Kiedy rozmawiam z czytelniczkami, jestem w stanie ich podejście do dzieci rozpoznać po jednym słowie. Wystarczy jedno słowo, żebym miała mniej więcej pojęcie, czy się dogadamy, czy raczej będzie trudniej. To słowo to „wymusza”. Użyte oczywiście w odpowiednim kontekście. Najczęściej „dziecko wymusza płaczem”.
„Moje dziecko wymusza płaczem zabawkę”
„Moje dziecko wymusza wszystko rykiem”
„Moje dziecko wymusza [w tym miejscu dopisz sobie, co jeszcze”].
I w tych zdaniach zawiera się całe podejście rodzica do dziecka, z którym to podejściem nie mam już siły walczyć. Bo nawet wpisując w google „dziecko wymusza płaczem” pojawia się cała seria bzdur o tym, że trzeba być konsekwentnym, że nie można odpuszczać, że [mój hit] trzeba wtedy kupować nowe zabawki, by dziecko miało się czym zająć i nie zawracało gitary 😀 lub żeby odwracać uwagę.
A żaden ze sposobów się nie sprawdzi [ten o odwracaniu uwagi już w ogóle, to działa tylko na maluszki, a też może zaprowadzić w szuwary -> zobacz]. Czemu się nie sprawdzi?
MAŁE DZIECKO WYMUSZA PŁACZEM, PRZEBIEGŁE I ZŁOŚLIWE
Bo do jasnej ciasnej małe dziecko nie potrafi przewidzieć, że jak ucieknie na dwór, to się przeziębi, nie potrafi przewiedzieć, że jak zbije szklankę, to się nią pokaleczy, nie potrafi przewidzieć, że jak rozwali klocki, to będzie bałagan, bo jest, kurde, małe i jego mózg nie jest w stanie ujarzmić potężnej sztuki manipulacji. Tak, są na to dowody naukowe, opracowania, polecam też tekst „Teoria wielkiej manipulacji„. [tekst obowiązkowy]
Zresztą widzę, że takie prawdy są dla wielu oczywistością, podświadomie to wiemy, zdajemy sobie z tego sprawę. Na przykład, że małe dziecko nie wie, że nożem się pokaleczy albo że nie wie, co się stanie, kiedy włoży gwóźdź do kontaktu. Jesteśmy świadomi, że możliwości przewidywania dziecka są ograniczone, a mimo to utrzymujemy, że maluch jest na tyle rozwinięty, że potrafi przewidzieć iż jego zachowanie przyniesie określony cel.
Małe dziecko płacze, bo ma jakąś potrzebę, której nie może zaspokoić. Potrzebę noszenia, tulenia, piersi, zabawy, ruchu. Płacze, bo o mu odmówiłaś i to jest dla niego przykre. Nie płacze po to, żebyś mu pozwoliła. Płacze, bo odmowa jest na tyle raniąca, że mu przykro i płacze. Ty też może być płakała, jakbyś nie mogła sobie czegoś kupić albo po prostu wziąć. Ale ty jesteś dorosła i umiesz sobie poradzić z emocjami [choć nie zawsze, przecież, ale łzy to żaden wstyd]. Jakimś cudem ubzdurałaś sobie, że dziecko wymusza płaczem. Ale ono nie zdaje sobie sprawy, że płaczem do czegokolwiek cię przekona, ono po prostu jest smutne i w tym momencie możesz wkroczyć ty: przytulić, pocieszyć, zająć dziecko zabawą, rozmową, nazwać uczucia.
Dla mnie takim zdarzeniem, typowo dla postronnych „wymuszającym” był nóż, który koniecznie chciał złapać Adasio. I płakał, i jęczał, i wrzeszczał. Nie pozwoliłam, bo mimo że często spotykam się z teoriami „no tak, skoro nie wymusza, to najlepiej pozwolić dziecku, żeby na głowę weszło”, to jednak wówczas uznałam, że na łapanie noża za wcześnie. No i jeszcze bardziej się zaczął wrzask. Byłam z dzieckiem sama i pomyślałam po prostu, że to, że on chce nóż wiąże się z jakąś potrzebą. Jaką? Poznania nowej rzeczy? Krojenia? Wspólnego gotowania obiadu, który właśnie przygotowywałam? Więc dałam mu też nóż, ale drewniany, do masła i pozwoliłam kroić i paciać dwie takie bardziej miękkie gruszki. A potem posadziłam go na blacie i pozwoliłam mieszać sałatkę. Tyle.
