Teoretycznie darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda – tak zwykła powtarzać moja mama. Z podarowanych prezentów należy się cieszyć i wychwalać darczyńcę pod niebiosa. Nawet, jeśli ze swoim prezentem strzelił jak kulą w płot, a obdarowywany na widok podarku ma w głowie tylko przekleństwo. Bo wybrać prezent dla dziecka wcale nie jest łatwo, rzekłabym, że prościej obdarować wszystkie babcie, dziadków i mamy na raz, niż wybrać idealny prezent dla jednego dziecka. Jakie błędy najczęściej popełniamy przy wybieraniu? I o czym pamiętać podczas świątecznych, urodzinowych, upominkowych zakupów?
Dlaczego piszę o prezentach? Bo po tekście „Nie kupuj mojemu dziecku pierdółek”, zostałam zalana falą maili i wiadomości od sfrustrowanych matek, które rodzina traktuje jak kogoś, kto przyjmie każdy odpad po dawno wychowanych dzieciach, kogo ucieszy badziewie z kiosku czy bzdurka i przyjmą ją z otwartymi rękami, bo przecież „dla dziecka”. To problem głównie naszych mam i babć, które wychowane w czasach, gdy niczego nie było, kupują wszystko, co jest i nie zwracają uwagi ani na jakość, ani na przydatność produktu. Aby czymś zapchać dziecko, żeby chwilę było cicho. I nieważne, że zaraz się rozwali, że narobi więcej kłopotu niż radości. Bo ani tego wyrzucić, ani się tym bawić.
Tutaj pozwolę sobie zacytować fragment wpisu Elizy, ze 100pociech.com [polecam jej wpis, zerknijcie], która świetnie sklasyfikowała rodzaje darczyńców:
1. Bezdzietni
2. Łowcy okazji
3. Żony Hollywood
4. Czasołapacze
PREZENT NIE TYLKO DLA DZIECKA
Na początek uwaga, która niektórym burzy światopogląd: jeśli dziecko nie skończyło przynajmniej trzech lat, to musisz pogodzić się z tym, że prezenty kupujesz także jego rodzicom. [tu masz czas, żeby pokręcić głową i otrząsnąć się z tej dramatycznej informacji. Już?]. Tak jest, bo do trzeciego roku życia [choć bywa, że wcześniej, zaraz domyślisz się, kiedy] to rodzice głównie bawią się z dziećmi, pokazują im, jak zabawki działają, a przede wszystkim: sprzątają po dzieciach [tak, bywa, że dziecko dość wcześnie zaczyna po sobie sprzątać, jeśli masz taki egzemplarz – gratuluję]. Jeśli więc raz w miesiącu przynosisz w podarunku 100 elementowe puzzle i bez refleksji dajesz je maluchowi, żeby się pobawił, nie dziw się, gdy mama malucha któregoś dnia wysypie ci je wszystkie na łeb i wyrzuci za drzwi. Serio, sprzątanie i kompletowanie puzzli niedopasowanych do wieku powinno być karą w piekle za grzechy.
Poza tym niektóre prezenty naprawdę warto konsultować z rodzicami. Masz ochotę kupić wnuczkowi tablet? Dopytaj się rodziców dziecka, czy taki podarek naprawdę jest maluchowi potrzebny, a przede wszystkim – pożądany. Chcesz kupić czekoladę? Zapytaj, czy nie uczulone przypadkiem. Myślisz o klockach? Dopytaj, jakiej marki, bo niezbyt przyjemnie jest mieć w domu 10 kompletów, z czego każdy pasuje wyłącznie do siebie.
ZA DUŻO PIERDÓŁEK
Czasem bym wolała, żeby moja mam przychodziła bez tych batoników i samochodzików, które codziennie przynosi synkowi, ale żeby raz na miesiąc kupiła mu coś, co nam się faktycznie przyda. Za te samochodziki i batoniki spokojnie by mogłaby mu kupić buty czy kurtkę na zimę. A tak, to ja chodzę w starych, żeby kupić dziecku, ale mam dwa kartony batonów w domu. – napisała mi Agata.
No właśnie, pisałam już o tym, ale powtórzę: to nie jest zbrodnia przyjść w odwiedziny bez prezentu. Jeśli jesteś częstym gościem, wolałabym, żebyś sprawiał radość dzieciom swoją osobą, a nie prezentem. Starsi mają jakieś takie dziwne wyobrażenie, że jak przyjdą bez upominku, to głupie dziecko nie ucieszy się na ich widok. Prezent jest gwarancją uwagi dziecka. Głupie podejście, bo i my sami nie zawsze cieszymy się, gdy ktoś przyłazi i przeszkadza nam w naszych planach, prawda? Co z tego, że babcia przyjechała, jeśli ja akurat teraz kończę rysować bardzo ważną rzecz? Skończę, to przyjdę, spokojnie, babciu, nie musisz mnie od zajęć batonikiem odciągać.
Poza tym naprawdę warto przystopować z tymi pierdółkami i zaoszczędzić na prezent, który będzie z dzieckiem na lata. Jeden, porządny, ale taki, który się zapamięta. Kolejkę. Biurko. Wymarzony dywanik. Albo parking, który nie rozwali się po trzech miesiącach. Z atestem.
BYLE CO, BYLE JAK, BYLE GDZIE
Jednym z największych problemów świata, gdzie wszystkiego jest w bród i na wyciągnięcie ręki, jest… selekcja. Nasze dzieci mają wszystko, czego potrzebują, ale wiele z tych rzeczy robiona jest na odwal i byle zarobić. Bisfenol zawarty w plastikowych, tanich zabawkach, powoduje nie tylko problemy z erekcją, libido, gospodarką hormonalną, ale do tego jest kancerogenny. Jeśli kupujesz dziecku plastikową zabawkę z kiosku, która najprawdopodobniej nie ma odpowiedniego atestu, zwyczajnie narażasz jego zdrowie. Pomyśl, czy ten jego uśmiech i pięciominutowa zabawa jest tego warta. Zamiast piętnastu plastikowych pierdółek, lepiej i zdrowiej kupić jedną, za którą stoi marka odpowiedzialna za swoje produkty.
