To jest wpis techniczny. Czyli zapewne zobaczysz go pod każdym komentarzem na mojej grupie, w którym ktoś zadaje pytanie, jak nauczyć swoje dziecko czytać. Ciężko mi raz po razie powtarzać, co o tym myślę, więc napisze teraz porządnie. Jest mnóstwo rzeczy, których możesz zrobić, zamiast uczyć dziecko czytać i pisać.
Ale najpierw wyjaśnienie:
Czemu tak się uparłam, żeby nie uczyć dziecka czytać i pisać zanim pójdzie do szkoły?
Bo się uparłam. I nie uczyłam ani jednego, ani drugiego syna. Czemu? Bądźmy szczerzy – bo jestem leniwa. Nie lubię robić nic, co nie ma większego sensu. A badania wykazują, że uczenie dzieci czytać przed piątymi czy szóstymi urodzinami sensu nie ma. Dość dokładnie opisała to autorka bloga Edukowisko i jej wpis, całkowicie oparty na badaniach naukowych, jest wszystkim, co powinnaś wiedzieć o tym, czemu nie warto się spinać z tą całą nauką literek, czytania i pisania.
Solidne badania przeprowadzone przez doktora Suggate w Nowej Zelandii pokazały, że nie istnieją żadne różnice pomiędzy dziećmi, które nauczyły się czytać się w wieku pięciu lat, a tymi, które zaczęły czytać wieku lat siedmiu czy ośmiu. Zaintrygowany tym tematem Suggate przeanalizował również dotychczasowe badania, które zajmowały się związkiem pomiędzy wczesną nauką czytania, a późniejszymi sukcesami szkolnymi. Żadne z przeanalizowanych przez naukowca badań nie wskazywały na to, że istnieje jakakolwiek zależność pomiędzy wczesną nauką czytania u dzieci poniżej piątego roku życia a ich późniejszymi osiągnięciami szkolnymi. [fragment, Edukowisko, „O co chodzi z tym czytaniem”, z 24.03,2019 roku].
Istnieją również badania, które udowadniają, że naciskanie na tę naukę i wprowadzanie jej za szybko, przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Dowodzą tego badania np. Rebecci Marcon, która porównała w długoterminowej perspektywie powodzenie w nauce pomiędzy dziećmi, które rozpoczęły naukę czytania/pisania/liczenia w przedszkolu, do tych, które w przedszkolu się bawiły. Pomimo tego, że na początku szkoły dzieci z grupy uczącej się w przedszkolu lepiej sobie radziły, to po kilku latach edukacji nastąpiło swoiste odwrócenie- w wieku 9-10 lat dzieci, które w przedszkolach się bawiły wykazywały lepsze wyniki w nauce i lepiej sobie radziły w szkole. W innych badaniach, zapoczątkowanych w 1967 roku przez Davida Weikarta, uczniowie byli obserwowani od czasów przedszkola aż do czasów studiów. Okazało się, że wieku 23 lat, pomiędzy uczniami, którzy szybko byli nauczani umiejętności akademickich, a tymi, którzy doświadczali nauki poprzez zabawę, nie było żadnych różnić istotnych statystycznie jeśli chodzi o poziom osiągnięć szkolnych. Jednak badania pokazały, że uczniowie, którzy w dzieciństwie podawani byli dyrektywnemu nauczaniu czytania/pisania/liczenia, w późniejszych latach częściej borykali się z wieloma problemami emocjonalnymi. [fragment, Edukowisko, „O co chodzi z tym czytaniem”, z 24.03,2019 roku].
No ale. Badania swoje, a rodzice swoje. Bo panuje przekonanie, że lepiej, jak dziecko będzie umiało wcześniej, szybciej i że wtedy będzie mu łatwiej w życiu. Ja się nie znam [dlatego odwołuję się do badań i mądrzejszych ode mnie ludzi], ale na moje oko to trochę kiepsko wyszliśmy na tym, że starszy syn już w wieku czterech lat trafił do grupy starszaków i bawiąc się z nimi, słuchał, jak prowadzone są zajęcia, rysował literki, uczył się ich przez samą obserwację i aktualnie w pierwszej klasie jest dramat, kiedy musi w domu robić cokolwiek związanego z kaligrafią. Wszystko inne nie sprawia mu problemu, a kaligrafia wywołuje takie nerwy, że dom drży w posadach. Bo on to już umie, bo to jest nudne, bo on już książkę swoją napisał, a musi pięć razy ten sam wyraz przepisywać, zamiast kreatywnie dopisywać do wyrazu całą historię.