Ale, ale… potrzeby maluszków to pikuś. Są proste: jedzenia, zabawy, snu [tak, dziecko czasem może płakać, bo się nie wyspało], potrzebę poznawania, doświadczania [bardzo ważna, większość katastrof w naszym domu wynika z tej niezauważonej przeze mnie potrzeby].
STARSZAK – PERFIDNY MANIPULATOR PO RODZICACH
Ale z starszakami jest gorzej. Oj, ile ja dostałam maili od dziewczyn, których starsze dziecko wymusza płaczem. Ile ja się tego naczytałam w komentarzach. W pewnym momencie postawiłam twardą kreskę i podjęłam decyzję, że całego świata nie zbawię. Unikam osób, które zakładają u dziecka złe intencje, nazywając jego zachowanie „wymuszaniem”, bo mam wrażenie, że większość dyskusji na ten temat jest jałowa i kończy się „no tak, pozwolę wejść sobie dziecku na głowę”. Standard.
I jak ja mam wytłumaczyć takiej osobie, że to nie dziecko wymusza płaczem, nie dziecko wchodzi tobie na głowę, tylko to ty weszłaś jemu na łeb? Od malucha musiało robić to, co ty chcesz, to, czego ty wymagasz, to, czego ty oczekujesz. A nawet jeśli nie od dziecka i nie zawsze, to czasami na pewno. U mnie czasami dzieci muszą zrobić to, co ja chcę, bo inaczej nie zrobimy innej ważnej rzeczy, tylko że ja potem wcale się nie dziwię, że dzieci… robią to samo co ja. Bo je sama tego nauczyłam.
Walczą o coś, na czym im zależy, bronią swoich granic, chcą być zauważane, chcą być kochane, buntują się, bo chcą tego, czego chce każdy człowiek – autonomii, którą, przecież, dzieci mają bardzo ograniczoną, więc tym bardziej zacieklej walczą, żeby choć trochę jej dostać. Robią to samo, co my. Z nimi i z innymi ludźmi. Dbają o siebie. I jeśli nikt nie chce ich wysłuchać, dociec, skąd się bierze potrzeba takiego a nie innego zachowania, czemu to nasze dziecko wciąż się nie słucha, jaka silna chęć stoi za takim, a nie innym zachowaniem, jeśli wciąż dziecku będzie się przypisywać złe intencje, jakby było niemalże psychopatą, to takie zachowania będą trwały, wieczna wojna w domu, wieczne nieporozumienia i wieczne stanie na barykadach ze strzelaniem do siebie z kuszy, kto tym razem będzie miał rację, kto bardziej postawi na swoim.
Ty chcesz, żeby dziecko posprzątało pokój, dziecko chce oglądać bajkę. I kto jest głupszy, że upiera się przy swoim, kto ma złe intencje? Ty? A gdzieżby! Przecież posprzątany pokój to wcale nie taka zła rzecz. To skoro twoje żądania nie są wymuszaniem i wściekasz się, gdy coś, o co prosisz nie jest zrobione, to czemu to dziecko wymusza płaczem? Ono chce tego samego co ty – zaspokojenia potrzeby. Ty masz potrzebę porządku, dziecko rozrywki. Kwestia tego, jak się w tym wszystkim dogadać i wzajemnie stworzyć wspólną płaszczyznę.Bo przecież można sprzątać i słuchać bajki, prawie zawsze jest jakieś wyjście.