TWOJE MARZENIA NIE SĄ MARZENIAMI DZIECKA
Rozumiesz? To, że ty kiedyś marzyłaś o wielkim domku dla lalek, nie znaczy, że twoje dziecko się z tego ucieszy. To że ty chciałaś mnie zawsze pełną szafkę słodkich płatków, żeby dzieciątko chrupało sobie na śniadanie [!] cukier z kukurydzą, nie znaczy, że wyjdzie to dziecku na zdrowie. Warto czasem swoje marzenia odłożyć na półkę „niespełnione” i zwrócić uwagę na faktyczne potrzeby dziecka, a przede wszystkim jego dobro.
ZA SZYBKO
Pytasz się malucha w listopadzie, co chce pod choinkę, a ono mówi, że konia na biegunach, więc pędzisz do sklepu i kupujesz najlepszego, po czym twoje dziecko płacze pod choinką, bo w grudniu mu się zmieniło i w sumie to by wolało lego. I tutaj – jeśli jesteś rodzicem, warto o prezencie rozmawiać, warto o nim marzyć z dzieckiem, zgadywać preferencje, mówić o wyobrażeniach i potrzebach. A dla rodziny i znajomych: punkt pierwszy. Jeśli rodzice rozmawiają, to będą wiedzieć.
PRAWIE TAKIE SAME
To jest chyba najgorszy zawód – marzysz o lego, a dostajesz coś lego podobne, czego z lego nie połączysz, a do tego to pudełeczko klocków jest zupełnie mikroskopijne. Albo lalkę Barbie podobną, która tę prawdziwą przypomina na rysunku. No, nie wiadomo, co z tym zrobić. Leżą więc takie bonusowe klocki, leży Barbie, do niczego nie przydatne, i psują humor, bo są tylko marnym zamiennikiem tego, o czym marzyliśmy.
BO MI BYŁO ŹLE, TO NIECH I TOBIE BĘDZIE
Czyli wszystkie brzęczyska, grające misie, cymbałki, trąbki, piszczące samochodziki darowane z głupim uśmiechem, bo „nawet sobie nie wyobrażasz, ile nocy nie przespaliśmy, przez ten twój samochodzik, więc proszę, teraz ty się męcz z podobnym!”. Wiecie, to są wyrzucone pieniądze, za które mogliście kupić coś fajniejszego i sprawiającego radość nie tylko tobie, a satysfakcja nikła, bo nie jesteśmy niemotami i wyjęcie baterii to nie sztuka tajemna.
PO DZIECKU SĄSIADKI KOLEŻANKI MOJEJ ZNAJOMEJ
Moja siostra non stop przynosi mi jakieś torby ubrań po dzieciach jej koleżanek – pisze Ania – Nigdy jej o to nie prosiłam, wręcz podkreślałam, że nie potrzebuję, ale ona przynosi, bo nie zarabiam tyle, co ona, to pewnie klepię biedę i przyjmę każdą darowiznę. Mam więc cztery worki ciuchów zimowych dla chłopca, który urodził się w listopadzie, a którego ciuchy nie pasują na moją córkę z kwietnia w żadną, kurna, stronę. Mam też zepsute zabawki, w których wystarczy tylko kilka rzeczy naprawić, więc stoją i straszą przed domem, bo nie mam ochoty rekonstruować tych starych gratów w obawie, że się rozlecą. Nie zarabiam dużo, ale też nie jestem biedna, a kiedy chcę coś nowego dla dziecka, traktowane to jest jak fanaberia żebraka.
Takie listy powtarzały się cyklicznie i widzę, że to jest problem masowy. Oddawanie starych ubranek dzieci, bez pytania, czy te ubranka są faktycznie potrzebne, a do tego, traktowanie tych darów jako zamiennik właściwego prezentu, to nie tylko uraza dumy. To jest już upokarzające i przykre. A jeszcze bardziej przykre było to, że dziewczyny wyraźnie podkreślały swoje prośby o nieprzynoszenie takich podarków, o oddanie ich komuś, kto naprawdę ich potrzebuje, a w odpowiedzi słyszały, żeby nie kręciły nosem na akty dobroci. Szaleństwo.
Jakie prezenty sprawdzą się zawsze?
Takie, które omówiliście z rodzicami albo samym dzieckiem. Niezmiennym hitem są oczywiście kredki, bloki rysunkowe, kolorowe papiery, kleje, mazaki [tylko nie pachnące, pachnące mazaki wylądują w żołądku dziecka, a dziecko niedługo później na Izbie Przyjęć], owoce, słodycze [jeśli dziecko może jeść], produkty, za które ręczę głową z tego i tego wpisu, puzzle dostosowane do wieku dziecka [klik], kubeczki lub plakaty z imieniem dziecka [tu, a przy okazji można znaleźć coś na prezent dla babci lub mamy, zerknijcie na wałki!], Lego albo Lego Duplo, a także… czas. Tak, skandal, szok, ale czas zawsze będzie fajnym prezentem, a perspektywa wycieczki z wujkiem/ciocią do teatru, kina, na basen czy do lasu o wiele bardziej podekscytuje dziecko niż tryliard pierdółek z kiosku.
