Nie żałujesz? Nigdy nie żałowałaś? – pytają się mnie ci, co przyjeżdżają tylko na wakacje. Rozumiem ich. To nie wiejskie miasteczko ze sklepikiem, kościołem i stacją benzynową. Wszędzie daleko, a wokół nas rozciągają się kilometry lasu. Najpiękniejszego lasu, ale sarna nie przywiezie ci chleba, a jeleń nie zawiezie na pogotowie. Dla przeciętnego mieszkańca miasta, mieszkamy z dala od cywilizacji, niemalże pierwotnie. Pytają, czy nie brakuje mi sklepów, bliskości szkoły czy autobusu. Nawet, jeśli czasem ich brak mi doskwiera, to w tym momencie nie ma dla moich dzieci lepszego miejsca na ziemi.
Zazwyczaj o dzieciach wsi, o dzieciach lasu mówi się w kontekście braku. W telewizji migają nam ujęcia brodzących przez śnieg do szkoły maluchów, pracujących w polu lub permanentnie niedożywionych. To właśnie dzieci ze wsi w statystykach figurują jako najbardziej zaniedbane. Między innymi wynika to z tego, że w mieście o wiele łatwiej jest pomóc biednym rodzinom. Na terenach wiejskich tę pomoc, z racji sporych odległości, trudno zwyczajnie dowieźć. Myśląc o dzieciach ze wsi, zazwyczaj mamy przed oczami zasmarkanego, stojącego przed rozwalającym się blokiem/budynkiem chłopca z brudnymi nogami. Widzimy dzieci bez komputerów, bez dostępu do cudów techniki, nie umiejące się odezwać, zastraszone, smutne, grzebiące bezmyślnie patykiem w ziemi, głupiutkie i trochę nawet tępawe.
Nie twierdzę, że na wsi takich nie ma. Są! I pewnie nawet więcej niż w mieście, a na pewno ich bieda nie ginie w tłumie. Wyolbrzymia ją pusta okolica i brak ruchu na drodze. Ta wiejska bieda zawsze będzie bardziej widoczna.
Ale też jest inna rzeczywistość i inne dzieci.
I nie wiem, czego mam żałować. Autobusu? Kiedy mamy swój samochód, mamy żaglówki, kajaki, rower, mamy wreszcie prom, którym moje dziecko uwielbia raz na jakiś czas się przejechać. Kina mam żałować? Co wieczór na pomoście mamy najpiękniejsze kino na świecie i żadna bajka nam tego nie zastąpi. Plac zabaw? Ludzie… miesiąc szukałam idealnego, a jak już znalazłam, moje dzieci 40 minut bawiły się na zwalonym drzewie obok uroczyska, gdzie kąpiemy psa, a kolejne pół godziny spędziły na piaskowej górce, z której można zbiec wprost do jeziora.
Czego brakuje moim dzieciom wiejskim? Mają telewizor, mają komputer, potrafią obsłużyć komórkę, Kosmyk od roku potrafi sam jeździć do przedszkola busikiem gminnym i sam się w tym przedszkolu oporządza. Za plac zabaw robi im każde drzewo, każda kałuża, każdy stosik drewna czy kamieni. Zabawki? Mają ich w opór. I z tego samego miejskiego sklepu. Lepsze ubrania? Wszystkie brudzą się tak samo. Dostęp do sklepów? Yhy. Pogadamy, kiedy będziesz odciągać swoje dziecko od wystawy z cukierkami, żeby zdążyć na pocztę.
Patrzę się na moje dzieci, brodzące po kolana w wodzie, łapiące świetliki do słoika, zbierające poziomki do miseczki, które potem w domu umyjemy i zjemy z cukrem, cukrem kurde, a nie żadnym ksylitolem. Obserwujące kroki małego koziołka na polu, karmiące króliki, biegające za wychowanymi pod belką w dachu kopciuszkami. Czy będą miały gorszy start od dzieci w mieście? Z całym tym zapleczem, który jesteśmy im w stanie zapewnić, zabierając na wycieczki, basen, konie, pokazując raz na jakiś czas miasto i jego uroki, tłumacząc im świat?
