Dużo rzeczy sobie w macierzyństwie ułożyłam i przemyślałam, ale kwestia świąt zawsze była dla mnie jakoś tak na boku. No są, bo są. Może gdyby to ode mnie zależało, przyjęłabym oficjalne stanowisko – daję sobie spokój. Ale jest jeszcze rodzina i dzieci. Dzieci właśnie. Którym ciężko zabrać tę magię świąt i oczekiwania na prezenty. Ale mimo że nie było to moim zamiarem, jakoś tak wyszło, że Mikołaj i jego dary nie będą w tym roku najważniejsze.
Pomijam już mój osobisty stosunek do świąt. Chcąc nie chcąc, ostatecznie, i ja z wypiekami na twarzy odkurzam po raz pięćdziesiąty ostatni podłogę przed kolacją, doprawiam kompot z suszu cynamonem i z wypiekami na twarzy szukam ostatnich prezentów. Święta nie są dla mnie duchowym uniesieniem, ale czasem z rodziną celebrowanym w spokoju i radości.
I kiedy starszy syn był maleńki chciałam mu kiedyś zafundować tę całą szopkę z przebranym świętym Mikołajem, wchodzącym do domu, buczącym „HOHOHO!” i rozdającym prezenty. Tymczasem przez kilka ostatnich tygodni wciąż i wciąż dochodziły mnie od syna sygnały, że to kompletnie nie ma sensu.
Najpierw dojrzał, że siedzę na stronie mojego ulubionego sklepu, który towarzyszy blogowi od początku praktycznie powstania.
– O, jesteś tutaj. Wybierasz prezenty?
No i zonk. Bo, co powiedzieć?
– Nieeee, tak sobie przeglądam.
– Mogę z tobą?
Prezenty chłopców na święta
Tym sposobem syn wybrał sobie praktycznie wszystkie prezenty pod choinkę. I dla brata też. [każda zabawka podlinkowana cyfrą pod zdjęciami].
1 / 2 / 3 / 4 / 5 / 6 / 7 / 8 / 9
Sorry, musiałam się pochwalić, bo wydaje mi się że w tym roku prezentami dla dzieci strzeliłam w 10 i na ich miejscu bym się popłakała ze szczęścia. Ale… No właśnie. Syn o większości prezentów zdecydował sam. Pokazał paluszkiem. Chciał przybijankę samochodową [2], o kulodromie [5] marzył od października, zainteresował go Kinoptik, gdzie można odprawiać czary na kartce i przekonał mnie do instrumentów B Toys [7], bo „będą też dla Dasia, będą wspólne”. Wydrapywanka i inne artystyczne rzeczy to już norma, zawsze mam jakieś zachomikowane na „trudne” chwile.
Wybrał Dasiowi sorter klockowy, pierwsze puzzle Djeco [„Pomogę mu mamo!”], puzzle drewniane „ubierankowe” i kolorowe klocki [„Koniecznie kolorowe, bo kolorowe są wesołe, a my mamy zwykłe, smutne”].
No i powiedzcie mi teraz, jak to się do ma do elementu zaskoczenia prezentowego? Przecież pokazywał mi palcem, co chce, prosił, żebym to kupiła pod choinkę. I te ostatnie słowa sprawiły, że zdębiałam. Autentycznie „Kup mi pod choinkę” skłoniło mnie do myślenia, czemu nie „Chcę to od Mikołaja”?
Za moich czasów…
Nie lubię słów „za moich czasów”, ale kurde, za moich czasów Mikołaj był jeden i tylko czasem jeździł samochodem coca-coli. Czekało się na niego, wypatrywało, bo trudno było go dojrzeć, znaleźć. Nie wiadomo, czy wysłucha, czy nie, czy pod choinką znajdzie się to, czego chcemy, czy może jakieś rozczarowanie. Jasne, wiązało się to z durnymi groźbami i szantażami, bo „Mikołaj wszystko widzi”. I choć ja nie byłam tak straszona, a tradycje świąteczne obchodzone u nas były trochę tak z musu, to jeszcze czułam tę iskierkę niepewności i podekscytowania. A moje dziecko nie.
Czy dostaje za dużo prezentów? Nie. Nie kupowałabym mu tyle na tę okazję, gdyby był obsypywany gromem rzeczy. Ostatnie prezenty dostał na rozpoczęcie roku, przy okazji zakupów przedszkolnych i potem to już były tzw. „pierdółki” kupowane pod wpływem chwili. Przedostatnie – związane z wakacyjnymi akcesoriami. Książki to nasze dodatkowe powietrze, więc ich nie liczę. Czemu więc nie czuję tej jego ekscytacji? Czemu nie ma w nim tej radości, że święta dostanie masę pięknych prezentów, których na co dzień nie dostaje?