DOPISEK: Wiele osób w związku z majowymi urodzinami Adasia pytało się mnie o prezenty urodzinowe na roczek. W moim odczuciu na roczek fajnym prezentem nie jest nic dla dziecka [ewentualnie coś, co będzie dla niego pamiątką], ale właśnie bardziej dla rodziców. Zrzutka na coś większego: łóżeczko, biurko, bon na ubrania lub… lokata w banku. Świadomość, że dziecko już od najmłodszych lat zbiera na swoją przyszłość, jest chyba najlepszym prezentem dla wszystkich 🙂
Jak radzicie sobie z takimi feralnymi prezentami? Trzymacie w domu, oddajecie, wyrzucacie bez emocji? A jak na nietrafione prezenty reagują wasze dzieci? Temat jest ciężki, bo zakładam, że obie strony chcą dobrze, ale nie spotykają się w odpowiednich punktach, jakie więc macie sposoby [oprócz udostępnienia tego tekstu] na dogadanie się w tej sprawie z rodziną.przyjaciółmi oraz o jakich prezentach marzycie wy – wy sami 🙂 Ja, jak zwykle, o milionie cudnych skarpet 🙂
Mój najgorszy problem nie został w artykule poruszony : cena prezentów. Uznaję minimalizm. Wolałabym coś symbolicznego: kredki, farbki, jakiś ciuszek, byle nie za drogi. Ale rodzina potrafi mi dostarczyć „wrażeń”: kupują zabawki za 2-3 stówy… Niby fajnie, ale ja potem wcale nie zamierzam się rewanżować i głupio się czuję. Poza tym często-gęsto przydatność takich prezentów nie idzie wraz z ceną: moja mała dostała sorter za 350 zł (cenę znam z reklam) … ale lepiej się bawiła innym, który dostała od innego krewnego – którego cena wynosiła 20zł … Pominę już kwestię, że sorterków dostała co najmniej 5 w ciągu miesiąca… Swego czasu zrobiłam nawet minilistę prezentów, jakie fajne by były dla młodej… ale i tu nie działało wszystko jak trzeba, bo zamiast np. jednego kucyka o który prosiłam nagle wylądowała u nas cała stajnia… 🙁 Koszmar dla rodzica – jak ja potem mam się zrewanżować, skoro osoba, która to kupiła ma 3kę dzieci!!! Trzy stajnie za 400 zł zrujnowały by mnie!. Dalej: Zamiast jednej bajki , którą dzieciak lubi dostał całą kolekcję na DVD… znowu w koszmarnej cenie…. W dodatku poza tą jedną bajką reszta leży i się kurzy. A gadanie z rodziną niewiele daje jeśli się wprost z tzw „pyskiem” nie wyjedzie, wychodząc przy okazji na chama i świnię która za tak drogie prezenty reaguje niewdzięcznością…Dostaję więc dla malutkiej zabawki za kupę kasy, a rewanżuję się samodzielnie szytymi misiami. Przynajmniej jest od serca. A co przyjdą święta mam problem…
moja córka ma półtora roku i chyba jesteśmy jakimiś farciarzami, bo jeszcze nigdy nie dostała nietrafionego prezentu. rodzice i teściowie zawsze nas odwiedzają z paczką pieluch, wiedzą jakich używamy i jesteśmy im za to wdzięczni, bo nie wiem czy kiedykolwiek sami kupowaliśmy pieluchy 😉 od bezdzietnych znajomych dostaliśmy parę fajnych zabawek, trochę ładnych ubranek czy porządnych kosmetyków. na urodziny dostała krzesełko do karmienia, kilka porządnych zabawek i trochę ubranek. ubrań też sama jeszcze nie kupowałam. ja nienawidzę zakupów, a moja mama i teściowa uwielbiają, co w połączeniu z miłością do jedynej wnusi sprawia, że wynajdują prawdziwe cudeńka 😉 jak dostanę jakieś używane to przeglądam, to co mi się podoba zostawiam, a co nie oddaję na zbiórkę do domu dziecka, która regularnie jest u mnie na osiedlu. a do grających zabawek się przyzwyczailiśmy i w sumie nam dziwnie jak nie grają 😉
Jak sobie radzę? Nie szukam problemu tam gdzie go nie ma, bo dla mnie te wszystkie prezenty to żaden problem. Jak ktoś pyta co dać to mówię, jak nie pyta to nie mówię.
Natomiast w przeciwieństwie do Ciebie jestem przeciwniczką dawania prezentu dla dziecka rodzicom. Jak będę chciała obdarować rodziców to dam im coś co im się przyda.
Hejka ja kupuje zabawki na tej stronie dla maluszka i potrafi go zająć na kilka długich minut są ciekawe i interaktywne w dobrej cenie 🙂 https://fokastara.pl/
A co sądzicie o prezencie urodzinowym, dla 9-latka, którego jestem chrzestną. Mianowicie, wpadliśmy na pomysł, żeby zabrać go na weekend do Rabkolandu, w końcu jest teraz sezon, nie mamy daleko. To chyba lepsza opcja niż wydawać nie wiadomo ile na drogie zabawki czy coś takiego?
Moje chłopaki by oszalały ze szczęścia, myślę, że 9-latek też 🙂
Ja zawsze z narzeczonym szukam zarówno atrakcyjnych prezentów jak i rozwojowych dla dziecka i za nie wiadomo jak wielkie pieniądze. Na ostatnie urodziny naszego chrześniaka zamawialiśmy gry planszowe z misiedwa, jak przyszła to muszę stwierdzić, że jest bardzo fajnie wykończona, elementy odpowiednio dostosowane do wieku.
Zabawka powinna nie tylko bawić ale też uczyć. Moim odkryciem jest Szumiś śpiący główka http://www.taniaksiazka.pl/szumis-spiacy-glowka-mietowy-p-858354.html. Można go zamontować w łóżku lub wózku.