ODMOWA – GORZEJ BYĆ NIE MOŻE
Coraz częściej, nawet u siebie, widzę, jak bardzo nie umiemy odmawiać. I jestem w stanie przyznać, że może starsze dziecko wymuszać płaczem. Ale wciąż jest to coś, czego sami jesteśmy winni. Sorry, wiem, że część dostanie palpitacji i może nawet skrobnie komentarz, że „znowu matka wszystkiemu winna”, ale powiedz mi szczerze, czy jeśli dziecko czegoś chce, a ty nawet nie przemyślisz za i przeciw, a od razu robisz z siebie władcę i odpowiadasz srogim „nie”, nawet na chwilę nie pochylając się, po co dziecku dana rzecz, jakie emocje ze sobą niesie, po co mu to potrzebne, dlaczego i czy w ogóle jesteś w stanie to spełnić i od razu mówisz „nie”, a potem stwierdzasz, że nie masz siły słuchać tego wrzasku i odpuszczasz, jednak się zgadzasz, to jak myślisz, dlaczego twoje dziecko za kilka dni, chwil może robi to samo? To prosta dedukcja „kiedy płaczę, dostaję to, co chcę”. A jeśli mamusia z tatusiem lub babcie usilnie pokazywały dziecku płakanie na niby, „bo boli” albo obrażali się szermiężnie, bo dziecko czegoś nie zrobiło, co zrobić mogło, a nie musiało, to taki maluch ma idealny materiał, z którego może czerpać nauki na następne lata.
WAŻNE TEKSTY:
Tylko że dziecko może chcieć zabawkę, bo zależy mu na zabawie, może chcieć lizaka lub cukierka, bo jest zmęczone i niewyspane, może chcieć coś innego, bo chce sobie zaspokoić inną potrzebę. Ale dziecko myśli prosto. Dziecko idzie na skróty, bo jego mózg nie jest jeszcze na tyle rozwinięty. To jak z cukrzykiem, który przy spadku insuliny szuka czegoś słodkiego w przypływie prymitywnej chęci przeżycia. Ale czekolada pomoże tylko na chwilę, potrzebne jest lekarstwo. W relacji rodzic-dziecko to rodzic jest lekarzem, który szuka przyczyn i zaspokaja potrzeby. Dziecko może chcieć skoczyć ze skały w przepaść, zadaniem rodzica jest odkryć potrzebę skakania i zaprowadzić dziecko na trampolinę.
Stąd też konsekwentna odmowa jest bardzo ważna. Nie, nie możesz się zabić, kochanie, widzę, że bardzo chcesz skakać, ale możemy to robić w bezpieczniejszym miejscu. Ale też odpuszczanie, o które było swego czasu sporo „ale” od dziewczyn, które nie przeczytały uważnie tekstu – tego tekstu. Odpuszczanie, kiedy możesz odpuścić. Kiedy naprawdę bezpieczniej jest kupić tę zabawkę, niż ryzykować, że znów nie zrobisz czegoś dla siebie i się wściekniesz, bo cały czas z dzieckiem i w ogóle. Odpuszczanie, kiedy naprawdę nie widzisz nie powodu, żeby zabraniać. Świetnie ujęła to moja czytelniczka w którymś komentarzu. Kiedy jej dziecko weszło na stół, od razu mu tego zabroniła. A potem zatrzymała się i pomyślała… czemu ja zabraniam tego dziecku? Czemu? Bo mi zabraniali rodzice i ten zakaz wciąż we mnie tkwi, mimo że w sumie nie mam żadnego problemu z tym wchodzeniem na stół. Więc ustaliła z dzieckiem, że jasne może wchodzić na stół, ale tylko wtedy, kiedy nie ma na nim talerzy i nikt przy stole nie siedzi. Można? Można.
Tym samym sposobem żadne moje dziecko nie wymusza płaczem, choć płaczą. Nie wymuszają wrzaskiem, choć wrzeszczą. Kiedy chcą słodyczy, albo je dostają, albo przygotowujemy zdrowy zamiennik [o badaniach u lekarza i na robaki nie wspomnę], kiedy chcą nowe zabawki, organizuję im czas tak, żeby znalazły ciekawe zajęcie, najczęściej z moim udziałem, kiedy wieszają mi się na szyi i nie dają pracować, układam sobie pracę na blogu tak, żeby poświęcić im więcej czasu, kiedy biegają i demolują dom, zabieram ich do lasu lub na plac zabaw, żeby sobie poskakali. A jeśli nie mogę zadziałać w takie lub inne sposoby, to pocieszam, wspieram, współczuję koszmarnych przeżyć związanych z odmową i pytam o skalę bólu i cierpienia. I wiem, że moje dziecko nie wymusza. Ono po prostu mówi o swoich potrzebach i z racji tego, że jest dzieckiem, robi to tak, jak potrafi lub tak, jak ja go tego nauczę.
