Czy rodzicielstwo bliskości to bezstresowe wychowanie? 9 mitów o RB, w które wciąż wierzą ludzie

Oj, mam się ja z tym bezstresowym wychowaniem, mam się bardzo… źle. I źle reaguję na te słowa, działają na mnie jak płachta. Sam fakt, czy bezstresowe wychowanie istnieje, poruszałam już kiedyś, ale oprócz bezstresowego wychowania istnieje mnóstwo tez, które wprowadzają w błąd i nie mają żadnego uzasadnienia w rzeczywistości.

 

 

 

1. Rodzicielstwo Bliskości to styl wychowawczy i trend

 

„Oj, to kolejny taki styl wychowawczy, że dziecko ma własne zdanie i trzeba się go słuchać” – podobnych temu komentarzy przeczytałam setki. I te komentarze mijają się z prawdą, bo rodzicielstwo bliskości nie jest stylem wychowawczym w żadnym stopniu. To rodzaj filozofii, podejścia do dziecka opartego na szacunku i intuicji. A intuicje, jak wiemy, każdy może mieć inną. Oczywiście, że głównie w RB koncentrujemy się na bliskości i rozmowie, bo bliskość i rozmowa to relacja, a relacja to lepsze zrozumienie. Ale, jak pokazuje dwójka moich synów – dla jednego blisko to na wyciągnięcie ręki, a dla drugiego to wejście pod koszulkę.

 

Z tym, że RB jest trendem, też ciężko mi się  zgodzić. Idea przywiązania, relacji nie jest nowa – jest stara jak świat. Rzekłabym, że była pierwsza, bo to dopiero cywilizacja wprowadziła takie dziwne rozwiązania, które matkę od dziecka oddalały: krzesełka, łóżeczka ze szczebelkami, wózki, przedszkola, butelki i mleko modyfikowane oraz „wychowanie”. Wcześniej właśnie to bliskość była normalna, normalne było karmienie piersią i spanie z matką w łóżku, normalne było noszenie dziecka i trzymanie go przy sobie. Jestem w stanie twierdzić, czytając, jak dzieci miały ciężko w poprzednich wiekach, że ta bliskość na początku, jakiej te dzieci doświadczały, pozwoliła im przeżyć te trudne czasy, dorosnąć. Rzekłabym też, że trendem, chwilową modą jest właśnie rodzicielstwo dalekości, czyli korzystanie z tych wszystkich „zdobyczy” cywilizacji, włączając w to książki Tracy Hogg i nie słuchanie potrzeb dziecka.

 

Niemniej, dzięki mojej grupie i blogowi, poznałam masę rodziców z dorosłymi już dziećmi, którzy wychowywali swoje dorosłe już dziś pociechy w duchu rb, nie wiedząc, że to rb. Po prostu intuicyjnie udawało im się wychowywać dzieci z szacunkiem. I na dobre im to wyszło.

 

 

2. Rodzicielstwo bliskości nie znosi behawioryzmu

 

To jest chyba największa pułapka w myśleniu o rodzicielstwie bliskości, że RB jest przeciwieństwem behawiorki. Ale niby czemu? Jeśli jest coś, co pomaga mojemu dziecku, jeśli dzięki temu jest spokojniejsze, pewniejsze siebie, chce ze mną rozmawiać, a pochodzi od behawiorystów, to czemu nie? Przykłady podała Magda w swoim wpisie „10 rzeczy, których możesz nauczyć się od behawiorystów„. I ja większość stosowałam, wciąż nazywając się mamą w duchu RB. Mało tego – moje życie by leżało w gruzach, gdybym nie stosowała osławionego rytmu dnia, który swego czasu wyśmiewano i kpiono, czy na pewno jest co do minuty [nie jest]. I fakt – motywowanie karami i nagrodami, trening snu czy teorie o manipulującym dziecku to dla mnie taka porażka, że pięść mi się zaciska, tak nie wszystkie teorie oparte na behawioryzmie są do kosza. Wiele z nich może się przydać. I fakt, że rodzicielstwo bliskości to raczej podejście do dziecka, swoista filozofia, pomaga nie odrzucać behawioralnych sposobów, tylko z nich korzystać, kiedy potrzeba i kiedy pasuje.