Ja już nie mam siły walczyć z falą używanych ciuchów – przyjmuję a na następny dzień wrzucam do kontenera na ubrania i nawet mnie nie obchodzi szczerze mówiąc gdzie to dalej trafi – czy do potrzebujących czy do lumpeksów. Z zabawkami trudniej 😉
oj z tymi babciami to jest chyba najgorsza sprawa.. U nas pół biedy, bo córka jeszcze do niedawna każdą sekundę spędzała na rysowaniu lub „czytaniu” więc prezenty mogły być bez pudła.. Ale babcie jak to babcie lubią nieraz przynieść pierdółki, albo rzeczy kiepskiej jakości byle dziecko ucieszyć (na sekundę). I co? I wtedy to ja się użeram z walającymi się w każdym kącie (dokładnie tj pisałaś) niedopasowanymi puzzlami, klockami które może są kiepskie ale na chwilę by to moje dziecię ucieszyły ale.. za jakieś 3 lata (moja córka ma trochę ponad 2 więc hello?). Do tego jakieś dziwne breloczki itp (bo u babci żeby nie płakała to jak się zabawiła chwilę to dostała na wynos). Jest takich rzeczy trochę. Albo dawanie dziecku na urodziny w czerwcu (dłuższy okres 25-28 stopni) na początek lata swetra wełnianego :/ Czemu nie na Mikołajki? (po rozmiarze przypuszczam że na tamtą dziewczynkę mógł być już za mały – a z metką to jak na naszą większy to damy na urodziny). Nie mam pojęcia co z tym wszystkim robić. gdzie trzymać itd. Ja podpytuję rodziców dzieci, albo same dzieci (łącznie ze swoim). Na Mikołajki i Święta wszyscy (! od dzieciaków które już w Mikołaja nie wierzą po mamy i siostry) robimy listy do „Mikołaja” i rozsyłamy między sobą więc każdy dostane na pewno coś o czym bardzo marzy albo jest mu po prostu potrzebne a przy okazji po konsultacjach nie dublujemy się 🙂 i dodatkowy plus jest taki, że można kupować już wcześniej trochę a nie dzień przed Wigilią 🙂 i wiesz co? Nasi mężowie sami podpowiadają co za nich wpisać na listę i bardzo ale to bardzo często jest tak, że każdy chce nowe skarpety 😉 Pozdrawiam
U nas nie ma takich problemów. Każdy się pyta z rodziny co dzieci lubią i co jest ” na topie” .Na szczęście; )
Urodziłam się w czasach, kiedy nic nie było (rok przed Tobą, Matko). Nie pamiętam wiele z wczesniego dzieciństwa, ale pamiętam prezenty od dziadka. Przynosił mi książki i Bobo Fruty, a jak miałam 3 czy 4 lata, „pożyczył” moim rodzicom pieniądze na nowe meble do mojego pokoju.
Mam te meble do dziś. I to był jeden z najfajniejszych prezentów 🙂
A co do tych upominków na roczek, to zgadzam się, że wcale nie trzeba kupować dziecku jakichś cudów. Frajdę sprawi mu drobiazg, a resztę funduszy można przeznaczyć właśnie na lokatę albo na bon podarunkowy na ciuchy czy meble. W ogóle z tym roczkiem to się jakieś szaleństwo zrobiło…
bardzo wartościowe wskazówki!
Jestem świeżo po Świętach z rodziną, a więc i z dziećmi – całe szczęście, że chyba jesteśmy wyjątkiem, bo nie przypominam sobie sytuacji, w której dorośli kupowaliby dzieciom jakieś zupełnie od czapy prezenty. Np. w tym roku kupiłam młodszej kuzynce Zniszcz To Pudło, chociaż nie podejrzewałabym, że w wieku 17 lat będzie chciała bawić się w takie rzeczy 😉 No ale gdybym się nie spytała, co chciałaby dostać mogłabym stać się którąś osobą z twojej listy – aż ciarki mnie przechodzą 🙂 Dla najmłodszego siostrzeńca o mało co nie kupiłam słodkiego misia, ledwo się powstrzymałam, a okazało się, że chciał jakiś mały zestaw lego – naprawdę warto myśleć o dzieciach i ich potrzebach!
Moja teściowa łączy w sobie wszystkie typy:
1. Typ bezdzietni: zawsze wie najlepiej czego potrzebują dzieci – przede wszystkim słodyczy. Przy każdej wizycie 3 jajka niespodzianki, trzy paczki gum, 3 lizaki. To wszystko dla jednego dziecka! Bo przecież dziecku się należy. A że dziecko jest chude i mało je to trzeba mu dawać dużo słodyczy, bo są kaloryczne to trochę przytyje.
2. Typ łowca okazji: przed każdą wizytą u nas zalicza wizytę w Biedronce. Kupuje to co akurat jest. Jakieś tablice tekturowe z wzorami geometrycznymi, tablicą okresową pierwiastków, książkę o rozchodzeniu się światła (dla 3 latka). Potem za każdym razem przychodzi i pyta czy już mama mu tą książkę przeczytała. A jak jej ostatnio napomknęłam, że teraz w Biedronce będą Lego, to stwierdziła, że już Lego mamy, więc więcej nie potrzebujemy. Kupiła więc pluszaki.
3. Typ żony Hollywood: Teściowa jest bardzo zamożną osobą i często kupuje zabawki tylko dlatego, że są drogie, albo duże. Kiedy syn miał 11 miesięcy dostał wielkie akumulatorowe auto terenowe z wielkimi karabinami na masce, grające chińskie disco polo. Było największą „zabawką” w sklepie
4. Typ czasołapacze: Jak już zdarzy się, że nie zdąży do Biedronki, to przynosi coś ze swojego sklepu mówiąc: Babcia nie miała czasu ci nic kupić fajnego, to masz to ( i tu wręcza jakąś pierdołę )
Teściowa odwiedza nas w każdy weekend, więc tych nietrafionych prezentów jest naprawdę sporo. Części mogę się pozbyć, bo dziecku też nie odpowiadają. Gorzej z autkami, autami i AUTAMI. Tych wyrzucić się nie da, bo Młody wielbi auta miłością ogromną. Mam duży dom, a te auta już nam wychodzą z każdego kąta.
Pod tym względem lubię moją mamę. Przeważnie pyta się co kupić Młodemu z jakiejś okazji. Zawsze mam jakąś listę tego co chciałabym, żeby moje dziecko miało, więc ona sobie z tego coś zawsze wybierze. A prezentów z tylko z okazji odwiedzin z reguły nie robi. Przed Mikołajem wysłałam teściowej tą samą listę. Stwierdziła, ze nie ma czasu na to spojrzeć i mamy sami kupić co chcemy, a ona da pieniądze. Wkurzające, ale przynajmniej nie ma w garażu quada ( bo od jakiegoś czasu nas tym straszy ), tylko fajną grę.