Patrzę się na moje dzieci. Wygadane, wesołe, pojmujące w lot panujące zasady, żyjące w harmonii z przyrodą, oddychające lasem, jeziorem, polem i stwierdzam, że nie ma dla nich lepszego miejsca na ziemi.
Dla moich dzieci.
Ostatnich dzieci lasu.
Podziwiam Cię bo ja maksymalnie na wsi jestem w stanie wytrzymać tydzień 😉 Potem usycham.
Też uwielbiam, las przyrodę. Mieszkam na wsi, ale to bardziej przypomina osiedle podmieksie. Natomiast uwielbiam robić zdjęcia dzieciom w plenerze. Zupełnie inaczej się zachowują niż w domu. Myślimy nad wyprowadzą w większą „dzicz” ale problemem pozostaje praca…
Wzbudzasz tęsknotę za latem…
No to przybijamy piątkę! U nas ten sam scenariusz tylko żaglówek brak, no chyba że sobie zrobimy z papieru ;p Ostatnie dzieci puszczy pozdrawiają ostatnie dzieci lasu 😉
Napiszcie cwaniaki ile dojeżdżacie do pracy… bo pracujecie, nie? I żona i mąż, czy jednak rodzice dają te 2-3 tysie miesięcznie, by był spokój jako taki, mąż pocwaniakuje na telepracy, a żona szydełkuje jakieś bzdury i prowadzi sklepik internetowy z tymi bzdurami?
Skoro już sam wiesz, to po co mam odpowiadać?
Nie usuwaj wypowiedzi, to jest manipulacja i cenzurowanie. Dopisałem potem, że może nie pisz wszystkiego w takim tonie, że to takie łatwe i przyjemne, bo ludzie pomyślą, że mogą od tak zrezygnować z pracy i wyjechać mieszkać na wieś. Ciekawi mnie jakie masz dochody dodatkowe i ile naprawdę pomagają rodzice. Jeśli chcesz być prawdziwa, pisz prawdziwie, a nie jakieś kacapoły. To tak, jak parki z dzieckiem, które cały świat objechały rzekomo gdzieś tam telepracując… tylko nie mówią o tym skąd na to wszystko kasę…
Z tego wątku nie usunęłam żadnej twojej kulturalnej wypowiedzi, choć i ta twoja nie jest do końca kulturalna, bo wcale nie musisz mi zaglądać w portfel. Moją pracą jest blog i nawet jeśli uważasz to za telepracę, to mogę dodać, że partner ma stały etat. Jakbyś czytał blog, to byś wiedział i nie musiał się tak dopominać 🙂
Matko szumiąca!! Od początku czytam Cię, czasami komentuję, czasem tylko „lajknę”. Ten wpis dziś sobie odświeżyłam i co?? Dopiero zaskoczyłam! Na Mazurach byłam raz, przypadkiem. Jeszcze na studiach to było. I tydzień ten spędziłam pływając Jaskółką 2:D:D:D Świat jest jednak mały
Ehh… Ja jestem dzieckiem lasu- córką leśniczego. Wczesne dzieciństwo spędziłam w leśniczówce dosłownie w środku niczego, później kiedy moja 4 lata starsza siostra miała iść do szkoły przenieślismy sie do cywilizacji ale na wsi:) na takiej pośród pięknych jezior, lasów ze stadniną koni i z ośrodkiem wypoczynkowym który był częścią naszego dziecięcego a później nastoletniego życia.
Nigdy nam się tam nie nudził, nigdy nie chciałam w czasie wakacji stamtąd wyjeżdżać do żadnych cioć, na żadne kolonie i obozy . Tam miałam swoją paczkę przyjaciół, latem dojeżdżali „miastowi”.
