Jakoś tak ostatnio wpadł do nas kolega z wizytą i chwilę pobawił się z moim starszakiem, ale nie miał za dużo czasu, więc na pożegnanie obiecał, że przyjdzie za kilka dni i pobawi się z nim dłużej. Kosiem bardzo lubi naszego znajomego i pytał kilka razy, kiedy znowu przyjdzie, ale znajomego porwał wir pracy i nie dał rady. Wyjechał. Jakoś zapomnieliśmy o obietnicy, nas też porwały obowiązki i różne sprawy. Sprawa się rozeszła.
Ale znajomego gryzły wyrzuty. Przecież obiecał coś dziecku! A że doszedł do niego tekst „Jeśli obiecałeś coś mojemu dziecku, to proszę, dotrzymaj słowa„, i postanowił działać. Jako że jego chłopak wtedy akurat wyjeżdżał na Mazury w nasze okolice, poprosił, żeby w zastępstwie spełnił daną dziecku obietnicę i tak któregoś wieczora, usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Po dawnym tekście o tym, żeby nie kupować dziecku pierdółek, wciąż jeszcze dostaję odzew, że jak to, nie kupować. A co przywieźć dziecku, a co takiemu maluchowi kupić? Żyjemy w czasach dobrobytu, nie oszukujmy się. Dzieci mają praktycznie wszystko. A pierdółki leżą na wyciągnięcie ręki i nie wymagają wielominutowych rozmyślań. I tak jak sobie potrafimy dwie godziny wybierać piękne talerze czy szklanki czy obrusy, nad rzeczami dla dziecka zwyczajnie myśleć się nam nie chce. I kupujemy bzdurki, maszkarki i poczwarki, które potem latami walają się po dziecięcych pokojach. Aż drżałam, kiedy znajomy wchodził do domu, spodziewając się jakiejś zabawki czy durnostojki „w przeprosinach”.
Ale nie. Znajomy usiadł sobie na kanapie, wypił łyk herbaty i zaczął rozmawiać z moim synem. Próbowali książki, ale Kosiem nie miał ochoty na książkę [to nie była jego pora]. Potem jakiejś zabawy Kosmyka, ale ta z kolei nie przypadła do gustu koledze.
– Chodź! Pokażesz mi swój pokój, dobra? – zapytał wreszcie, a gdy weszli do norki chłopców, zasiedli do biurka i…
tak zostali na prawie dwie godziny.
Od słowa do słowa zaczęli rysować swoje pokoje. Po chwili stwierdzili, że je skleją. Układałam klocki z Adasiem i zerkałam, jak po sklejeniu zaczęli projektować stół i regał na książki, potem krzesła. Znajomy siedział twardo z synem i pomagał mu naklejać książki na regale, a ja patrzyłam z otwartymi oczami, jak moje ruchliwe dziecko cierpliwie wycina nogi krzesła.
Kiedy skończyli, a znajomy już się pożegnał i poszedł, układałam synka spać później niż zwykle, bo to całe wycinanie przedłużyło nam wieczorne rytuały, ale jakoś nie miałam o to żalu. Patrzyłam się w rozjaśnione oczy syna, który ułożył swój domek tak, żeby go widzieć i myślałam o tym, jak fajne prezenty można dać dzieciom nie przynosząc im żadnego prezentu.
Czas.
Uwagę.
Zabawę.
Rozmowę.
I chwilę dla mamy, z której ta może skorzystać i pobawić się z drugim dzieckiem albo zwyczajnie siedzieć i popijać w spokoju herbatę.
Mój syn nie ma dużo zabawek, bo ja sama dużo mu nie kupuję, a większość podarków zwyczajnie była badziewna i się zepsuła. Wszyscy o nich zapomnieliśmy. A domek… Papierowy domek, klejony resztką najtańszego kleju i własnoręcznie kolorowany, stoi na honorowej półce i przypomina o dwóch godzinach, które ktoś, kto moje dziecko widzi kilka razy do roku raptem, poświęcił mojemu synkowi.
I nawet kiedy nie jesteśmy w pobliżu pokoju chłopców, syn pamięta o swoim starszym koledze, który przyszedł i długo się z nim fajnie bawił.
– Lubię takich dorosłych – powiedział.
