Jak bardzo zniszczyłam dzieciom życie, wychowując je w środku lasu?

Joanna Jaskółka
27 listopada 2018

Udostępnij wpis

Gdybym wydrukowała sobie każde pytanie o to, czy nie boję się wychowywać dzieci w środku lasu, czy nie martwię się, co będzie jak podrosną, czy już nie mam problemów z tym, że wszędzie trzeba je wozić, czy nie sądzę, że zniszczyłam dzieciom start w dorosłość, mogłabym sobie wytapetować nimi cały dom. I jeszcze na elewację by starczyło. Sporo tego, a im chłopcy starsi, tym pytań więcej, bo przecież ich potrzeby rosną. Zazwyczaj odpowiadam tak samo...

 

 

Nie, nie martwię się  o moje dzieci wychowane na wsi.

 

Ale taka odpowiedź nie wystarcza, bo pytanie o takie rzeczy zazwyczaj ma na celu pomoc w podjęciu własnej decyzji. Fakt, czy przenieść się na wieś dla wielu wiąże się z problemami głównie dotyczącymi dzieci. Co z nimi? Gdzie będą jeździć do szkoły? Co z zajęciami dodatkowymi? Koleżankami? Kolegami? Rozwojem?

 

Są dwie szkoły. A raczej dwa podejścia.

Ja wybrałam pierwsze - czyli wróciłam do mojego starego domu w środku lasu, gdy starszy syn był malutki. Dla obu moich synów, tak jak dla mnie w przeszłości, fakt, że naszymi sąsiadami są dziki i jelenie, jest najbardziej naturalnym faktem na świecie. Do dziś pamiętam pewien wyjazd do miasta, gdzie zapytałam starszaka, jak mu się to podoba, a on stwierdził, że fajnie, tylko domy zasłaniają mu te piękne drzewa. Dla tego pierwszego podejścia zawsze odpowiadam, że małe dziecko sobie doskonale poradzi [nie, małe dziecko nie potrzebuje mnóstwa ludzi wokół siebie tylko kochających rodziców -> zobacz], patrz na siebie, czy sama tego chcesz.

Jest też drugie podejście, czyli wychowanie dziecka w mieście, a potem, gdy dziecko już nawiąże przyjaźnie, przeprowadzka na wieś. I tu już jest problem, bo dziecku może się zawalić, układany przez całe życie świat. Tu już trzeba kombinować i patrzeć się nie tylko na siebie, bo dziecko oderwane od swojego dotychczasowego życia może nie znieść tego łatwo i przyjemnie.

 

Czy nie martwię się o przyszłość moich dzieci, wychowując je w lesie, z dala od ludzi?

 

Nie. Bo sama się tak wychowałam i jakoś na ludzi wyszłam. Mam przyjaciół, czytelników, sama się utrzymuję, prowadzę firmę, ugięłam się nawet i prawko zrobiłam z palcem w nosie, teoretycznie jakieś tam oznaki sukcesu na koncie mam. I żyję sobie szczęśliwie. Wychowanie w lesie nie zrobiło ze mnie odludka, wręcz podejrzewam, że mieszkanie w mieście bardziej by mnie wypaczyło. Dostaję ewidentnego pierdolca w tłumie ludzi, gubię się w hałasie i osiem lat studiów w Warszawie wcale tego nie zniwelowały.

Zresztą, są badania potwierdzające to, że dzieci wychowane na wsi są bardziej odporne na stres i mniej narażone na zaburzenia psychiczne. Kwestię smogu i nasz dostęp do czystego powietrza oraz naturalny plac zabaw dla zaburzeń SI [o tym tutaj i tutaj] już pominę.

 

Czy wiejskie dzieci naprawdę mają gorzej niż miastowe?

 

Mimo tych [mnie osobiście całkowicie przekonujących do mieszkania na wsi] faktów, wciąż są ludzie, którzy mają obiekcje, bo panuje opinia, że dzieci na wsi mają gorzej, że gorsze szkoły, brak kolegów, samotność i nuda.

 

Kwestia szkoły faktycznie jest ważna, bo jeśli mieszkanie w pięknym zakątku wiąże się z wożeniem dziecka do dobrej podstawówki 50 km od domu, to nie jest wesoło. Ale ja miałam szczęście i wożę syna tylko 15 km [przez las na wskroś całe 7 km].

 

Kwestię zajęć dodatkowych kiedyś już omawiałam, a ostatnio do niej wróciłam tutaj. Bez względu, gdzie dziecko mieszka, ich nadmiar nie jest wskazany. Aktualnie mój syn "chodzi" na zajęcia z angielskiego w domu. Ma lekcje w szkole Novakid, gdzie wszystko odbywa się online.