Znam ten ból super prezentów. Moje dzieci mają babcię (matkę wielu dzieci, babcię wielu, wielu wnucząt). Teoretycznie powinna mieć doświadczenie z czego dzieci się ucieszą. W praktyce moje dzieci od urodzenia dostają ceramiczne figurki (które się tłuką przy lekkim uderzeniu i są bardzo niebezpieczne, więc leżą schowane w schowku i pewnie już tam zostaną do końca swoich dni), obrazki (mamy skosy, a co za tym idzie brak możliwości powieszenia czegoś na ścianie) oraz pieniądze (wręczone z tekstem „kup im pieluchy, mimo, że młoda od pół roku korzysta z WC). Na ostatnie (3) urodziny młoda od babci dostała kasę, a w zasadzie babcia dała kasę tacie, tata włożył do portfela i wydał na zakupy i tym samym młoda nie dostała NIC. No cóż… dobrze, że ma jeszcze rodziców i drugich dziadków.
Ożżżż, a ja myślałam, ze tylko nasza córka dostawała przy każdej okazji ceramiczną figurkę („a takie coś miałam w domu, to przyniosłam”), a że miała już 1,5 r. to odebrać sobie łatwo nie dawała, za to dramat, jak się stłukła. Dziwię się,że tak wolno się tłukły te figurki, teraz jestem znacznie bardziej asertywna, więc i tłuczenie przebiegałoby sprawniej 😀 Ale po wielkiej awanturze, bo przecież dobrych babcinych chęci nie doceniamy i odmawiamy przyjemności obdarowywania, figurek na razie nie otrzymujemy. Za to chińskie badziewie i owszem albo wątpliwej urody prlowskie drobiazgi po tatusiu. Tłumaczenie, prośby i groźby – jak grochem o ścianę. Przecież tanie było, to babcia wzięła kilka sztuk. A że się rozpadło od razu? No to co, możemy wyrzucić. Czyli w oczach dziecka – dobra babcia, która przynosi prezent i źli rodzice, którzy odbierają badziewie i wyrzucają. Na argumenty słyszymy rozmaicie: albo że przecież dziecko się cieszy, albo że nie doceniamy starań babci (to zawsze), albo przytaknięcie, że oczywiście jakość, uroda, wystarczy mało zabawek itd. bez jakiegokolwiek przełożenia na postępowanie… A najbardziej dobija mnie babcia, która przynosi kolejnych 6 pierdółek, po czym łapie się za głowę na środku naszego mieszkania, że „oj, ile to dziecko ma zabawek”. Ciekawe, kto je kupił? No, ale przecież zawsze można schować część… Oczywiście, mam za dużo wolnego czasu i za dużo wolnego miejsca w mikroskopijnym mieszkaniu, więc będę się zajmować jeszcze pakowaniem i chowaniem. Badziew chowam do śmietnika, a nadwyżki zabawek oddaję pani, która opiekuje się biednymi rodzinami. Poza tym zastrzegłam, ze prezenty wielkogabarytowe zostają u ofiarodawcy, dziecko się pobawi, jak przyjdzie w odwiedziny.
Moja siostra z kolei, kobieta inteligentna i zżyta z siostrzenicą, potrafi palnąć, że ło tam, szkodliwy plastik, powietrze też jest szkodliwe, powtarza argumenty o chowaniu i wyrzucaniu (to po co kupować???niech mi dadzą te pieniądze, to sobie schowam gotówkę lepiej), i że jak nam babcie przynosiły, to się cieszyłyśmy (PRL, pustki w sklepach, więc upominkiem była zwykle czekolada,a babcie poza świętami i urodzinami odwiedzały nas kilka razy w roku, a nie raz w tygodniu, więc dopływ zabawek był znacznie mniejszy).
A jeśli chodzi o niedopasowanie do wieku to prym wiodą nasze firmy – prezenty mikołajkowe dla niemal trzylatki to miękkie klocki 18+mies. i zestaw słodyczy (alergiczka, nic nie może zjeść, nawet jakbym ją chciała cukrem karmić).
Jednym z najczęściej wspominanych urodzinowych (z lipca!) prezentów przez mojego 4 latka jest… wycieczka z ciocią i wujkiem do ZOO! 🙂 Czas to najlepszy prezent, jaki można dziecku podarować.
Zgadzam się bezgranicznie z tym, że o prezent dla dziecka warto pytać rodziców lub samo dziecko. Rodzice, którzy rozmawiają ze swoimi dziećmi będą wiedzieć, co podpowiedzieć – to fakt! 🙂
ja wielu ubrań używanych nie dostaję. Teściowa ma talent do szukania w szmatekstach prawdziwych perełek. Cuda po prostu przynosi, potem po mojej córce i synu wędrują dalej, jesli któraś koleżanka chce je przejąć. Z zabawkami bywa różnie. W tym roku sie składamy na jeden duży i drogi zestaw Lego. dzieciaki uwielbiają, nas nie stać, dziadków też nie, tak samo ciotki i wujów, dlatego zamiast kupować tonę rożnych rzeczy będzie jeden duży i od wszystkich prezent. Dla dzieci to ie ma znaczenia, bo są w wieku odpowiednim, i wierzą w św Mikołaja 🙂 do tego, by jednak była radość z paczek będą tez kolorowanki z naklejkami, bo córka uwielbia, dla obu kredki i mniejsze resoraki dla syna, bo on uwielbia
Kilka razy zdarzyło mi się dostać w prezencie „zabawki, wystarczy tylko naprawić” ale że posiadam cos takiego jak kubeł na smieci i myśl, by moje dzieci były bezpieczne, dlatego takie „dary” lądowały zawsze w koszu. Tak samo ubrania po kimś (jesli juz się zdarzyło nam dostać) jeśli ich stan był delikatnie mówiąc bardzo zużyty.
