Są takie momenty w życiu, kiedy coś idzie nie tak. Przypalony obiad, zalana łazienka, stłuczone lustro, utopiony telefon… W domu pogrom, pożoga, sytuacja średnia, bo o ile ty sama potrafisz sobie poradzić ze szkodami, o tyle dziecko nie do końca potrafi zrozumieć ryzyko i to, że w tym akurat momencie nie powinno przeszkadzać. Dodatkowo tobie z nerwów serce zaraz wyleci z klatki, a ręce trzęsą ci się tak, że pokroiłabyś nimi szczypiorek. Jak to wyjaśnić dziecku? Jak przekonać, żeby nie plątało się między nogami?
Jasne, można latać, wrzeszczeć, wymachiwać rękami, fukać na dziecko, czy nie widzi, co się dzieje, przecież katastrofa, niech zrozumie, niech przestanie biegać, niech siądzie spokojnie, ale już!
Ale można też wyciągnąć schowany zestaw do zadań specjalnych, gdzie zadaniem specjalnym jest zajęte dziecko, a zestawem wszystko to, co mogłoby ucieszyć i zająć je na przynajmniej na pół godziny, byśmy mieli czas ogarnąć to, co trzeba.
Mnie ostatnio spotkała taka sytuacja… Adaś utopił mi mój nowy, trzydniowy telefon.
Nie muszę mówić, jak bardzo kipiałam w środku i na jakie rzeczy miałam w danym momencie ochotę? Niby się powstrzymałam od awantury [bo na kogo mogłam być zła? Na niemowlaka?], ale starszak głupi nie jest. W ogóle dzieci nie są takie głupie w tych sprawach – wyczuwają napięcie matki, są w stanie pojąć, że coś się z nią dzieje, mimo fasady uśmiechu. Więc uśmiech schowałam, wyjaśniłam jednemu dziecku, jak bardzo się zdenerwowałam, jak duży to dla mnie problem [jedyny telefon – jego strata, to brak możliwości zadzwonienia po karetkę, policję, gdziekolwiek, sprawy blogowe pomijam, bo brak komórki to tylko utrudnienie, z którym sobie poradzę, zajmie mi to więcej czasu, ale sobie poradzę].
Starając się uśpić Adasia, żeby jego drzemka dała mi czas na dojście do siebie, poprosiłam Kosmyka o suszenie telefonu, co wiedziałam, że nic nie da, ale przynajmniej zajmie go na chwilę i bardzo głęboko oddychałam. A kiedy Adaś zasnął, bez chwili namysłu wyciągnęłam z ukrycia pudło z zestawem specjalnym. Potrzebowałam chwili, żeby przez komputer skontaktować się z Chłopem, który miał wrócić za dwa dni, musiałam napisać mamie, że raczej do niej nie zadzwonię, więc niech przyjedzie, kiedy uważa i poprosi ojca o kupienie kilku rzeczy, bo, oczywiście, ja do niego w tej sprawie zadzwonić nie mogę. No i oczywiście znaleźć sposób, jak można uratować od zatopienia najnowszy model Huawei, bez najmniejszego sensu stworzony bez możliwości wyciągnięcia z niego baterii.
Kiedy ja zaczynałam się powoli miotać między komputerem a zamoczoną komórką, Kosmyk spędzał „ulubione chwile w życiu” [jego określenie]. Malował, układał, przyklejał i nikt mu się nie mieszał w paradę i nie mówił, że może część z tych rzeczy zostawi sobie na później.
Warto mieć takie nadliczbowe kolorowanki, malowanki, zagadki, wyklejanki, wydzieranki – coś, czego dziecko jeszcze nie widziało [dzięki czemu euforia nowością da nam przynajmniej 10-15 minut] i coś, co dziecko z pewnością zainteresuje, dzięki czemu zyskamy dodatkowe 40 do 60 minut czasu na ogarnięcie problemu.
W moim zestawie znalazły się naklejki Edu Stick uwielbianego przez nas Djeco. Ja sobie te naklejki zamierzam kupować do każdego zestawu specjalnego. Teraz testowałam je po raz pierwszy i zdały egzamin na piątkę. Edu Stick to zestaw naklejek i kart z zaznaczonymi miejscami, gdzie naklejki trzeba umieścić. Na górnej części kartki na biało zaznaczono elementy, które trzeba na dolnej części kartki uzupełnić. Wygląda to mniej więcej tak:
Jeśli ktoś nie lubi, kiedy jego dziecko bezmyślnie bawi się naklejkami lub jeśli nie podoba mu się, że dziecko nakleja je gdzie popadnie, bez żadnego sensu [niepojętego przez dorosłych, bo dla dziecka taka zabawa jest również wartościowa], to właśnie znalazł zabawkę idealną dla niego i ukochaną przez dziecko. Tu jest zadanie – bardzo konkretne, trzeba uzupełnić obrazki o elementy pokazane na górze. W zestawie jest ponad 100 naklejek i 30 kart, które zajmą dziecko i sprawią, że naklejanie nalepek będzie miało dodatkową wartość i znany dorosłemu cel. Kosmy spędził na zabawie jakieś 30 minut i nie wypełnił wszystkich kart. Resztę wypełniał następnego dnia i jeszcze następnego, a i tak trochę mu zostało. Zamierzam się w to zaopatrzyć w większej liczbie i trzymać na kolejną stresową sytuację.