 

3. Rodzicielstwo bliskości to pozwalanie dziecku na wszystko

 

Gdyby tak było, mój starszy syn już byłby youtuberem mieszkającym w Kanadzie, a młodszy by pięć razy zdemolował dom, bo kilka razy wyrażał taką ochotę w złości, na śniadanie zaś obaj codziennie jedliby żelki. Ale w sumie RB może się jawić jako chaotyczne. Bo wszystkie zasady, jakie panują w domu, zależą… od rodziców, nie od osób trzecich [o granicach pisałam tutaj]. Od kiedy powstał internet i fora rodziców, baa, jeszcze wcześniej, od kiedy ludzie żyją na świecie, rodzice, a przede wszystkim matki, codzienne są bombardowane instrukcjami, co powinny robić, jak powinny robić, jak bardzo powinny być konsekwentne, co dziecko już powinno umieć, a czego nie. RB to skupienie się nie na tym, co ci mówią inni, ale na tym, czego ty chcesz i czego potrzebujesz. Oraz czego twoje dziecko potrzebuje. Dlatego też, kiedy położna mówiła mi, że powinnam kupić łóżeczko dla mojego noworodka, potakiwałam i łóżeczka nie kupiłam. Bo nie byłam wariatką, już w pierwszych dniach widziałam, że mój syn jest przylepą i że odkładanie go do łóżeczka sprawi, że będę zombie przez następne kilka lat. Nie kupiłam, spałam z synkiem w łóżku, w pewnym momencie nawet sam się w nocy karmił, byłam wyspana i szczęśliwa.

Nie, RB to nie pozwalanie dziecku na wszystko. To po prostu podążanie za jego potrzebami:

 

  • Jeśli dziecko chce skakać na kanapie, to jego potrzebą jest skakanie. Jeśli matce nie przeszkadza, to, że dziecko jej skacze po kanapie, to nic z tym nie musi robić, jeśli zaś jej przeszkadza, to podąża za jego potrzebami: możesz skakać na podłodze, możemy wyjść na dwór, poskaczesz na trampolinie, możesz położyć materac na podłodze i poskakać na nim itp.
  • Jeśli dziecko demoluje ci grzebie w kwiatkach na parapecie, zamiast powtarzać trzydzieści razy nie grzeb w kwiatkach, kombinujesz, jak jego potrzebę grzebania w piasku możesz zaspokoić. Można kupić piaskolinę, zrobić taką makietę, wyjść z dzieckiem na dwór itp.

 

O tym, jak mówić do dziecka „nie”, nie mówiąc „nie”, pisałam tutaj. 

 

Swoją drogą, to jest jedna z najtrudniejszych w RB rzeczy – słuchanie siebie i swojej intuicji. Jeśli nikt nas tego nie nauczył – może być ciężko.

 

 

4. Rodzicielstwo bliskości nie przygotowuje do prawdziwego życia

 

Nie, to tradycyjne wychowanie średnio przygotowuje do prawdziwego życia, a dzieci, które wychodzą z domowej musztry, łatwiej zrywają się z tej musztry jak pies z łańcucha na ślepo i przez pola, prosto pod samochód. No dobra, dramatyzuję, ale znałam kilka takich przypadków w swoim życiu. Niemniej, w prawdziwym życiu nie ma kar i nagród za umycie naczyń, odrobienie lekcji czy wyprowadzenie psa, nikt nie da lizaka za posprzątanie pokoju, nikt nie każe ci stać w kącie, nikt nie da kary za niewyniesienie śmieci.  W prawdziwym życiu, chcąc nie chcąc, będziesz musiał umieć rozpoznawać i  nazywać swoje emocje [dramatyczna większość dorosłych ma problem z ich wyrażaniem], będziesz musiał umieć rozpoznawać swoje potrzeby, przyda ci się empatia i byłoby wspaniale, jakbyś nie szukał bliskości z pierwszą napotkaną osobą, bo w domu ci jej brakowało. W prawdziwym życiu dobrze by było, gdybyś robił rzeczy, bo chcesz je robić – bo sprawisz nimi przyjemność sobie lub ludziom, na którym ci zależy – a nie dlatego, że  „tak cię nauczono, że tak się robi” lub „bo się boisz”. To ogromna różnica. W pierwszej idziemy spotkać się z ciocią, bo wiemy, że będzie się cieszyć i chcemy tego, w drugiej – idziemy z obowiązku i siedzimy jak na szpilkach, żeby spotkanie odbębnić.