Zdjęcie: Caroline Hernandez
Zerknij do mojego ebooka ze 150 zabawami dla dzieci, które nie będą kosztować cię ani grosza, bo wszystkie zrobisz za darmo w domu, zaspokajając jednocześnie potrzebę ruchu i doznań sensorycznych dziecku na tyle, by było spokojniejsze. .
ale gadasz babo glupoty…
Świadoma mama, więcej takich. Dziękuję z wdzięcznością za ten artykuł otworzył mi oczy ma pewną moją (ślepotę). Szczerze mówiąc oczekiwałam unnego artykułu ale ten jest strzałem w 10, dla nieorganicznych pomocny i pouczający. Pokój z wami. ✌
No tak to taki artykuł osoby która nie ma dzieci albo szkoliła ja jakąś lewacka tępa dzida .Przepraszam za inwektywy ale po tych wypocinach nie można być spokojnym .Taka jak pani występowała nawet w telewizji zwali ja super nianią takie miała super pomysły na wychowanie dzieci że jej własny syn pobił koleżankę .Tak właśnie się kacza te nowomodne wychowania że dziecko może wszystko .Tak nie jest ,nie było i nie będzie.kiedys słyszałem powiedzenie że ogon nie może kierować psem i w przypadkach wymuszania to się zgadza.Nie mówię tu o biciu dzieci Tylko o rozmowie i przedstawieniu możliwości i ponoszeniu konsekwencji swoich wyborów .
Super !! Otwiera oczy !!
Bardzo ciekawy i mądry artykuł. Nie ze wszystkim się tu zgadzam. Dla przykładu jeśli mój 8 letni syn nie chce odrabiać lekcji tylko grać na komputerze przez pół dnia i robi o to awanturę, to jak mam to rozumieć? Pomimo, że rozmawiam z nim, proponuje inne zajęcia, on nudzi się nimi po 10 minutach. Czy w takim przypadku nie jest to zasada wymuszenia?
Przeczytaj jeszcze raz fragment o skakaniu w przepaść. Czy stałabyś i tłumaczyła, gdyby syn chciał skoczyć? Czy stanowczo zabrałabyś go jak najdalej od krawędzi? Twoje dziecko nie wymusza gry na komputerze, ono to po prostu robi, bo może, bo nie czuje wyraźnie postawionej granicy: najpierw lekcje, potem granie przez tyle i tyle czasu. Jeśli wyłączenie komputera wiąże się aż z atakami szału, polecam wizytę u psychologa. Ale postawiona granica wcale nie wiąże się z tym, że masz trzasnąć drzwiami i proponować, co dziecko może zrobić. Skoro tak trudne jest dla niego oderwanie się od ekranu, tym bardziej potrzebuje twojego wsparcia i zrozumienia. Zabierz go na wspólne zakupy, zorganizuj z nim wspólną rozrywkę, może on sam nie wie, co chce robić oprócz grania, nie znalazł swojej pasji i może potrzeba bardziej aktywnie niż tylko propozycjami, go zająć?
Dziękuję za odpowiedź. To wszystko robimy. Trzaskania drzwiami nie ma, są stanowcze komunikaty. Jednak to mały uparciuch. Ma bardzo dużą potrzebę wolności. I jak na swój wiek wyczytuje każda emocje – opinia psychologa. Potrzebuje też 100 razy więcej uwagi niż inne dzieci. Taki charakter. Pasje znalazł, nie jedną, jednak nie chce tego rozwijać na żadnych zajęciach, mimo zachęcania go do tego. Po prostu nie i płacz. Wspólne zakupy, rozrywka, basen, wycieczki wszystko to jest. Oczywiście w miarę możliwości. Myślę, że tu jest głębszy problem… Oczywiście całe moje otoczenie twierdzi, że on wymusza…
Rozumiem, pewnie coś podobnego do fascynacji telefonem i tabletem mojego starszego. Ale ja mam łatwiej, bo jednak z pięciolatkiem trochę prościej. Niemniej, jak widzę furię w oczach na komunikat, że umawialiśmy na tyle i tyle, to potem zabieram telefon, ale w zamian nie pojawiają się teksty na blogu, bo zajmuję się synem. Niemniej mówię, to pięciolatek.