Nie uczyłam, a i tak się nauczył…
Nie zawsze tak to się musi kończyć, ale bardzo często dzieci, które wchodzą do pierwszej klasy z całym spektrum umiejętności, zwyczajnie się w szkole nudzą. Przy czym bardzo starałam się nie naprowadzać starszego syna na pomysł nauki samodzielnego czytania. Coś tam się bawiliśmy, ale raczej na zasadzie zabicia czasu, sprawdzenia jakiejś nowej metody, niż na jakiejś regularnej praktyce „masz i czytaj” – na palcach jednej ręki mogłabym policzyć te momenty. Nie zmuszałam do nauki. Nie zachęcałam nawet. Sama mu czytałam i czytam do dziś. Efekt? W pierwszej klasie syn opanował czytanie tak samo szybko jak inne dzieci. I w sumie nie wiem, które umiały czytać przed pierwszą klasą, a które nauczyły się dopiero w roku szkolnym. Nie widać jakiejś różnicy.
Za to moje polonistyczne serce radzi każdemu rodzicowi: to, że dziecko przeczyta jakąś książkę, czy to niemowlę, czy dwulatek, czy czterolatek, nie znaczy, że on tę książkę zrozumie i że ona zrobi mu dobrze. Niektórzy psychologowie wręcz ostrzegają, że zbyt duża liczba informacji w za młodym wieku może zwolnić naturalny rozwój mózgu. Dlatego nie panikuję, że syn jeszcze nie chce książek połykać i woli słuchać audiobooka lub mojego głosu. Na czytanie przyjdzie czas.
Bo to jest tak: żeby zrozumieć treść nawet prostej książki przy samodzielnym czytaniu, trzeba mieć sporą wiedzę. Przede wszystkim, trzeba znać wszystkie wyrazy i ich znaczenie, trzeba wiedzieć, jak te wyrazy się intonuje, trzeba umieć połączyć to, co się czyta, ze zrozumieniem treści.
To jest ogromna praca mózgu!
Nie bez przypadku listę lektur układa się w szkole odpowiednio do klas. To również nie przypadek, że wiele lektur szkolnych zrozumiałam dopiero czytając je na studiach – mój mózg był dojrzalszy i mądrzejszy, żeby pewne rzeczy zrozumieć. I to także nie przypadek, że wiele dzieci czyta po kilkakroć tę samą książkę lub wraca do tej samej, którą czytały rok czy dwa lata wcześniej. Ten rok czy dwa to już kompletnie inne rozumienie czytanego tekstu, inne spojrzenie, inne odczytanie motywów bohaterów, bardziej dogłębne rozumienie szczegółów.
A co na pytanie, czy uczyć dziecko czytać i pisać, odpowiedzieli mi nauczyciele?
Zapytałam na mojej grupie dziewczyny, które uczą w klasach 1-3, jak ich zdaniem to wygląda. Na moje pytanie odpowiadały mi na messengerze, nie konsultowały ze sobą odpowiedzi, choć trzeba przyznać, że na mojej grupie są głownie dziewczyny praktykujące Rodzicielstwo Bliskości, więc wspólną podstawę filozofii mają.
Joanna, nauczycielka: Lepiej, jeśli dziecko uczy się czytać w szkole, bo jeżeli nauczy się źle odczytywać litery pod względem fonetycznym (a to zdarza się bardzo często), to potem bardzo ciężko jest to zmienić A rzutuje na dalszą naukę. Dodatkowo ciśnienie od przedszkola żeby dzieci czytały nie uwzględnia tego, że nie są one po prostu na to gotowe. Należy pamiętać, że u dzieci 6 letnich (a takie chodzą do oddziału) dominuje uwaga mimowolna, dzieci takie nie zawsze mają określoną lateralizację. Zmuszanie do czytania, a nie daj buk krytyka i skupianie się na niepowodzeniach, może dziecko 6 letnie skutecznie zniechęcić
Jedna z dziewczyn podpytała nawet na grupie nauczycieli, jak sądzą, czy uczyć dziecko czytać i pisać przed pierwszą klasą. Odpowiedzieli prawie jednogłośnie, podkreślając, że jeśli rodzice nie są nauczycielami wczesnoszkolnymi, to nie nauczą dziecka dobrze kierunku pisania liter i ich łączenia. Kilku z nich podkreśliło, jak duży problem mają, gdy dziecko uczy się czytać literki eM, Be, eS, a potem dziecko pisze bczka albo czyta eMama. O wiele trudniej potem wyjść z takich nawyków i powoduje to problemy w szkole.