 

 

„[…] Dziecku, które nie ma bezpiecznej więzi z matką, trudniej stać się niezależnym. Takie dziecko traci mnóstwo energii na radzenie sobie z własnym niepokojem, kurczowo trzyma się rodziców w obawie przed rozstaniem, a koncentracja na próbach zatrzymania przy sobie matki, przeszkadza mu w nauce samodzielności oraz w zdobywaniu innych ważnych umiejętności.”

Ronja, „10 POPULARNYCH MITÓW NA TEMAT RODZICIELSTWA BLISKOŚCI”

 

 

5. Rodzicielstwo bliskości to karmienie piersią, rozszerzanie BLW, chusta i spanie z dzieckiem w łóżku

 

Oj, a mój starszak w łóżku ze mną spał rzadko, chusty nie cierpiał, a piersią go nie karmiłam. I nikt mi nigdy nie zabronił być rb 🙂 Nawet ja sama.

 

Swoją drogą, też odsyłam do Ronji i do jej tekstu, czemu kładzie się taki nacisk na bliskość.

 

6. Rodzicielstwa bliskości nauczysz się z książek

 

Jak już pisałam wcześniej, znam wielu rodziców, którzy nie stosowali kar, nagród, skupiali się tworzeniu relacji z dzieckiem i mają tego pozytywne efekty, a nie przeczytali ani jednej książki, a nawet nie znali pojęcia RB. Ja, kiedy zaczynałam pisać blog, nie znałam tego pojęcia. To pod którymś z tekstów, czytelniczki mi zaczęły pisać, że to moje podejście to takie rodzicielstwo bliskości. A ja, pamiętam, śmiałam się, że nie, ja nie stosuję i nie przyznaję się do żadnych metod wychowawczych. Bo jestem przeciwna tradycyjnym metodom wychowawczym. No ale jeden komentarz, drugi komentarz, szósty, dziesiąty i tak się wkręciłam w temat. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że mój sposób rozmawiania z dzieckiem, budowania z nim więzi nie dość, że ma swoją nazwę, ale i naukowe uzasadnienie.

 

7. Rodzicielstwo bliskości wychowuje małe, wrzeszczące potwory

 

Tak, w duchu RB nie tłumi się dziecięcych emocji, nie stara się ich pokonać, tylko wychodzi się im na przeciw [tekst o histerii – tutaj]. Znaczy to, że jeśli dziecko płacze, to płacze, nikt mu nie mówi, żeby przestało. Jedyne, na co powinno się zwracać uwagę to otoczenie – czy komuś ten płacz przeszkadza. Rodzic Rb zazwyczaj zabiera swoje płaczące dziecko, kiedy przeszkadza w restauracji czy sklepie [o tym też pisałam – tutaj] – oczywiście, jeśli ma taką możliwość –  i pozwala mu się wypłakać tak, żeby nie przeszkadzało innym. Czy przez to tworzy potwora? No nie, tworzy dziecko, które może uwolnić emocje, które wie, jak je uwolnić i widzi, jak to zrobić. Czy w  ogóle muszę tłumaczyć, jakie to ważne w rozwoju? Przecież obecnie ludzie płacą grube pieniądze, żeby nauczyć się tego od terapeuty, bo kumulowana w nich złość, smutek, rozpacz potrafi wpłynąć nawet na ich zdrowie, nie mówiąc o samopoczuciu czy problemach psychicznych.

 

Powiem krótko – dziecko, które jest wychowane w duchu szacunku, zrozumienia, akceptacji, dorasta na człowieka, które szanuje, rozumie i akceptuje. Po głowie mi chodzi taki przykład mojego młodszego syna, który jadł, kiedy chciał i co chciał [oczywiście z produktów dostępnych w domu]. Nie broniłam mu niczego, jeśli kupowałam słodycze [a nie kupowałam ich często] dostawał tyle, ile chciał. I pewnego dnia moje dziecko spotkało dziecko, które smakołyki dostawało w nagrodę. Obaj dostali ode mnie po paczce chrupek kukurydzianych. Chłopcy pałaszowali w najlepsze, kiedy podeszła do nich znajoma i zapytała, czy może się poczęstować. Mój syn wyciągnął od razu rękę, że proszę, bierz kobieto. Dziecko, które dostawało zawsze chrupki w nagrodę, uciekło czym prędzej za krzaki i swoją paczkę skończyło w ukryciu.

 

– Trzeba się dzielić! – krzyczała za nim jego mama.

