE? PRZECIEŻ ONO MUSI ZROZUMIEĆ, ŻE ZROBIŁO ŹLE!
A skąd wiesz, że musi? A jesteś jego rodzicem? A może ono wie, że zrobiło źle, tylko aktualnie ma to w nosie, bo emocje wzięły nad nim górę albo nie umie ich kontrolować? Ja wiele razy zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam się kłócić i dalej się kłóciłam wbrew sobie, bo nie mogłam się powstrzymać. I co ci da to, że powiesz mu, że zrobiło źle? Lepiej ci będzie? Po lodach też ci będzie lepiej, albo po dobrej książce, albo po pocałunku twojego własnego dziecka. Celuj wyżej, w coś bardziej wartościowego. Nie dowartościowuj się kosztem małego dziecka, bo po co? Jeśli bije regularnie i konsekwentnie, to i tak boleśnie odczuje fakt, że coraz mniej dzieci będzie się chciało z nim bawić. A jeśli ma chwilową zapaść, to twoje gadanie niczego nie zmieni.
Nigdy nie wiemy, co się dzieje z dzieckiem, które jest agresywne na placu zabaw. Nie mamy też za dużo możliwości, żeby mu pomóc, bo ani z nim nie mieszkamy, ani go nie adoptujemy, a czasem dziecko nie jest w stanie dorosnąć w minutę. Możemy stawiać mu rozsądnie granice, możemy prosić o pomoc jego rodziców, możemy wreszcie iść sobie, kiedy nie mamy już środków na obronę. Postów o tym, jak źle zachowują się inne dzieci na placach zabaw za chwilę będzie multum. Słońce zaprosi wszystkich na dwór, a im więcej dzieci, tym więcej sporów i kłótni. Więc ja mogę tylko prosić – zanim ocenisz cudze dziecko i wydasz wyrok, że jest niewychowane, przy jednoczesnej pół godzinnej tyradzie, dzięki której twoim zdaniem zmienisz je o 180 stopni, zastanów się, czy nie lepiej będzie zająć się w tym czasie swoim własnym dzieckiem, które za chwilę też może wybuchnąć, bo jego matka zamiast nim, daje szybki kurs wychowania obcemu dziecku totalnie obcej kobiety.
Bardzo będzie mi miło, jeśli, żeby dostawać informację o nowych wpisach, zainstalujesz sobie aplikację na telefon, gdzie będziesz mogła w każdej chwili spojrzeć, czy nie pojawiają się jakieś nowe wpisy: Tu wersja na Android, a tu na IOS.
Będę też wdzięczna, jeśli udostępnić wpis i skomentujesz go na facebooku . Zawsze też jestem na instagramie, więc tam możesz zerkać, co gadam na żywo ? dziękuję! A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam [tutaj].