No jasne, że on wie, zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma Mikołaja, że to pic na wodę. Że „Kto przynosi prezenty w Polsce” jest pytaniem retorycznym. Wyraźnie mi mówi, co chce, a propozycję napisania listu odrzucił, bo „wolę ci pokazać”. Ale czemu się dziwię? Pisząc ten tekst w TV leciały trzy reklamy świąteczne z trzema różnymi Mikołajami, jednego syn widział wczoraj na wycieczce w muzeum. Dziś, nie wiem, czy ten sam, czy kolejny, zostawił maluchom czekoladki w przedszkolu, kolejny zostawił u nas w domu, jeszcze kolejny u babci. No kurde, przy takiej liczbie mikołajów trudno o jakikolwiek element zaskoczenia i nutę wyczekiwania. Atmosfera świąt? Wali z głośników od jakiegoś czasu. Prezenty? Będą to będą.
Kto przynosi prezenty? Ten, kto kocha
Ja nawet nie muszę stawać po żadnej stronie – za mikołajami czy przeciw. Po prostu nie umiem dziecka oszukiwać, a ono samo wyciąga wnioski. I bez Mikołaja syn doskonale sobie radzi. Nawet, powiedziałabym – bardzo dobrze sobie radzi. A dziś… dziś kiedy nie chciał wsiąść do busiku i marudził, pan kierowca postraszył go, że ma być grzeczny, bo nie dostanie prezentów. Na co moje dziecko podniosło głowę i zapytało zupełnie szczerze zdziwione:
– A to pan przynosi prezenty, czy mama?
I już wiedziałam, że nie ma co się łudzić, że staram się Mikołajem dziecku świat upiększyć. Kiwnęłam głową, że ja, to ja właśnie przynoszę prezenty! I żeby był spokojny. Bo zrozumiałam, że dla niego, nie jest ważny sam brodacz z brzuchem, których na ulicach można spotkać dzisiaj setki. Dla niego ważne jest to, że dostanie prezent od kogoś, kogo kocha. I poczeka sobie na to spokojnie. Pierwotny święty Mikołaj dawał prezenty, bo kochał dzieci. A dzieci go kochały, bo był tylko jeden. Dziś, w świecie, gdzie mikołaje stoją na półkach w setkach czekoladowych posążków, ich miłość nie jest już tyle warta, by się nią przejmować. Mikołajów jest dużo.
Rodzina jest jedna.
Nic dziwnego, że prezenty od niej są bardziej oczywiste i pożądane, niż od obcego faceta krążącego po ulicach bez celu.
A jeśli nie macie jeszcze prezentu [od Mikołaja czy od was, jak wolicie :)], przygotowałam ze sklepem Tuliluli.pl zniżkę dla was na świąteczne zakupy: na prezenty 10%, na nieprzecenione ubranka 30%. Hasło: matkatylkojedna. Ważne do 13 grudnia. [Jak wpiszecie w uwagach „prezent”, dziewczyny wam go pięknie zapakują!].
PS. Ale pierniki lubi robić, już jest umówiony z babcią! I choinkę ubierać też 🙂 Czy komuś wpadły w oczy bombki samochodowe?
U nas na stanie jeden 16-miesięczniak, który ma wszystko w nosie, oraz 3,5 latka, która wierzy w Mikołaja. Nie jakoś aktywnie, na razie nie dopytuje. Na Mikołajki u nas jest większy prezent w kalendarzu adwentowym, tylko tyle, Mikołaj tu nie występuje. Na Wigilię są prezenty „od Mikołaja”, ale żadnych przebranych panów nie sprowadzamy. W zeszłe święta Mikołaj podrzucił dwa wory prezentów na balkon, co „odkryliśmy”, kiedy podnieśliśmy rolety, żeby sprawdzić, czy jedzie już ten Mikołaj, czy nie. Radość dorosłych na widok entuzjazmu dziecka – bezcenna. Dla naszej własnej radochy również i w tym roku Mikołaj podrzuci worek w jakimś niespodziewanym miejscu.
Jak dojrzeje do pytań, wyjaśnimy, jak jest, nikt jej nie będzie wpierał, że Święty istnieje. Ale niech jeszcze jak najdłużej trwa ten bajkowy etap, kiedy istnieją Mikołaj, krasnoludki i smoki*, a śmierci nie ma (nie ogarnia konceptu, za wcześnie).
Z przebranymi panami nie ma problemu, raz, że ich wcale tak często nie widuje (nie wiem, gdzie oni występują, w supermarketach nie bywamy, TV nie mamy, pewnie do przedszkola zawita), a dwa, że nie ukrywamy, że są to właśnie przebrani panowie w strojach Mikołaja i tyle.
* W to, że krasnoludki i smoki itp. nie istnieją, nie chce nam uwierzyć. Twierdzi, ze owszem, ale „dawno temu” albo „gdzieś daleko”.