Z 5 latkiem jest o wiele łatwiej. W tym wieku mój syn nie był taki buntowniczy i komputer nie był problemem. Był bardziej zainteresowany zabawkami.
A może niech siedzi na tym komputerze, skąd wiesz, czy to nie jego przyszłość? Może rozwinie się z tego wielka pasja do programowania albo tworzenia gier i kiedyś będziesz z niego dumna właśnie dzieki godzinom spędzonym przy kompie? A może zapytaj w sco on w ogóle gra i co mu się w tym podoba? Komputer to nie diabeł…
jesteś moim geniuszem :)) bardziej obrazowo i jasno (ja sie nie zetknęłam), żeby ktoś to przedstawił 🙂 dziękuje że jesteś 🙂 :*
Najśmieszniejsze jest to, że kiedy dziecko małe, chcemy aby robiło dokładnie to co mówimy, bez żadnego 'ale’.
Kiedy podrośnie, liczymy że nasze dziecko nie pozwoli wejść sobie na głowę, będzie asertywne itd. Gdzie tu logika?
Ha, przypomniałam sobie natychmiast te telefony z przedszkola, że mój syn 4-letni wymusza płaczem i mam coś z tym zrobić! Najpierw się zdołowałam.. że coś źle mi poszło w misji wychowawczej, a potem przyszło otrzeźwienie i myśl: pani przedszkolanka nie radzi sobie z pracą, powinna wiedzieć wszystko to, o czym Jaskółka napisała.
Pewnego dnia zaprzyjaźniona mama była świadkiem owego „wymuszania”, podeszła do mojego płaczącego syna, zapytała po prostu: dlaczego płaczesz? I syn wyjaśnił, że inny chłopiec zabrał mu zabawkę. Mama zaprzyjaźniona przytuliła, pogadała o emocjach i płacz się skończył. A przedszkolanka swoje: on wymusza! No kurcze! Jakby mi kto zabrał coś co lubię, też by mi było źle, a co dopiero 4-latkowi. Teraz na szczeście młody jest w starszej grupie, u doświadczonej przedszkolanki, która z dziećmi gada, i skończyły się skargi… Uf.
Moja mama: nauczyłaś go rozmawiania o emocjach.. zobaczysz, będziesz mieć z nim przerąbane!
HA, jakoś się nie boję 😉
Też to słyszę od mamy i teściowej 🙂
To co napisałaś to jest taka jasność prawda najprawdziwsza o ktorej na codzień zapominamy tak ja zapominam i teraz palę się ze wstydu , dlatego czytanie uświadamianie sobie tego naprawdę ułatwia później życie z dziećmi , często kwestią sporną u nas jest to ze wlasnie dzieci sa mega glosne i wchodza mi matce na glowe tak jak napisalas dokladnie slowo w slowo tyle ,ze mi nie przeszkadza to ze wrzeszcza tupia nawet czasem sycza w nerwach jak kobra jakas na nas , ja w chwilach bezsilnosci zamiast zlapac oddech krzycze oni robia to samo proste logiczne , do mnie Droga Joanno dotarl ten tekst teraz czekam na meza z pracy niech sie poedukuje troszke pozdrawiam !!!!
Nic dodać, nic ująć. Metafora z trampoliną – mistrzowska! <3
Amen!
Joanno, kocham Ciebie. Za to, że zawsze, gdy trzeba przypominasz mi to, co wiem. Za uświadamianie ludzi. Za zrozumienie innych. Za ten głos Twój, za niezależność Kosmy, za riposty cięte, za ciągle doskonalenie siebie. W sumie mogę nawet pomnik w Iznocie trzasnąć, choć ręce do prac manualnych dwie lewe. Oj, odebrałabym Was znów z tramwaju i kawę w stolicy wypiła. Albo nie, muszę do Iznoty, do przystani. I obiecuję, pod płotem nie robić wiadomo czego. Uściski.