 

 

W skrócie: Novakid to platforma, na której uczeń i nauczyciel mogą się porozumiewać online. Rozmowa jest wyłącznie z native speakerami, więc dziecko ma okazję posłuchać żywego języka i przełamać tę barierę językową, która spina nie jednego piątkowego ucznia. Nie potrzeba żadnych książek ani zeszytów. Dzięki platformie uczeń może rozmawiać, rysować, pisać i rozwiązywać z nauczycielem zadania, a postępy, jakie zrobił mój syn po kilkunastu lekcjach, są fenomenalne. A dla mnie najważniejsze jest to, że nie muszę go na te lekcje wozić drugi w ciągu dnia raz przez las do miasta.

Zdjęcie z tekstu opisującego nasze zajęcia w Novakid. Tekst tutaj.

Syn w ramach zajęć w swojej szkole  chodzi też na dodatkowy basen, ma zajęcia teatralne w poniedziałki [odbieram go godzinę później] i zajęcia z mindfullnes z panią pedagog dwa razy w tygodniu po 20 minut. Moim zdaniem jak na pierwszoklasistę to już full opcja. Więcej nie trzeba.

 

Jeśli chodzi o przyjaciół - to młodszy aktualnie do kontaktów z kolegami nie jest skory. W ogóle mniejsze dzieci potrzebują na początku najbardziej rodziców, wspominałam o tym tutaj. Jeśli syn wyraża taką chęć, to jedziemy na plac czy salę zabaw, ale zazwyczaj kończy się to awanturą, bo po godzinie Adaś dostaje świra od hałasu i zamieszania. W mieście pewnie byłby tym "okropnym dzieckiem sąsiadów, które non stop się wścieka, wymusza i płacze". W domu nie mam z nim takich problemów i spokojnie sobie czekamy, aż syn opanuje emocje. Dodam, że w kontaktach 1 na 1, kiedy panuje spokój i względna cisza, Adaś mnie zwyczajnie zachwyca, bo jest cudowny, miły, pomocny i kochany. Ale w większej grupie i hałasie awantura jest gwarantowana.

Za to starszak czasami prosi mnie, żebym przyjechała po niego później do szkoły, bo chce się bawić z kolegami ze szkolnej świetlicy. Po takim dniu jest zazwyczaj wyczerpany i nie chce odrabiać pracy domowej. Kontakty społeczne wyczerpują go tak samo jak mnie : ) Ale mimo to stale utrzymuje kontakt ze swoimi znajomymi poznanymi w wakacje - a to przez mesengera na moim profilu,  a to ostatnio mailowo, bo skoro nauczył się już pisać, to oprócz stworzenia książki, zaczął ogarniać klawiaturę. Przez połączenia wideo rozmawia z kolegami od ponad półtora roku.

 

[Jeśli razi cię wspomnienie o tym, że moje dzieci oglądają tv, odsyłam do wpisów z serii Nasza Biblioteczka i połączenie faktów, że skoro tyle książek czytają, to pewnie nie siedzą non stop przed ekranem :)]

 

A wydarzenia kulturalne i wyjazdy? Co z nimi?

 

Wspominając moje dzieciństwo, pamiętam słowa cioci skierowane do mojej mamy, gdy przyjechaliśmy do Warszawy z wizytą: bo jak wy przyjedziecie, to nam się wtedy chce wychodzić. I faktycznie. Byliśmy tak zdeterminowani, żeby zobaczyć podczas każdego wyjazdu jak najwięcej, że jako nastolatka miałam obcykane wszystkie teatry, galerie i kina warszawskie, nie mówiąc o muzeach. Jako studentka pierwszego roku nie czułam się ani zagubiona w mieście, bo całkiem nieźle je znałam, a rodzice pozwalali mi poruszać się po nim samodzielnie od dawna [jako dziewięciolatka odprowadzałam rano siostrę mojej przyjaciółki do przedszkola]. Moje dzieci w Warszawie mają wujków, ciocie, znajomych i przyjaciół, więc im też będzie łatwiej oswoić miasto.

 

Ale fakt - ciężej wyjechać gdziekolwiek na wakacje, mieszkając na wsi, niż w mieście. Co prawda, nie mamy krów ani kur, tylko ślepego psa [z atakami paniki, gdy jest samotny] oraz trzy koty [bez ataków], ale tak czy siak zorganizowanie im opieki, to wyczyn, a już wakacyjnej - prawie niemożliwy.

 

O tym jednak kiedy indziej. Mam ochotę w jakimś tekście wytknąć wszystkie niedogodności mieszkania na wsi. I to tak wytknąć, że jak ktoś przeczyta [a nie będzie znał tego tekstu] stwierdzi z całym przekonaniem, że marudzę, zrzędzę  i użalam się nad sobą [mogę się założyć, że tak będzie : D].