Ja właśnie z tego powodu postanowiłam stworzyć serwis, gdzie można mieć swoje i dzieci wishlisty, które mogą oglądać członkowie rodziny i znajomi po dodaniu ich do mojego grona (po potwierdzeniu znajomości). Dzięki temu od niemalże roku przy wszelkich urodzinach, dniach dziecka i teraz przed świętami wszyscy wiedzą któremu dziecku i dorosłemu co kupić. Mega ułatwienie. Naprawdę działa więc zapraszam!! http://www.gifmi.pl 🙂
Dlaczego nie rozmawia się z dzieckiem przed Świętami o biednych dzieciach z domu dziecka i wspólnie nie pakuje się kilku zabawek/nadmiaru kredek/kolorowanek i itd. i nie organizuje się wyjazdu do takiego domu? Tłumacząc i uświadamiając, że nie każde dziecko ma tyle szczęścia, co nasze? (Tak, nie mam dzieci :P) Ot, taki szalony pomysł przyszedł mi do głowy, jako recepta na nadmiar.
Ooo, moja mama tak zrobiła. W sensie, naprawdę oddawałyśmy zabawki, bo nas było cztery dziewczynki, to i zabawek morze. To dziś pamiętam, jak w ostatniej chwili świsnęłam z przygotowanego kosza fioletowego dinozaura, bo w tamtym momencie sobie bez niego życia nie wyobrażałam. Ja wiem, że dzieci są lepsze niż dorośli i potrafią się dzielić – ale jest coś takiego, jak pierwotny instynkt chęci posiadania.
Albo też ja jestem zazdrosnym chciwusem, w co też nie wątpię 😀
Agnieszko, myślę, że sporo rodziców tak robi [ja z synem regularnie odkładamy zabawki „na oddanie”, w tym roku paczka rzeczy poszła na Szlachetną Paczkę, a syn sam pomagał mi pakować do kartonu], ale… ja nawet najgorszemu wrogowi nie oddam niektórych rzeczy, które dostałam w prezencie, więc te musiały iść na wyrzucenie. I o.
My mieszkamy w Niemczech, stac nas na nowe zabawki, ale co chwile sasiedzi w dobrej wierze przynosza nam stare, poobdzierane rzeczy nawet po swoich wnukach 😀 Czasem mysle sobie, ze maja nas za kompletną biedę z Polski zabitej dechami i ze bedziemy skakac z radosci, kiedy dostaniemy pogryzione przez cale pokolenia obcych dzieci zabawki do piaskownicy, gdy nowe kosztuja doslownie 3 euro komplet… A kiedy byly wystawki, sasiadka sprawdzala nasze rzeczy wystawione przed domem, czy czasem nie wyrzucilismy czegos od niej 😀 Przwidzialam to i leza dalej nieuzywane w szafie, ale gdyby cos znalazla, to by byl skandal na cala okolice 😀
Klocki podróby i mnie doprowadzają do szału – niby dostajemy te, które pasują, ale jakość nie ta i albo konstrukcja się nie rozklada albo rozpada. Ot nikt nie pomyśli ze właśnie jakość ma przy dziecku znacznie. Plagą u nas są też prezenty z puli zbyt wcześnie – cześć bliskich nie zapyta czy zainteresowanie się zmieniło, a to u małych dzieci się zdarza.
Uważamy tez ma rozmiar prezentu – moje dzieci mają duży pokój, ale jak od każdego dostają duże zabawki to i tak miejsca do zabawy brak. A ja nie wiem jak do pokoju wielkości solidnej sali przedszkolnej wstawić drugie łóżko.
Mnie jeszcze przychodzi do głowy kategoria zabawek na przyszłość. W te pułapkę wpadliśmy jak synek był malutki. Zamiast kupować coś dla dziecka na już kupowało się bo za kilka miesięcy się przyda. Dziecko prezent pp rozpakowaniu irytował, za tych kilka miesięcy juz nie był tak atrakcyjny. Zaś na następną okazję za tych kilka miesięcy znów ten sam dylemat.
Kredki i kolorowanka to u nas częsty prezent. Na tyle częsty, że przestałam go uznawać za bezpieczny i sensowny. Bo też ile kredek może mieć dziecko? Ile kolorowanek sprawi radość maluchowi, szczególnie jeśli ten za tą formą aktywności nie przepada? I w ten sposób mam skład kolorowanek z pokolorowaną jedną kartką – czyli ani wyrzucić ani zostawić.
Podobnie mam ze słodyczami – mój maluch dostaje tego tyle, że cała nasza rodzina nie jest w stanie przejeść. Juz nie wspominając, że tu też liczy się głową – czekolada z całymi orzechami niekoniecznie jest dla dwulatka. Juz o preferencjach dziecka czy rodzica nie wspominając.
Dla mnie dobrym prezentem są książeczki z zagadkami – takie z puli tu przyklej, tam dorysuj, bo nawet jeśli maluch juz taką miał to za chwilę juz nie pamięta, a jako jednorazowe nie gracą latami. Oraz latem zabawki do piasku – w mieście gubią się na potęgę.
Z częścią rodziny wdrożyliśmy tez system listów do Mikołaja, czyli pożądanych przedmiotów. Dzięki temu przed większymi okazjami może zaistnieć składka na prezent typu rowerek.
Ze sposobów na pozbycie się niechcianych zabawek pakujemy zbiorowo do pudła żeby zrobić miejsce. Pudło stoi na szafie jakiś czas. Potem albo wraca do obrotu bo malucha jednak zainteresowało albo może zmienić właściciela.
