Magdalenę Tulli znałam z całkiem innej strony. Wiadomo – nagradzana, doceniana, ambitna autorka [całkowite przeciwieństwo mnie, chciałoby się dodać ;)]. Kiedy więc wyszła „Awantura w lesie” podchodziłam do niej jak pies do jeża. Ale wreszcie się zdecydowałam.
Ostatnio w kilku gazetach przeczytałam o trendzie tworzenia sztuki dla dzieci i dorosłych. Mowa była o trendzie, jakby było to coś całkiem nowego i kompletnie i nieznanego. A wystarczy zerknąć do Ezopa, Krasickiego, Mickiewicza czy nawet do „Baśni braci Grimm”, które pierwotnie wcale nie miały być dla dzieci, i zobaczyć, że ten „trend” jest cały czas. Trendem nazwałabym raczej tworzenie książek wyłącznie dla dzieci, przy których czytaniu rodzice zasypiają z nudów [ja na przykład przy tych obrazkowych, jeśli obrazki były kiczowate i na odwal, nie byłam w stanie wytrzymać pół godziny]. A przecież chodzi o to, i w sztuce, i w literaturze, żeby książeczki były interesujące i wartościowe dla wszystkich, żebyśmy my – dorośli – mogli do nich wracać po latach i odkrywać głębszy sens płynący z treści i na nowo podziwiać piękno, jakie od najmłodszych lat czerpaliśmy z artystycznych i dobrze wykonanych rysunków. Kurde, zawsze mnie dziwiło, że niektóre książeczki dla maluchów są tak badziewnie wykonane i zilustrowane – przecież od tych obrazków, od tych prostych zdań zaczyna się kształtować nasza wiedza o sztuce, pięknie, artyzmie. Tu nie chodzi o to, żeby „kupić jakąś książeczkę, niech ma, byle by były obrazki z clip arta”, tu chodzi o sensowny wybór, o kształtowanie gustu, smaku, przyszłych literackich wyborów i – co najważniejsze – podtrzymywania chęci zaglądania do książek w przyszłości! Wcale się nie dziwię, że niektórzy moi znajomi nie lubią czytać książek, jeśli ich wiedza o literaturze skończyła się na papierowej wersji bajek z Disneya i opracowań w szkole. Wcale!
Uf. Wyrzuciłam to z siebie. Możecie na mnie liczyć, że w cyklu „nasza biblioteka” pojawią się wyłącznie książki warte zapamiętania i zatrzymania na później. Jedną z nich jest „Awantura w lesie” właśnie Magdaleny Tulli.
Książka „dla dużych dzieci”, przeczytałam w którejś recenzji. Nieodpowiednia dla maluchów, przeczytałam w drugiej. To straszna opowieść, przeczytałam w trzeciej.
Najbardziej zgadzam się, oczywiście z pierwszą opinią, choć zarówno druga, jak i trzecia nie kłamią. Z perspektywy dorosłego fabuła jest dość smutna. Oto leśne zwierzęta debatują nad małym króliczkiem – co z nim zrobić? Najprostszą odpowiedzią jest zjeść, ale za kuzynem wstawiają się dwa zające, bardzo pozytywne postacie, jedyne w książce [oprócz rzeczonego królika], które noszą imiona. Historia kończy się dobrze, ale dla dorosłych morał jest smutny – każdy myśli tylko o sobie, istotna jest tylko walka o zagarnięcie największego kawałka dla swoich potrzeb. Dla dziecka, na szczęście, historia jest dość zabawna i przybliża w ciekawy sposób nasze leśne zwierzątka.
To jedna z tych książeczek, którą dwulatkowi można czytać fragmentami – co zabawniejsze kawałki. Ośmiolatek zrozumie z niej trochę więcej. Dorosłe już „duże dziecko” wyciągnie z niej wnioski o wiele dalej idące. Ciekawa pozycja na lekturę szkolną, swoją drogą. Jedno z tych tytułów, do których sedna dobijamy się warstwowo. Książeczka towarzyszy nam latami, aż wreszcie otwieramy ją i docieramy do głębi, która siedziała pod przykrywką zabawnej awanturki zwierzątek.
Kosmyk niedługo zrozumie. Na razie śmieje się z łasicy i bawią go zabawne zajączki. Na razie nie potrzebuje odkrywać tych masek, którymi posługiwali się od zawsze najwybitniejsi nasi pisarze – nie tylko z powodu cenzury. Również po to, żeby pewną wiedzę czerpali z nich wszyscy – i dzieci, i dorośli.
„Awantura w lesie” Magdaleny Tulli
Ilustracje Tomasza Domańskiego
Wydawnictwo Akapit Press
Zwracacie uwagę na szatę graficzną książki? Kupujecie „co wpadnie w ręce” czy wybieracie dość krytycznie i szczegółowo?
Cudny tekst, prześliczne ilustracje, humor? – polecam książki Svena Nordqvista 🙂 np. http://mediarodzina.pl/prod/486/Rwetes-w-ogrodzie
a ja dla swoich wnuków trzymam swoje stare bajki.Może nie tak kolorowe i bogato ilustrowane ,jak obecne ,ale za to pięknie i solidnie wydane ,jeszcze przez polskie wydawnictwa.Cóż ja tam mam?-Konika Garbuska,Baśnie Andersena,braci Grimm,Kraszewski,Krasicki,Szelbugr-Zarembina,Muminki,Pippi,wszelkie bajki i baśnie polskie,rosyjskie,skandynawskie.Przecudne opowieści o Pyzie,Jemiole,wierszowane
Cudownie! 🙂
Bardzo zachęcająco napisane.Widać, że wartościowa książeczka
Gdy dostaję brzydką, głupią książkę z miernym tekstem, chce mi siė płakać. To przez to mieszkanie za granicą. Nie mogę iść do sklepu/biblioteki i dostać tego, co by mnie interesował po polsku. Zakupy książkowe planuję z daleka, bez macania, przywożę do domu 10 kg książek z wakacji i to musi starczyć na rok, chyba że ktoś się w międzyczasie zlituje. Książka musi być ładna, interesująca i kusząca
Ojej, jak świetnie napisane 😉 W sumie do tej pory kupowałam co mi wpadło w ręce, ale jeśli już to robiłam a był mały wybór to dotąd szukałam, aż znalazłam te, które przypadną mi do gustu a ślicznie ilustracje zwierząt pomogą mi objaśnić synkowi gatunki zwierząt, które nie jestem w stanie pokazywać mu w praktyce każdego dnia..<br />icadoo.blogspot.com