 

Ale mimo że taki tekst kiedyś powstanie,  gdybym mogła sześć lat temu podjąć jeszcze raz decyzję, którą podjęłam w Warszawie, nie zmieniłabym jej na żadną inną. Wszystkie te strachy, jak to będzie okropnie, bo dzieci nie będą miały dostępu do dobrej edukacji i kolegów, rozwiały się w pył. Wszystko, czego się obawiałam, nie jest problemem. Jasne, pojawiły się nowe kłopoty, ale dla moich dzieci, które mogą wyjść z domu na bosaka i biegać po trawie, które mogą kopać piłkę, gdzie chcą, krzyczeć, ile chcą, śmiać się jak bardzo chcą i czuć powiew wolności na plecach to najlepsze miejsce na ziemi.

 

I kiedy pytam się syna, czy chciałby zamieszkać kiedyś w pobliskim miasteczku, to on kręci ze zdumieniem głową i mówi, że nigdy w życiu. Być może już czuje, że wszystkie korzyści, jakie daje miasto, nie zrekompensuje mu tego zapachu lasu i zmrożonego jeziora, naszej rzeki, góry piaskowej i tego, że nie musi zakładać butów, kiedy wychodzi na dwór. Nie zastąpi mu... wolności.

 

 

 

Udostępnij wpis

A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam TUTAJ
Obserwuj nas też na Instagramie
Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na Facebooku
Jestem Asia.
Piszę o tym, jak uciec z miasta i wychowywać dzieci na wsi, z dala od sklepów, ale bliżej siebie.

Naszą historię znajdziesz Tutaj

Ale ona wciąż się pisze, więc zostań ze mną w kontakcie:


    Subscribe
    Powiadom o
    guest
    0 komentarzy
    Inline Feedbacks
    View all comments
    25 kwietnia 2023
    Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy

    Kiedy zaczynałam moją przygodę z kurami, wiedziałam o nich, że lubią grzebać w ziemi, że średnio dobrze latają, że znoszą jajka i że są najbliższymi krewnymi tyranozaura. To nie były ciekawostki o kurach, tylko wiedza z pierwszej klasy. Kiedy teraz o tym myślę, zastanawiam się, co mi do głowy strzeliło, żeby pakować się w relację […]

    2 kwietnia 2023
    Spektrum autyzmu - diagnoza dziecka: jak, gdzie i dlaczego tak trudno?

    Od kiedy poruszyłam temat tego, że nasza rodzina jest w spektrum autyzmu, codziennie dostaję pytania od zaniepokojonych rodziców, którzy podejrzewają, że ich dzieci też mogą być neuroatypowe i nie wiedzą, co zrobić, gdzie się udać, jak wygląda diagnoza dziecka i jak długo ona trwa. Oraz czy w ogóle warto. Dzięki Fundacji SYNAPSIS udało mi się […]

    22 marca 2023
    15 zabaw, którymi zajmiesz dzieci, kiedy kolejny raz zostają w domu z powodu choroby [nie na dworze]!]

    Moja buńczuczna mina - gdy odpowiadałam  na pytanie ludzi obserwujących moje brykające w październiku w jeziorze dzieci, czy nie boję się, że zachoruję - zbledła. Już nie jestem taka pewna, czy aby nie zachorują. Po pandemii zdrowie każdego z nas zaczęło szwankować. Coraz częściej łapią nas infekcje, szczególnie gardła, a długie przesiadywanie w domu sprawiło, […]

    20 marca 2023
    Chodź ze mną do łóżka, czyli jak sprawuje się półkotapczan Lenart po roku używania?

    Rok temu, dokładnie w marcu, przyjechała do mnie ekipa Lenart, żeby zamontować mi w pokoju półkotapczan. Po raz pierwszy od wielu lat miałam mieć własną sypialnię i... trochę się tego bałam. Tym bardziej że wskoczyłam na nieznane wody - zamiast klasycznego łóżka - wybrałam półkotapczan. Mebel, który pamiętałam z czasów dzieciństwa z pokoju koleżanki, u […]

    18 marca 2023
    Rozgryzam "Rozgryzione", czyli jak karmić, żeby nie przekarmić lub nie zagłodzić

    "To, jak bardzo wmuszam mojemu dziecku jedzenie, może mieć gorszy efekt niż pozawalanie dziecku na wszystko" - usłyszałam od autorek książki "Rozgryzione'' Zuzanny Wędołowskiej i Marty Kostki. Książka ta zwaliła mi z serca kawał poczucia winy za to, że "źle karmię moje dziecko". Książka pokazała mi, że nie muszę karmić idealnie, żeby karmić dobrze. O […]

    16 lutego 2023
    Bezsenność - co zrobić, żeby zasnąć, kiedy nie możesz spać?

    Przez dwa lata mój sen był dziwaczny. Stany lękowe, leki, depresja, stres, to wszystko sprawiło, że spałam dziwacznie. Budziłam się wyspana o 3 w nocy, kładłam się o 8, wstawałam o 11, potem przerwa, żeby odebrać dzieci i znów drzemka na godzinę o 16. Cały mój wolny czas kombinowałam, kiedy mogłabym odespać nieprzespaną noc. Kiedy […]

    Obserwuj nas na Instagramie

    instagramfacebook-official