Zapraszam na http://www.gifmi.pl Tam można stworzyć listy prezentów także dla dzieci i udostępnić zaproszonym członkom rodziny i znajomym. Przy każdej okazji będą wiedzieli co dokładnie przyda się Pani lub dzieciom 🙂
No dobra, ale jak maluch skończy te magiczne 3 lata to prezent dobierać pod gust rodziców czy jednak dziecka? Bo ta paskudna tandeta, która przyprawia rodziców o natychmiastowego pawia i dreszcze może okazać się absolutnie ukochaną zabawką. I co wtedy? Pamiętam z dzieciństwa, że moje ukochane zabawki niekoniecznie były rzeczami gustownymi, wyrafinowanymi, rozwijającymi itp. Pieska, którego ciągnęło się na sznurku, a on jak się toczył po chodniku to przewracał oczami pamiętam do dziś. A podejrzewam, że niejeden rodzic darczyńcę pieska by pogonił jak najdalej 🙂
wtedy bierzesz pod uwagę to, czy dana zabawka to „tandeta”, czy tandeta. „tandeta” to po prostu zabawka bezpieczna ze wszelkimi atestami, z odpowiedniego plastiku itd, ale tandetna wydaje sie rodzicowi, że niepotrzebna itd, jak wspomniany przez Ciebie piesek. Zaś prawdziwa tandeta, to po prostu badziewie, które łamie się od razu po tym jak uderzy o ścianę, plastik dodatkowo łamie sie w tai sposób, że połamane cześć mogą zrobić dziecku krzywdę, odbarwia się itd, to nie jest bezpieczne.
No i jest jeszcze dźwięk. Co z tego, że grające pianinko sprawi dziecku duzo frajdy, skoro po 2 dniach słuchania tej kociej muzyki rodzic jest zmuszony „zepsuć” paskudztwo, by więcej juz dźwięków nie wydawało? Trzeba tez myśleć. Tak samo jest z klockami. Lego duplo jest, friends itd, trzylatek może pałac milośćią dla jakiejś konstrukcji, ale klocki które nie będą dostosowane do jego wieku mogą przy budowaniu sprawic mu mega trudność i zabawka zamiast przynosić radość będzie denerwować, poza tym maleńkie klocki to ni zawsze dobry pomys dla małego dziecka 🙂
O tak. Czas to najlepszy prezent. Bardzo mi szkoda że ciocia mojego synka woli mu kupic mleczna kanapke niż poprostu przyjść i posiedziec i pobawić sie z nim.
Ja dla swoich 6 i 4-latków kompletuję skrzynki z narzędziami (prawdziwymi). Wiem czym potrafią i lubią majstrować, więc im kupię odpowiednie do ich umiejętności.
Rewelacja! Jak moi podrosną, to poproszę Chłopa, żeby im takie prawdziwe zrobił, bo Kosma na razie operuje plastikowymi 🙂
Mam 19 lat, więc wypowiem się z punktu dziecka. 😉
Pamiętam kilka używanych zabawek, które dostałam. Było widać, że ktoś już się nimi (długo i intensywnie) bawił… bodajże pięcioletniej mnie było tak strasznie przykro, że dostałam takie gówno – nawet sobie nie wyobrażacie. Wszystkie takie zużyte prezenty „z dobrego serca” lądowały w koszu na śmieci – mama nie musiała mnie specjalnie namawiać. Nie dlatego, żeby byłam rozpuszczonym bachorem. Po prostu nie potrzebowałam tej poszarzałej pandy bez oka, bo na półce miałam pięknego, beżowego, KOMPLETNEGO, pachnącego i czystego misia. To samo z podróbkami – ciotka kupiła mi „lalkę Barbie” która koło prawdziwej Barbie nawet nie stała. Byłam mała, ale nie głupia, wiedziałam, że to nie jest ta lalka tylko jakaś podróbka. Pobawiłam się nią może 2 razy. Co ciekawsze – podróbka została kupiona nie dlatego, że brakowało wtedy kasy w rodzinie – raczej za tę samą cenę ciotka wolała dorzucić jeszcze wyroby czekoladopodobne i kiczowatą, brokatową suknię dla podrobionej Barbie, bo wydawało się, że prezent jest większy. Szkoda tylko, że koszmarnej jakości i co najgorsze – wcale się nie cieszyłam. A na głupie pytanie czy prezent mi się podoba (choć wyraźnie widać że nie) odpowiadałam… że nie wiem jeszcze, bo się nie bawiłam/nie spróbowałam czekolady/inna wymówka ;p. Tak samo dostałam trochę ciuchów po kimś – strasznie je omijałam, potrafiłam płakać (!) żeby nie musieć ich zakładać nawet do przymierzenia. A mama nie zmuszała, bo miałam w szafie inne, lepszej jakości i ładniejsze rzeczy.
Pamiętam jak raz to moja mama chciała podarować swojej koleżance ciuchy po mnie (dla jej córki). Ładne, zadbane, wyprane, niezniszczone. Na początku ta koleżanka mówiła, że nie, nie potrzebuje itp. ale kiedy je zobaczyła – oczy się jej zaświeciły, natychmiast zmieniła zdanie i wzięła wszystkie! Pewnie ludzie ją przyzwyczaili, że ciuchy 'po kimś’ są szare, brzydkie, znoszone, niemodne i z dziurami bo i takie ludzie potrafią dać. To, że ktoś jest biedny nie znaczy, że chce, żeby jego dziecka chodziło w łachmanach otrzymanych od ludzi „dobrej woli”.
A moja chrzestna mieszkająca jakieś 20 metrów od nas przestała nas odwiedzać bo – uwaga – nie wiedziała, jakie prezenty mi kupować. Zawsze, ale to zawsze prosiłam ją, żeby mi coś narysowała, bo potrafiła ładnie przerysować jakiegoś pieska czy księżniczkę. Mogła przychodzić z pustymi rękami i rysować te księżniczki moimi kredkami a ja dosłownie skakałabym z radości.
Obiecuję oficjalnie, że kiedy moim znajomym urodzą się dzieci będę kupowała tylko dobre, przemyślane prezenty po konsultacji z rodzicem.