Czego warto nauczyć małe dziecko, zamiast literek, żeby miało lepszy start w życiu?
I podkreślę to jeszcze raz – rozumiem, że sporo rodziców myśli, że jak dziecko nauczy się szybko czytać, to będzie mieć lepiej w życiu. Część z nich po prostu podąża za swoim dzieckiem i jego naturalną potrzebą i to też dobrze, bo zabranianie dziecku, które chce się uczyć, nauki nie jest mądre. Ale serio, bez względu na to, czy jesteś z jednej, czy z drugiej strony, nie zapominaj też o tych rzeczach, które bardzo pomogą twojemu dziecku, o wiele bardziej w tych pierwszych latach w szkole:
- czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj. Naprawdę, to nie idzie w las. Każda przeczytana przez ciebie książka to doznanie, którego potem już raczej dziecko nie doświadczy [znasz kogoś, kto czyta dorosłym dzieciom?] To też swoisty teatr połączony z żywą encyklopedią, bo jesteś w stanie zauważyć konsternację na twarzy dziecka, wyjaśnić, pomóc zrozumieć, możesz też odpowiadać na pytania. Na blogu jest cała kategoria „Nasza Biblioteczka”, na której pokazujemy wszystkie książki, które mamy i zapewniam, że znajdzie się tam masa pozycji, nie tylko do czytania, ale i do zabawy i rozwoju.
- rozmawiaj, rozmawiaj, rozmawiaj. Trudno jest rozumieć czytany tekst, kiedy ma się mały zasób słów. Oprócz czytania, gadaj, opowiadaj, pokazuj, pytaj. Baw się w słowne gry -> o kilku z nich pisałam tutaj.
- ucz uczuć. Pamiętam mojego starszaka, który mówić zaczął bardzo wcześnie, bardzo wcześnie zaczął chodzić, bardzo wcześnie rysować, bardzo wcześnie wszystko zaczął robić i nic tylko być dumnym, ale kiedy coś mu nie wyszło albo poszło nie po jego myśli, rzucał się na ziemie i tonął we wrzasku. Co z tego, że taki mądry i ogarnięty, jak sfera uczuć, ich kontrola, samoświadomość, jakie emocje nim targają leżała i kwiczała? Zresztą – dorośli mają problem z nazwaniem emocji, jakie odczuwają, nie wspominając o szczerej rozmowie o nich. A jak bardzo to ważne -> przypominam ten tekst. I naprawdę, jeśli chcesz, żeby twoje dziecko radziło sobie w życiu, to poradzi sobie wtedy, gdy będzie umiało rozpoznać, rozmawiać o swoich emocjach oraz umiejąc je kontrolować. O wiele lepiej niż inni sobie poradzi. To mu da podstawę do zdrowego funkcjonowania w przyszłości.
- rozwijaj małą motorykę. Żeby umieć pisać i czytać, trzeba przygotować całe ciało. Pierwsze lepsze dziecko da radę nauczyć się liter, ale po co, skoro to dziecko nie będzie umiało ich napisać, bo nie zdążyło sobie wyćwiczyć ręki malowaniem, klejeniem, wyklejaniem, rysowaniem, lepieniem, przetykaniem, celowaniem, ubijaniem, wałkowaniem i tymi wszystkimi rzeczami, które małe dziecko nie robi bez powodu, tylko właśnie po to, żeby nauka w przyszłości poszła szybciej i sprawniej?