 

No nie trzeba. Nie uczę moich dzieci, że trzeba się dzielić. Pokazuję im, że można się dzielić i że miło jest razem coś zjeść. Sami przy każdej możliwej okazji pokazują, że mam rację i sami wybierają dzielenie. Bez przymusu.

 

 

8. W rodzicielstwie bliskości trzeba gadać, gadać i gadać sztywnym, nie życiowym językiem

 

To jest najczęstszy zarzut, kiedy ktoś się zetknie chociażby z książką „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały” – że jak można tak formułować zdania. Że „Czujesz złość, kiedy nie chcę ci dać żelek?” albo „Chciałeś, żebym podała ci te chrupki, a ja nie chcę?” lub „Widzę, że bardzo chcesz tę zabawkę i smutno ci, że nie chcę ci jej kupić”. To może przerażać, tym bardziej ze świadomością, że do dziecka trzeba mówić DUŻO.

 

A to nieprawda. To największa bzdura, jaką wymyślono.

 

Dziecka trzeba słuchać przede wszystkim. Dziecko trzeba obserwować. Do dziecka można dołączyć. W 80 procentach sytuacji domowych sama się łapię na tym, że byłoby lepiej, jakbym milczała, że lepiej było stulić gębę i patrzeć. A ja i tak dużo milczę. Kiedy człowiek zaczyna się skupiać na tym, żeby to, co się mówi do dziecka było jakościowe, a nie ilościowe, liczba i długość zdań nie ma znaczenia i zaczyna być totalnie naturalna.

 

Zresztą RB bardzo jasno pokazuje, że lepiej jest mówić mniej. Zamiast dziamgać, jak to NIE WOLNO biegać po parkingu, NIE WOLNO biegać po parkingu, NIE WOLNO biegać po parkingu, bo to niebezpieczne i można wpaść pod samochód, lepiej powiedzieć: chcę cię potrzymać za rękę, będę czuć się bezpieczniej, potrzebuję cię!  W większości przypadków to drugie zdanie, choć dłuższe i „dziwne”, będzie skuteczniejsze i nie trzeba go będzie powtarzać.

 

9. Musisz stosować RB, żeby mieć grzeczne/nieposłuszne dziecko

 

Jeśli ktoś mnie zapyta, w jakim stylu wychowuje dzieci – odpowiem, że w żadnym. Bo z każdego biorę to, co mi pasuje. Nikt mi nic nie każe, nikt mnie do niczego nie zmusza, słucham siebie – i jeśli moje dziecko drze się, bo przeszkadza mu spętanie w chuście, rezygnuję z chusty. Jeśli moje dziecko płacze – pocieszam je, tak, jak potrafię, jeśli moje dziecko sprzeciwia się mojej prośbie – zastanawiam się, czy prośba była sensowna i analizuję, co mogę zrobić, żeby pogodzić moje i dziecka interesy. To w sumie trudniejsze niż autorytarne zakazy i nakazy, które, swoją drogą, zostawiam na naprawdę ważne okazje. Łatwiej jest rozkazywać i straszyć – szczególnie jeśli ma się potulne dziecko. Trudniej jest rozmawiać. O wiele trudniej jest nauczyć się rozmawiać i słuchać drugiej osoby. Zobacz, jaki politycy mają problem z nauczeniem się porządnej, spokojnej dyskusji.

 

A co do efektów braku stylu wychowawczego…

 

Zdania są podzielone – jedni twierdzą, że rodzice wierzą w „styl wychowawczy” bliskości, żeby mieć grzeczne dziecko. Inni, że RB to prosty sposób na dziecko niegrzeczne. A prawda jest taka, że wychowuję moje dzieci w duchu rb nie po to,  żeby grzeczne/niegrzeczne czy jakieś inne, tylko po to żeby były szczęśliwe. Żeby umiały rozpoznać swoje potrzeby, umiały postawić granicę, kiedy będą tego potrzebować, potrafiły być empatyczne wobec drugiego człowieka i nie zamykały się w sztywnych regułach i nie szły za tłumem. Żeby były dorosłymi, spełnionymi, szczęśliwymi ludźmi, potrafiącymi sami dokonać wyboru i żyć tak, żeby nie krzywdzić innych oraz przede wszystkim siebie.

 

 

Odsyłam też do innych ciekawych tekstów o RB: Blog Ojciec, Zwierciadło, Dzieci są ważne, Blogostrefa.

Książki, z których dowiecie się więcej o bliskościowym podejściu, wyróżniłam w tym wpisie.

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]