KUPISZ TUTAJ
Tablica magnetyczna to chyba jedyna zabawka, jaką mamy, a która nie jest dostosowana do wieku Kosmyka. Ale kiedy przeczytałam, że to tablica magnetyczna, jakoś się nie bałam zaryzykować zabawki ponad wiek.
KUPISZ TUTAJ
To mocna tablica, którą można ustawić, dzięki kartonowym podpórkom i układać na niej giętkie magnesiki z robocikami i planetami i akcesoriami kosmicznymi. Wiem, że można też kupić taką tablicę baśniową, z domkiem dla zwierząt czy leśną wyprawą. U nas na topie są ostatnio robociki. Kosmyk dostał bzika na punkcie piosenek Story Bots i ostatnio obok samochodów na topie są robociki [które na początku nazywał koszami na śmieci]. Zresztą zobaczcie, ta piosenka naprawdę wpada w ucho, zawsze słuchamy jej przed wyjściem do przedszkola 🙂
[embedyt] http://www.youtube.com/watch?v=kvpPmHtZwOs[/embedyt]
Naklejki dla samych naklejek. Muszę wam powiedzieć, że nie mam nic przeciwko zabawom dziecka, które ja osobiście uważam, że nic dziecku nie dają. Jeśli coś zajmuje malucha na tyle, że nie może się od tego oderwać, to coś mu to jednak daje, więc jeśli to nieszkodliwe, staram się nie wtrącać. Naklejki są więc naszym wybawieniem, bo wystarczy mieć ich kilka, żeby zająć Kosmyka na chwilę. Muminki – oczywisty wybór. Już o nich pisałam przecież.
KUPISZ TUTAJ
Ach, kiedy trafiłam na te nożyczki, wiedziałam, że sprawią dziecku frajdę! Kosmyk jakoś przestał się ostatnio interesować wycinaniem, pomyślałam więc, że nożyczki z ciekawym wzorem znów go tego zachęcą. I miałam rację.
KUPISZ TUTAJ
Kredki Djeco miały być na prezent, ale wyciągnęłam je z pudła razem z innymi rzeczami i Kosmyk, oczywiście, musiał je przetestować. Od kiedy zużyliśmy nasze kamyczki, na których uczył się rysować i po przerwie malowania zwykłymi kredkami, wraca u niego powoli fascynacja kredkami w różnych kształtach – stożkowymi i zwierzątkami.
Grę Gęsi miałam podarować Kosmykowi na Dzień Dziecka, żebyśmy wspólnie sobie zasiedli i pograli, ale cóż. Z pudła wyciągnęłam wszystko, jak leci, Gęsi też tam były. Kosmyk najbardziej w planszówkach lubi to, że może sam sobie poukładać pionki i zasady, no to ok. On sobie układał, a ja walczyłam z telefonem, obiecując sobie, że do zasad gry zmuszę go w jego święto 🙂
KUPISZ TUTAJ
Przybijankę, pamiętam, kupiła kiedyś Kosmykowi babcia, ale Kosmyk był za mały na taką zabawę, gwoździki pogubił, elementy też. Został korek, który po jakimś czasie zniknął. Trochę się obawiałam, podając Kosmykowi nową przybijankę, ale na szczęście zaskoczyło. Dowiedziałam się też nowej zasady używania przybijanki – najpiere trzeba ułożyć elementy, a jak już się je ułoży, to wtedy trzeba je przybić. Jestem ciekawa, co na to budowlańcy 😀
KUPISZ TUTAJ
Naklejki wielokrotnego użytku to u nas hit nad hity. Już zamówiłam u babci Danusi kolejny zestaw na Dzień Dziecka. Pisałam o nich już tutaj i podtrzymuję zdanie. To rewelacyjna alternatywa dla zwykłych naklejek, bo te są wielokrotnego użytku – można je naklejać, odklejać, przeklejać na planszach, a jak się jakaś zgubi, to jest ich tyle, że na pewno wystarczą.