Dużo zabaw z rozwijaniem małej motoryki [i dużej] znajdziesz w moim e-booku „150 darmowych zabaw dla dzieci”
- ucz życia. To jest ten moment, w którym możesz pokazać, jak smarować chleb masłem, jak skrobać marchewkę, trzeć na tarce jabłko, wypakowywać pranie, mieszać sałatkę, kroić warzywa czy owoce, myć okna wodą z octem, odkurzać, podlewać kwiatki, czy zamiatać zmiotką na szufelkę brudy. O obowiązkach domowych dwulatka już pisałam.
- zadbaj o jego doznania sensoryczne. Ja borykam się z Si, jak wiecie, już u dwójki dzieci. -> tekst o tym, co to jest SI tutaj <- Z powodu tych zaburzeń młodszy nie poszedł do przedszkola i myślę, że jakbym się uparła, to bym była w stanie wyuczyć go literek, bo od brata nauczył się już wiersza „Abecadło”, ale co by mi to dało, jeśli umiałby literki, ale nie był w stanie przebywać w grupie dzieci dłużej niż 20 minut? Od roku intensywnie ćwiczymy, oprócz -> standardowych zabaw <- dochodzi do tego jeszcze terapia i efekt jest taki, że pierwsze po niemal roku wejście do przedszkola trwało cztery godziny, obyło się bez spięć i nie przypominało w najmniejszym stopniu tego kociokwiku i szału, jakiego doznaliśmy w zeszłym roku we wrześniu.
- i słuch na wszelki wypadek.
- jeśli masz do czegoś zmuszać, zmuszaj do biegania, skakania, zabawy i jeszcze raz biegania. Naprzemienne ruchy chociażby podczas jazdy na biegowym rowerku czy w ogóle samo bieganie maksymalnie wspiera rozwój. Zachęcaj do tego bardziej niż do nauki czytania. Na tę naukę przyjdzie czas.
Język rzeczy ważniejszy niż język słów? To uczyć dziecko czytać i pisać, czy nie?
Jeśli mam to wziąć na logikę, to myślę sobie tak – uczyć nasze dzieci będą się przez osiem lat podstawówki i cztery lata liceum. Jak im się będzie chcieć, to jeszcze studia do tego dojdą. To masa czasu poświęcona nie tylko pisaniu i czytaniu, ale przede wszystkim ogromnemu wysiłkowi psychicznemu i fizycznemu. Czepiając się tego uczenia literek i czytania, nie czepiam się rodziców, którzy twierdzą, że to ich dziecku pomoże. Ja po prostu czuję, że to trochę jak kupowanie auta bez zrobienia prawa jazdy. Niby możesz jechać, ale nie do końca wiesz jak. I tak, wiem, że istnieją samouki, które wsiądą i pojadą. Niestety to odsetek.
Moim zdaniem to też trochę marnowanie czasu. Czasu, które nasze dziecko ma tylko raz w życiu. Potem będzie szkoła i to czytanie nosem im wyjdzie. Teraz mają odpowiedni moment na to, żeby się odpowiednio psychicznie i fizycznie przygotować do tego okresu. Dlatego warto nie marnować tego dobrodziejstwa na coś, co i tak za bardzo nie pomoże i będzie tak czy siak przez następne lata szlifowane.
Ale warto skupić się na tych wszystkich elementach, żeby to szlifowanie poszło sprawnie i bez kłopotu. I nie – nie zmarnowałaś doszczętnie życia swojemu dziecku, jeśli nauczyłaś je wcześnie czytać. Daleko mi od takich osądów. Są dzieci, które chcą, lubią, mają potrzebę i nie spalisz przed nimi każdego wyrazu na drodze. Ale jeśli zastanawiasz się, czy zacząć uczyć dziecko, które oprócz zabawy, nie do końca jest chętne do zapamiętania albo jakieś tam rzeczy kuma, ale nie do końca – odpuść. Zajmij się tym, co najważniejsze i co wymienione w punktach. Dla swojego spokoju i jego dobra. Będzie miał czas się nauczyć. A zanim zrozumie, to jeszcze kupa wody w rzece upłynie.
Photo by Annie Spratt
Tekst o tym, czy uczyć dziecko czytać i pisać został opublikowany po raz pierwszy 25.03.2019 roku. Postanowiłam go zaktualizować, dodając wypowiedzi nauczycieli klas 1-3.