Teraz mieszkam na wsi pod Warszawą i nie mogę przeżyć że każdy wypad nad jakąkolwiek wodę w upalną sobotę to wyprawa na cały dzień…do lasu daleko, na sanki nie ma gdzie iść bo płasko… szkoda mi mojego synka.
„Za dzieciaka” rano szło się nad jezioro, wracało na obiad, później znowu szło się nad jezioro… cała zgrają, i wszyscy żyją. Poziomki, jagody, rowery …sama sobie zazdroszczę dzieciństwa 🙂
Zazdroszczę Twoim dzieciom!
I mam nadzieję,ze kiedyś uda się i mi uciec na wieś i tam zakładać rodzinę. Broń boże w mieście chociaż moje Trójmiasto złe do życia nie jest, do lasu z mieszkania 200metrow,do parku jakieś 300m,nad morze niby tez niedaleko bo spacerkiem pół godziny,ale jednak to miasto…
Wychowywana w mieście.
Czy będą miały gorszy start?Wg mnie lepszy niż dzieci miastowe. Bo będą miały poczucie własnej wartości, wiarę w swoje umiejętności i możliwości,empatię. Bo będą miały w sobie spokój i poczucie bezpieczeństwa. Bo ich mózgi rosnące w ciszy i spokoju będą miały umiejętność skupienia się, w przeciwieństwie do dzieci miastowych, bombardowanych milionem bodźców na minutę, hałasem i spalinami. Bo nie będą zestresowani codziennymi zajęciami dodatkowymi, na których od niemowlaka uczą się wyścigu szczurów. Bo mają mamę, która ma czas z nimi rozmawiać, czytać i bawić się. Która z cierpliwością znosi towarzyszenie w gotowaniu czy sprzątaniu, bo nie pędzi z zegarkiem w ręku do korporacji, by ledwie żywa wracać do domu o 20…Oj długo bym tak mogła…A angielskiego i karate naprawdę zdążą się nauczyć!
My też mieszkamy na osiedlu domków jednorodzinnych cisza spokój łąki…pojedziemy nad bzure… ale Wy macie rewelacje wspaniałe okoliczności przyrody…. 😀
Mnie w mieście trzyma tylko praca. Syn jest przeszczęśliwy na wsi, ja także. Nie wiem, jak by było z mężem, ale nie rozważamy przeprowadzki ze względu na pracę właśnie.
Niedawno trafiłem na inny ciekawy temat z lasem – przedszkole leśne – ciekawe rozwiązanie, szczególnie dla dzieci z miasta.
Nie ostatnich!
Moje też będą z lasu, nie wyobrażam sobie tego inaczej 🙂
Tylko pewnie bez żaglówki (niestety!)
Have a good day 🙂
Takiego dzieciństwa można tylko pozazdrościć! 🙂
Sielskie klimaty, dla dzieci istny raj. Jeśli nie musisz dojeżdżać do miasta do pracy, to nie dziwię się, że wybrałaś takie miejsce do życia.
A masz w tym lesie sąsiadów? Czy do najbliższych domów kilka kilometrów? Mój dziadek mieszkał na takim odludziu 🙂 Co prawda nie w lesie, ale do najbliższego sąsiada miał ok 2 km. Jak ja tęsknię za tym miejscem…
Ja do najbliższych mam jakieś 150 metrów, ale nie utrzymujemy zażyłych kontaktów :/
Na wsi jest fajnie jak się ma dwójkę dzieci, ja posiadając jedno, miałam zawrót głowy, bo się nudziła, ja czasem musiałam oderwać się od zabawy by zrobić chociaż obiad, więc powrót do miasta był dla mnie zbawieniem 🙂 choć na wieś nadal lubię wracać.
Trochę nie rozumiem, czemu z jednym dzieckiem jest źle, a z dwójką ok na wsi? W mieście nie trzeba jedynaka zostawić, żeby zrobić obiad?
Bo mogą się same bawić, mojej córce ciężko było bawić się samemu… w mieście było mi łatwiej, bo były inne dzieci