Znam z autopsji. Również dostałam podróbkę lalki Barbie i pamiętam rozczarowanie, ale dzisiaj wiem, ze rodziców nie było stać na prawdziwą Barbie. Tego błędu nie popełnili z kucykami Pony, więc ślicznym konikiem mogłam bawić jedynie u koleżanki (która ich nie znosiła i bawiła się ze mną rzadko :D) i do dzisiaj mam jakąś tęsknotę za kolorowym kucykiem 😀
Natomiast ubrania szykowała koleżanka mojej Mamy, bardzo dobrze sytuowana. Wiele z nich było bardzo ładnych. Lubiłam dostawać te ubrania, bo Mama pozwalała mi wybrać to, co mi się podoba i w czym dobrze wyglądam (razem podejmowałyśmy decyzję).
Obecnie ubieram się również w second handach i czasami widzę w nich tak piękne ubrania dziecięce, prawdziwe małe dzieła sztuki! za bardzo przyzwoite pieniądze. Moim zdaniem nie warto inwestować w ubrania dla dziecka, co się nie zniszczy i nie zaplami, to i tak wyrośnie.
Matko! Twój tekst jak zwykle idealny i właśnie wysyłam go kilku takim dobry darczyńcom, bo święta tuż tuż, a ja nie mam zamiaru wygrzebywać się z graciarstwa do lata 😉
🙂 Zapraszam zatem na http://www.gifmi.pl aby uniknąć takich sytuacji jak wspomniane w artykule.. Niestety też często miałam dom zawalony „rupieciami”, ale odkąd moje dzieci (i ja także) mamy swoje listy prezentów na gifmi.pl nie mamy już tego problemu. To naprawdę działa. Polecam z całego serca!
Aneto, zamierzasz pod każdym komentarzem zapraszać na swój serwis? To już trzeci, a komentarze to nie darmowa reklama 🙂
Wiem jaki to stanowi czasem ogromny problem (te niechciane szczególnie w przypadku dzieci prezenty)… Chciałam tylko podpowiedzieć że jest wyjście z takiej sytuacji. Pisząc komentarz nie stosowałam nawet zasady „kopiuj/wklej” z szacunku i każdy komentarz pisałam oddzielnie.. Przepraszam za nadużycie. Komentarze skasowane.
Jak już ktoś czyta komentarze, to czyta wszystko. Raz wystarczy, serio 🙂 Gratuluję serwisu i odwagi by działać na własną rękę 🙂
Dziękuję. Błąd naprawiłam, w pierś się uderzyłam i nie pobłądzę drugi raz 🙂 Przepraszam i życzę przyjemnego popołudnia
O taaak klocki każdy z innej parafii… Skąd ja to znam.. Nie zapyta nikt o markę tylko bierze co popadnie. Nie ważne, że nic sensownego sie nie zbuduje bo jeden do drugiego nie pasuje, no ale przecież LICZY SIĘ GEST!!!
Z prezentów hitów my właśnie odkryliśmy PIASEK KINETYCZNY!! No hit:):)
A na mikolajki dziadki zabrały wnuczkę( 4l) do kina ! 🙂
Na piasek kinetyczny to ja się czaję już długo, ale poczekam na „po świętach” na razie i tak non stop jakieś podarki 😀
Mam chrześnicę, obecnie w II klasie podstawówki. Staram się, odkąd się urodziła, poświęcić czas na znalezienie czegoś, co będzie ją cieszyć – na chrzest kupiłam dużego misia Bukowskiego, który został zakochany na śmierć. Klocki Fisher Price, bo ponoć dzieci się od nich robią mądrzejsze. Skrzydła wróżki i różowe tutu, bo w przedszkolu był bal przebierańców, a dziewczę kocha róż. Lalkę Monster High, bo inne dziewczynki miały, to moje dziecko też musiało mieć przecież. Miliony spinek do włosów, gumek i opasek z Frozen, bo przecież to się gubi i zużywa, a Frozen musi być. Książki z bajkami, bo książki być muszą. Twister z boomboxem, bo uwielbia tańczyć do muzyki i śpiewać. Lego. Play-Doh. Słownik do nauki angielskiego z Frozen ostatnio.
A teraz na święta wiozę sukienkę z Frozen, bo kolejny bal przebierańców już niebawem 🙂
Przegięłam pałę tylko raz, jak kupiłam jej cymbałki. Mała się cieszyła, moja kuzynka na początku też, ale potem jej przeszło 😀
Ale wychodzę z założenia, że wolę kupić coś rzadziej, a dobrej jakości i praktycznego najlepiej. Fakt, że trochę rekompensuję sobie to, że nie miałam piętnastu zestawów Play-Doh i 10 Barbie, ale Majka też nie ma – gusta zmieniają jej się szybko, więc muszę być na bieżąco i regularnie pytam, co jest obecnie na topie w jej życiu. Ostatnio podrzuciłam jej swojego starego laptopa, zeby nauczyła się obsługiwać komputer – jak go opanuje, dostanie lepszy. A póki co myślę o tym, żeby w ramach prezentu komunijnego wysłać ją na obóz językowy dla dzieci za granicę. Albo zabrać na weekend do Disneylandu, o ile Francja się uspokoi.
Jaka ciocia <3 Zazdroszczę chrześnicy!
Ależ masz wspaniały kontakt z Majką! Super 🙂
Mieszkam w innym mieście, więc staram się, jak mogę – moja własna chrzestna olewała sprawę i pojawiała się w moim życiu niesłychanie rzadko, a do tego była, powiedzmy sobie to wprost, skąpa (chociaż dość zamożna), więc szału nie było ;]
Poza tym ja serio uwielbiam kupować te zabawki <3
Marzenie mam jedno, chwila spokoju w święta i Sylwestra, mąż, dzieci i ja. Nie uda się! Cóż, jakoś się pozbieram.
Z nietrafionymi prezentami nie mam problemu. Trafiają tam gdzie ich miejsce, do śmietnika.