A pod choinkę zażyczyła sobie hulajnogę i trąbkę, tylko tyle. U nas nigdy nie było wielkiego zaskoczenia prezentami, bo zawsze pisało się list do Mikołaja, co się chce. Pamiętam siebie czteroletnią, jak próbowałam napisać „bobas” (lalka) i strasznie mi się literki plątały 😉
„Pierwotny święty Mikołaj dawał prezenty, bo kochał dzieci. A dzieci
go kochały, bo był tylko jeden. Dziś, w świecie, gdzie mikołaje stoją na
półkach w setkach czekoladowych posążków, ich miłość nie jest już tyle
warta, by się nią przejmować. Mikołajów jest dużo.
Rodzina jest jedna.”
– to jest absosmerfnie genialne.
Ciekawe. U nas jakoś jeszcze Mikołaj trwa. Napisaliśmy nawet list, ale nie wiem czy w przyszłym roku nie będzie podobnie, jak u Was. Tym bardziej, że w rodzinie mojego męża prezenty 'jawnie’ daje się innym bliskim z podpisem, od kogo ten podarek.
Tak! Ja uwielbiam to, że mój mąż miał takie podejście od początku i nigdy nie wmawiał córce, że prezenty daje jej Mikołaj, więc można powiedzieć, że przyjechałam na gotowe :D. A jakoś mimo to dalej niecierpliwie czeka na święta, chociaż nie mamy uroczystej kolacji ani dzielenia się opłatkiem, u nas też duchowo to totalnie nie oddziałowuje, raczej chodzi o wystrój, tradycje, prezenty… I mówię o tym otwarcie. Dalej jest w niej ta ekscytacja i radość, do tego nie trzeba bajek o Mikołaju i sprawianie, że dzieci żyją w jakimś nieprawdziwym świecie, gdzie brodaty staruszek lata sobie na saniach prowadzonych przez renifery… No błagam. To taka sama historia jak te, że bociany przynoszą dzieci :).
I dobrze, wyszło tak, może łatwiej będzie bo nie będziesz musiała potem tłunaczyć, że jednak Mikołaja nie ma 🙂 Moj 4 latek wierzy w Mikołaja a wszyscy inni – w tv, galerii handlowej, na ulicy z ulotkami…, w przedszkolu to pomocnicy – sam to sobie tak ułożył w główce gdy zobaczył, że każdy jest inny… Są więc pomocnicy-przebierańcy i jest jeden Prawdziwy Mikołaj, którego nigdy nie widział, bo 6 grudnia wieczorem stuka do drzwi, zostawia prezenty i znika, ma przecież jeszcze tyle prezentów do rozwiezienia. Ale w tym roku wszedł nowy element – mąż z synkiem kupili mi drobiazg i włozyli pod poduszkę. Mąż powiedział synkowi, że ponieważ Mikołaj dorosłym nie przynosi prezentów, można je samemu zrobić, żeby temu komuś było miło. U nas dochodzi jeszcze Dziadek Mróz (to ten Mikołaj -biskup, chodzi mi o wyobrażenie, bo ten z 6 grudnia to ten od coca coli, brzuchaty, z białą brodą i czerwoną czapką) w Wigilię pod choinką zostawia prezenty. Wiem – pomieszanie z poplątaniem, ale samo wyszło, trochę jak u Ciebie, bo synek sam sobie tłumaczył kto jest kim. Oglądając książeczkę gdzie z kolei był Mikołaj w biskupiej czapce, szczupły itd a słyszał tez o kims takim jak Dziadek Mróz połączył „fakty” i tak to u nas wygląda. A to też efekt moich i męża wspomnień związanych z tematem a wiadomo, takie wspomnienia już mocno zatarte.
W „Biedronce” widziałam bombki z postaciami z bajki „Auta”. To pierwszy świąteczny cud – udało mi się przeprowadzić mojego 4-latka przez sklep tak, żeby ich nie zauważył.
Jakie mądre dziecko ☺ dlatego ja swojemu będę robiła prezent calkiem w innym terminie . Będzie większa niespodzianka
ale fajnie napisane <3! Tak … prosto i tak, że jakoś mi chyba rozwiązało zagwozdkę 😉
ja wiem gdzie mozesz dostac bombki z angielskim czerwonym autobusem i czarna taksowka:))
Moje dziecko ma 3 i pół roku. I o ile w zeszłym roku nie do końca kumał o co chodzi, to w tym roku jest już mocno świadomy. I chociaż mąż trochę kręcił nosem, to ja się uparłam i tłumaczyłam, że mikołaj to taki kurier, który przynosi prezenty kupione przez rodziców i dziadków. Mówię mu, że św. Mikołaj żył dawno temu i teraz poprzez przebieranie się staramy uczcić jego pamięć. Efekt był, taki że jak spotkał
mikołaja w sklepie to nie miał złudzeń, że jest to przebrany pan. Trochę magii było dla niego w tym, że prezenty pojawiły się przez noc przy łóżku, a ja już go w tej kwestii nie uświadamiałam na siłę, jednak gdyby zadał pytanie wprost, to raczej bym nie ściemniała.