I miał rację. Lubmy ludzi za to, co robią, a nie za to, co i kiedy przynoszą. I jeśli ktoś przyjdzie do nas z takim prezentem, uznam, że przyszedł z najdroższym podarkiem na świecie. Bo nic, żadna zabawka, żadna droga książka, nie kosztuje nas tyle, co… czas. Dlatego, drodzy bezdzietni, którzy nie wiecie, co kupić dziecku… często najdroższym prezentem, jaki możecie mu dać jest… czas. Troszeczkę czasu.
I wasza uwaga.
w 100% zgadzam się z tym, że czas to najlepsze co można ofiarować. nie tylko dziecku, każdemu. najpiękniejszym prezentem jaki kiedykolwiek dostałam na urodziny od męża, były „kupony na…”. mieliśmy wtedy koszmarną sytuację finansową, nie stać go było nawet na głupią czekoladę, bo trzeba było ciułać grosz do grosza, więc wziął najprostszą kartkę, pociął na kilkanaście części i na nich napisał „kupon na całodzienne zmywanie naczyń”, „kupon na masaż”, „kupon na całodzienną wyprawę za miasto” itp itd. nigdy nie dostałam nic równie pięknego, bo on po prostu za pomocą tych kilku kartek dał mi swój czas. to było kilka lat temu, a do dzisiaj to wspominam z uśmiechem na ustach i żaden prezent za pieniądze nie dał mi tyle radości. do naszego dziecka na szczęście przychodzą tacy, którzy prezent materialny przynoszą przy okazji, a w pierwszej kolejności przynoszą siebie dziecku. i to jest piękne
Dlaczego swoje słowa kieruje Pani do bezdzietnych? Wszyscy „dzietni” juz na to wpadli?
Bo bezdzietni mają największy problem z prezentami, gdyż nie mają dzieci.
Ja, jako bezdzietna z wyboru, z prezentami problemu nie mam, zazwyczaj trafiam na takie, które są hitem przez długie tygodnie. Za to z czasem dla cudzych dzieci już mam problem i to spory. Zwyczajnie tego nie lubię 😉
Czyli nie tylko dobry architekt, ale również pedagog. 😉
Co tylko mnie utwierdza, aby wpadać za każdym razem kiedy jesteśmy.
Dzięki 🙂
Super ten Twój znajomy 🙂
Fajny tekst 🙂 Ale rzadko ktoś wpada pobawić się z dzieckiem – najczęściej ktoś wpada, daje dziecku drobiazg (tu akurat spora część osób przychodzi z jakąś kolorowanką czy inną książeczką z naklejkami, co z dupereli na odczepnego chyba jest najlepszą alternatywą, bo dziecko na chwilę zajmie a potem zarysowana znika z domu i go nie zagraca) i rozsiada się na kanapie czekając na kawę. No ale nie oszukujmy się, te osoby przychodzą do nas a nie do dziecka więc nie oczekuję, że się nim zajmą. Sama idąc np do kuzynki też mam nadzieję, że sobie z nią posiedzę na kanapie pijąc kawę a dzieci się pobawią same ze sobą.
Wzruszyłam się… To jest przepiękne! <3
Cudny ten pokoik zrobili… I to właśnie się liczy – czas, spędzenie z maluchem czasu… Pokazujesz mu przy tym, że on jest ważny, że się liczy, że nie jest doczepką do reszty rodziny – do dorosłych – ale że jest wartością samą w sobie… <3
Piękne to, dziękuję…
Dlatego ostatnio, kiedy nie mam pomysłu na prezent, dzwonię do mojej kuzynki (matki mojej chrześnicy) i mówię „pakuj mię to dziecko i wystaw na próg, jedziem do kina” XD
Piękne to jest. Często zapominamy, że to nie te materialne prezenty się liczą dla dziecka tylko właśnie nasz czas i uwaga poświęcona tylko jemu 🙂
Piękna historia i oby takich znajomych było jak najwięcej!
Zawsze powtarzam ze najtrudniej w dzisiejszych czasach jest podarować prezent którego nie można nigdzie kupić – czas.
Ten Wasz znajomy będzie naprawdę dobrym ojcem…
A wydaje mi się, że jest już dobrym człowiekiem. Słowo obiecane – słowo zrealizowane.
To piękna sentencja – można byłoby powiedzieć 🙂 daje do myślenia!
Tylko takich bliskich Wam życzę :*
Niestety w naszym kraju większość ludzi, nawet tych tolerancyjnych, powiedziałaby, że nie powinien być ojcem wcale.