Mozaiki Kosmyk jeszcze nie skończył, a dałam mu ją w środę! Wczoraj moja siostra pomagała mu ją układać i powiedziała, że sama sobie taką kupi na odstresowanie do domu 🙂 Ciekawa opcja [i zajmująca] dla wszystkich dzieci, które lubią różnego rodzaju wycinanki, wyklejanki i zestawy artystyczne. Mogłabym się przyczepić, że zestawy z naklejkami nie są oznaczone i trzeba szukać w instrukcji, jaki kolor do jakiej liczby pasuje, ale jak już to znalazłam, to po prostu podpisałam markerem z drugiej strony i nie było problemu 🙂
KUPISZ TUTAJ
U mnie zdarzył się akurat nieszczęśliwy wypadek, ale zestaw do zadań specjalnych w tej lub podobnej formie, mam zawsze schowany na każdą inną sytuację, w której muszę, koniecznie muszę, zająć czymś dziecko. Wiem, wiem, jak się zepnę, to zawsze znajdę maluchowi jakieś kamyki, patyki czy cuś. Problem jest taki, że u nas te kamyki i patyki są na porządku dziennym, żeby dziecko naprawdę zająć potrzeba czegoś większego kalibru. Choć nie twierdzę, że jeśli wasze dzieci mają same wielkie kalibry w pokoju, to patyki ich nie zainteresują 🙂 Interesuje zawsze to, co jest rzadkie i wyjątkowe 🙂
Wyszukuję więc takie gadżety, które przydają mi się, kiedy muszę wykonać bardzo ważny telefon/ odpisać na bardzo ważnego maila i to szybko, w tej godzinie/ lub ogarnąć sytuację kryzysową, taką jak ostatnio. Jest to bardzo przydatne, bo dzięki temu, że Dasio zasnął, a Kosmyk majstrował spokojnie przy stoliku, ja mogłam się uspokoić, pogodzić ze stratą, spojrzeć się na wszystko z humorem i wreszcie – zrobić zdjęcia do postu, a już myślałam, że nie dotknę aparatu, bo… Adaś pogryzł mi ostatnio kartę, na której miałam piękne zdjęcia i kilka filmików na następne dwa posty 😀 Taki jest! Za 9 dni skończy roczek, a już zepsuł więcej rzeczy niż Kosmyk przez całe życie 😀
A wy macie jakieś zestawy specjalne? Co w nie wkładacie?
[linki prowadzą do zaprzyjaźnionych z blogiem sklepów]
Czemu, ach czemu nikt nie pokazuje takich fajnych atrakcyjnych zajmowaczy czasu dla ośmiolatka??? 🙁
Bo blogosfera parentingowa jest za młoda? 😀
Chyba tak….A szkoda:(
Dobry temat! I jednocześnie przypominajka, żeby pochowane w różnych miejscach zabawki zebrać w zestaw – i co ważniejsze pamietać o posiadaniu tego zestawu, kiedy będzie potrzebny:)
Fajny zestaw 🙂
Kosmos z robotami i przybijankę zapisałam do kupienia – są fantastyczne 🙂
Konkretny ten zestaw 😉 Ja też mam zawsze skitrane po szafach zapomniane lub nieotwierane jeszcze zestawy, najczęściej też plastyczno-robótkowe. Choć ostatnio najczęściej jak potrzebuję chwili spokoju to wystarczy, że wręczę pannie farby, klej i kolorowy papier. Sama sobie wymyśla wycinanki, naklejanki itd. A gdy już nie mam pomysłu, a potrzebuję na cito pare minut to dzwonimy do babci, one sobie pogadają dobrych kilka chwil, a ja na szybko ogarnę co trzeba. Tak wiem, potrzebny do tego telefon 😉
Mój zestaw specjalny dla ALi to kartki, wycinanki, nożyczki i klej, dużo kleju. Najlepiej do tego jeszcze cała masa ścinek od czegokolwiek. Przy takim zestawie wszystkie nasze kolorowanki, wyklejanki i naklejki blakną i lądują w kącie.
Ona zdecydowane woli sama tworzyć 🙂
Mam całą szafkę z takimi zestawami na wszelki wypadek 🙂 U nas są niezbędne w chorobie, gdy nie można wyjść na dwór albo w bardzo deszczowe dni. Też mam w niej dużo naklejek (podobne z Melissa&Doug ;)), ostatnio hitem były książki ze ścieralnym flamastrem do ćwiczenia pisania, no i obowiązkowo jakieś ciasto/plasto-liny, bo to niezmiennie hit. Zawsze mam też kilka schowanych książeczek na czas gdy ja jestem w słabszej formie i nie mam siły na bieganie/skakanie itp. a chętnie posiedzę na kanapie i coś poczytam.
Ponoc wsadzenie do ryzu pomaga na utopiony telefon:) bo ryz wciaga wode
Nie pomogło, ekran kaput :/
Super post z pomysłem. Ja dla 1,5 rocznej Basi jeszcze takich zestawów nie mam (choć dzisiaj posiłkowałam się starą schowaną zabawką grającą, o której zapomniała)… ale chyba powoli powinnam zacząć kompletować. Efekt nowości jest nie do pobicia. Dzięki za inspirację!
Stare zabawki też są super 🙂 Co zapomniane, to nowe 🙂